[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pogodziła się z tą myślą. Nawet zatroskana twarz doktora Pontera podczas
ostatniego badania babci nie uzmysłowiła jej, że koniec był już tak bliski.
Mówił z wielką powagą o trudnościach w oddychaniu, które powodowały
niedotlenienie mózgu i w konsekwencji sprawiały, że Rose zapominała tak
wiele. Mówił o woskowatej bladości jej skóry i o siniejących czubkach
palców. Lecz tak naprawdę Lara nie słyszała go. Bo nie chciała słyszeć. Tak
jak nie chciała zauważyć u Rose coraz większych trudności w mówieniu.
Nie wiedziała, jak długo trwała tak bez ruchu. Nagle uświadomiła sobie,
że nie jest sama. Uniosła głowę. W drzwiach stał Cal.
- Wejdz - szepnęła, ocierając policzki wierzchem dłoni. Podszedł bliżej i
stanął niezdecydowany. Patrzył prosto w jej oczy.
RS
44
- Chciałabym podziękować ci za wszystko, co zrobiłeś dla mnie w ciągu
ostatnich dni - powiedziała.
Kiwnął głową bez słowa.
- Postąpiłeś bardzo ładnie, nie zważając na to, co ci powiedziałam ... -
zaczęła.
- Miałaś rację - przerwał jej, unosząc rękę.
- To mnie nie usprawiedliwia - odparła i znów zaczęła płakać.
Usiadł obok niej, wziął za rękę i czekał cierpliwie.
- Cieszę się, że przyszedłeś - powiedziała, gdy uspokoiła się nieco. -
Rozmawiałam dzisiaj rano z adwokatem Rose. Wygląda na to, że sprzedam
ranczo.
Znowu pokiwał głową.
- Nie spieszyłabym się z tym tak bardzo, ale są długi do spłacenia. A
poza tym Jim Stampley oznajmił, że zostanie tylko do września. Już od
dawna planował kupno jakiejś małej farmy, tylko... czekał z tym, aż Rose...
- Lara nie mogła dokończyć rozpoczętego zdania.
Cal mocniej ścisnął jej dłoń. Lara z trudem przełknęła ślinę.
- Tak więc w sytuacji, gdy Jim zapowiedział swoje odejście, a przed
drzwiami ustawia się kolejka Wierzycieli, nie widzę innej możliwości. Nie
mam zielonego pojęcia o hodowaniu koni, nie wiem, kto mógłby zastąpić
Jima... a adwokat powiedział, że zna pośrednika, który może znalezć
potencjalnych kupców.
- Rozumiem.
- I tylko wciąż mam wrażenie, że Rose chciałaby, żebym zatrzymała El
Cielo" - dodała słabym głosem. - Włożyła w to miejsce tyle pracy, że wstyd
mi oddawać je w obce ręce.
Cal milczał.
- Czy zostaniesz ze mną, aż znajdzie się jakiś kupiec? - spytała. Zbyt go
potrzebowała, by unosić się pychą.
Wahał się przez moment.
- Oczywiście - odparł.
- Dziękuję.
Cal zamierzał powiedzieć coś jeszcze, lecz przy drzwiach zadzwięczał
dzwonek.
Lara spojrzała na zegar.
- O Boże! - rzuciła. - To agent. Zupełnie zapomniałam. Muszę pokazać
mu ranczo. - Wybiegła do holu. Otwierając drzwi, zajrzała przez ramię do
kuchni.
Cala już tam nie było.
RS
45
Minął lipiec. Nadszedł sierpień. Porażający upał nie ustępował. Przez El
Cielo" płynął nieprzerwany strumień ludzi, oglądających posiadłość.
Przyjeżdżali agenci ziemscy, handlarze końmi i zwykli ciekawscy. Wtykali
nosy w każdy zakamarek, opukiwali każdą belkę zabudowań, robili notatki.
Lara wyceniła całość dość nisko, trochę poniżej ceny rynkowej. Byle tylko
szybko dokonać transakcji. Skutek był taki, że jej agenta wprost zasypano
ofertami. Opiewającymi na śmiesznie niskie kwoty. W tej sytuacji Lara
podała mu swoje warunki, które powinien mieć na względzie, odpowiadając
na propozycje. Zmniejszyło to radykalnie liczbę telefonów, które musiała
odbierać. Ale ani o krok nie zbliżyło jej do celu.
Larze coraz bardziej zaczęła doskwierać samotność. Próbowała zaradzić
temu, wydzwaniając do przyjaciół w Chicago. Lecz zwiększyło to tylko jej
rachunki za telefon. I nic więcej.
Cal pracował sumiennie. Ale nie przychodził już na obiady. Po śmierci
Rosę powiedział Larze, że dawne ustalenia nie obowiązują. Widać było, że
starał się uniknąć intymności wspólnych posiłków. Nie powiedziała mu
więc, że dla jednej wspólnie spędzonej godziny dziennie gotowa była
każdego dnia serwować na obiad nawet pieczeń cielęcą.
Od śmierci Rose Lara unikała Boba Traska. Ale po jakichś trzech
tygodniach przyjęła zaproszenie na lunch w Red Springs. I tak musiała być
w mieście, by spotkać się z adwokatem. Poza tym tak była przygnębiona
kontaktami - a raczej ich brakiem - z Calem, że przystała na propozycję
Boba. Musiała coś zmienić. Choć na chwilę oderwać się od nasłuchiwania
kroków Cala, jego głosu, od rozglądania się za nim. Kilka godzin
spędzonych z dala od domu, od miejsca, gdzie w każdej chwili mógł wyjść
niespodziewanie zza węgła, powinno dobrze jej zrobić. Kiedy wyjeżdżała,
Cal pracował przy drodze. Ustawiał właśnie nową skrzynkę na listy.
Podniósł głowę i długo patrzył za odjeżdżającym samochodem.
Było to ich pierwsze spotkanie w ciągu ostatnich dziesięciu dni.
Rozmowa z prawnikiem przeciągnęła się nieco i kiedy Lara weszła do
restauracji, Bob już na nią czekał. Uśmiechnął się szeroko na powitanie,
- Cześć. Tęskniłem za tobą - powiedział.
- Miło to słyszeć. Byłam bardzo zajęta. Sprzedanie rancza wymaga
bardzo dużego wysiłku - powiedziała, sięgając po kartę.
- Tylko dlatego mnie unikałaś? Lara spojrzała na niego, zaskoczona.
- Od śmierci Rose widziałem cię tylko raz. Podczas czuwania przy
zmarłej.
- Już ci to tłumaczyłam, Bob. Przepraszam, ale nie byłam w nastroju do
spotykania siÄ™ z kimkolwiek.
RS
46
Przerwali rozmowę, gdyż przy stoliku pojawiła się kelnerka. Kiedy
przyjęła zamówienie i odeszła, Bob powiedział:
- Sądziłem, że może to mieć coś wspólnego z tym twoim pracownikiem.
- Z Calem? - spytała ostrożnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl