[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Dopiero jutro. Wyjdę stąd w środku nocy.
Stanęła na palcach i pocałowała go w usta. Ależ między nimi iskrzy!
Colin obudził się z dziwnym uczuciem, że ktoś mu się przygląda. Otworzył oczy i niemal
skoczył jak oparzony, kiedy w odległości kilku centymetrów zobaczył uśmiechniętą buzię
Dylana.
 Ceść, Kołin.
Zegar wskazywał siódmą trzydzieści. Cholera jasna. Nie tak miał wyglądać ten poranek.
 Cześć, kolego! Dlaczego nie jesteś w łóżku? I jak wyszedłeś z pokoju?
 Pseskocylem!  obwieścił z dumą.
Jasne. Skoro pokonał szczebelki łóżeczka, dlaczego miałby sobie nie poradzić z bramką?
 Houston, mamy problem.  Colin szarpał Rowenę za ramię.
Wymamrotała coś na znak sprzeciwu. Nic dziwnego. W końcu zasnęli cztery godziny
temu.
 Obudz się! Musisz to zobaczyć.
 Za wcześnie  powiedziała, nie otwierając oczu.
 Mamy towarzystwo.
 Jakie&  Przetarła oczy i wsparła się na łokciach.
Otworzyła oczy i wyskoczyła z łóżka z prędkością błyskawicy.
 Dylan, dlaczego nie jesteÅ› w swoim pokoju?
 Przeskoczył bramkę  wyjaśnił Colin.
Buzkę Dylana rozświetlił szeroki uśmiech.
 Ja jestem duzy.
Rowena chyba przypomniała sobie, że krzyk na nic się nie zda, bo wzięła głęboki oddech
i uśmiechnęła się sztucznie.
 Tak, skarbie. Jesteś duży. Idz obejrzyj bajkę w telewizji, a mamusia się ubierze.
 Dobze.
Kiedy zniknął za drzwiami, opadła na poduszkę.
 Cholera jasna!
 Przepraszam. To moja wina. Byłem zmęczony podróżą i zasnąłem. Czuję się okropnie.
 Nie możemy mu tego robić.
 Wiem. Przepraszam.
 Od tej pory spotykamy się wyłącznie przy basenie.
 Oczywiście. Jesteś na mnie zła?
 To również moja wina. Może nawet bardziej. Powinnam była wstać i sprawdzić, co
u niego. Teraz musimy cię stąd wyekspediować.
 Dobrze, ale najpierw chciałem ci coś powiedzieć& Jako że nie możesz być moją
oficjalną partnerką w sobotę, pomyślałem, że moglibyśmy odegrać mały teatrzyk.
Udawalibyśmy, że się nie lubimy, a potem wymknęlibyśmy się chyłkiem i skradli trochę czasu
dla siebie. Co ty na to?
 O czym mówisz? Co jest w sobotę?
 Twój ojciec wydaje doroczny bal.
 Ach, zupełnie zapomniałam!
 Zatańczysz ze mną?
 Z przyjemnością. Problem w tym, że mnie tam nie będzie.
 Nie będzie cię?
 Będę w podróży.
Co takiego? Nic nie wspominała o wyjezdzie.
 DokÄ…d siÄ™ wybierasz?
 Albo będę miała grypę.
Grypę? Przecież dopiero wyzdrowiała!
 Nie rozumiem.
 W związku z moim skandalicznym zachowaniem na przyjęciach zostałam raz na
zawsze usunięta z listy gości. Trzy lata temu byłam w ciąży, więc musiałam odpoczywać. Dwa
lata temu opiekowałam się Dylanem, który złapał fatalne przeziębienie. W zeszłym roku& 
Zmarszczyła nos.  O, przypomniałam sobie. W zeszłym roku odwiedzałam chorą przyjaciółkę.
 Czy to nie cudowny zbieg okoliczności, że każda z tych wymówek stawia cię
w korzystnym świetle?
 To głupia formalność, bo każdy wie, dlaczego mnie tam nie ma. Od lat nie pokazuję się
publicznie. Ludzie pewnie myślą, że wciąż piję. Albo zapomnieli o moim istnieniu. Przynajmniej
senator ma takÄ… nadziejÄ™.
 A czego on siÄ™ boi? %7Å‚e co zrobisz?
 Mogę powiedzieć jakiś sprośny żart w doborowym towarzystwie. Albo odpłynąć na
perskim dywanie. Podczas tańca mogę zachować się zbyt wylewnie wobec syna ambasadora.
Albo, uważaj, to mój ulubiony psikus, wylać podwójne martini na wiceprezydenta.
 Brzmi to, jakbyś była duszą towarzystwa.
 Byłam chodzącym i mówiącym, a czasem bełkoczącym przykładem tego, jak nie należy
się zachowywać podczas przyjęć dyplomatycznych. Naprawdę nie mogę go winić za to, że nie
chce mnie tam widzieć.
Ktoś zastukał do drzwi apartamentu.
 To pewnie Betty  rzekła Rowena.  Dylan otworzy.
Po chwili rozległ się niski głos, który absolutnie nie mógł należeć do Betty, chyba że
rozpoczęła intensywną terapię hormonalną.
 Dziadek!  zawołał Dylan.
Rowena spojrzała na Colina.
 Schowaj się  syknęła przestraszona.
ROZDZIAA PITNASTY
 Ale gdzie?  zapytał.
 Gdzieś.  Poderwała się i zarzuciła na siebie szlafrok. Desperacko próbowała sobie
przypomnieć, czy zostawili na podłodze w salonie niezbite dowody grzechu.  W łazience. Albo
pod łóżkiem. Gdziekolwiek!
Wychodząc z pokoju, zamknęła drzwi. Nie miała pojęcia, po co ojciec miałby zaglądać
do sypialni, ale wolała nie ryzykować.
Siedział na kanapie i trzymał wnuka na kolanach. Dylan żywo mu o czymś opowiadał.
 Dzień dobry  powiedziała, udając ziewanie.  Zdawało mi się, że ktoś wszedł.
 Dylan pokazał mi bliznę. Szybko się goi. Szczęście, że Colin się nim wtedy zajął.
 No jasne.  Rowena uśmiechnęła się do Dylana. Nagle zastygła. A jeśli Dylan opowie
dziadkowi inne rzeczy o Colinie, na przykład, że dziś rano leżał w łóżku mamusi?
Ledwie o tym pomyślała, Dylan zaszczebiotał:
 Kołin być mój tatuś.
 Twój tatuś?  Senator spojrzał na Rowenę.
 Dylan.  Miała nadzieję, że jej głos brzmi spokojnie, a nie jakby lada moment miała
dostać palpitacji.  Przecież mamusia już ci tłumaczyła. Colin opatrzył ci ranę, ale to nie znaczy,
że będzie twoim tatusiem.
 On tu śpił!  Malec nie dawał za wygraną.
A niech to. Trzeba natychmiast coś wymyślić.
 Tak, kochanie. Zpi w domu dziadzia. Pracują razem, pamiętasz?  I zanim Dylan zdążył
odpowiedzieć, dodała:  Umyj szybko ząbki i pościel łóżko. Potem mamusia cię wykąpie.
 Dobzie.  Pocałował dziadka w policzek i poczłapał do swego pokoju.
 Troszkę się zaspało  zauważył cierpko ojciec.
 Dopiero siódma trzydzieści.
 Nie sądzisz, że Dylan jest jeszcze za mały, żeby tak się szwendać po domu bez opieki?
 Szwendać? Mówisz o nim jak o psie.
 Wiesz, o co mi chodzi. A jakby zrobił sobie krzywdę?
Miała już dość ciągłego usprawiedliwiania się. Tak jakby on był idealnym ojcem!
 Obudził się pięć minut temu. Wkładałam szlafrok, kiedy zapukałeś. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl