[ Pobierz całość w formacie PDF ]

az jesteśmy razem i tak mi dobrze. Posłuchaj
mnie, myślę, że powinniśmy się pobrać.
Musia śmiała się.
 Ty jak dowódca: raz, dwa, lewa! Zaraz po-
brać się. A myśmy nawet nie pomówili ze sobą jak
należy.
Znajdowała na oślep drogę w ciemności i
opierała się na jego ręce, żeby być bliżej niego. A
on nie orientował się, nie patrzył na drogę, chci-
wie ściskał jej rękę przeszkadzając iść naprzód.
 Przez ciebie czułem się dziś w fabryce, jak-
bym był chory  powiedział.  Mówią, że to
zdarza się raz w życiu.
Na nadbrzeżnym bulwarze stanęli koło kami-
ennej balustrady. Wiatr wstrząsał nagimi gałązka-
mi akacyj. Z rejdy biegły szybkie fale rozbijając się
o nadbrzeże. W dole pluskała czarna niby dziegieć
woda zalewając kamienną ściankę. Musia popraw-
iła berecik, oczy jej błyszczały. Objął ją, gdy tylko
podniosła ręce. Ale uwolniła się i pociągnęła go na
ławkę. Nieoczekiwanie zaczęła mówić o fabryce.
88/127
 Masz duże zdolności, Sasza  powiedziała
 Nejman ceni ciÄ™ bardzo. Ale obecnie jest z
ciebie niezadowolony, wiem o tym. Mówi, że
wszędzie widzisz braki i chcesz je naprawiać. To
denerwuje ludzi, a poza tym... Bronisz głupiego
wniosku Ejbata i stajesz przeciwko wszystkim.
Może coś pomyliłam, ale przykro mi, bo ty jesteś
taki prosty i uczciwy, a uważają ciebie niemal za
intryganta. Nejman mówił...
 Musiu, wybacz, zostawmy to wszystko 
rzekł posępnie Basow  to wszystko wcale nie tak
wyglÄ…da. Ty nie wiesz, Musiu ...
Schyliła głowę w milczeniu i rysowała ob-
casem na piasku. To milczenie zmąciło ich radość.
 Może byłoby lepiej dla ciebie, żebyś pra-
cował spokojnie jak wszyscy  odezwała się Mu-
sia prostodusznie  możesz stać się człowiekiem
o dużym znaczeniu. Ja na przykład jestem zdolna,
ale nie z tego nie wyszło, chyba dlatego, że nie
posiadam ambicji. Ale dla ciebie pragnęłabym nie
byle czego. Powinieneś pracować jak wszyscy, ale
... lepiej niż wszyscy!
Basow słuchał i gładził jej rękę. Jej słowa
wydawały mu się dziwne, ich sens zaledwie
docierał do niego. Musia cofała rękę chcąc zwrócić
jego uwagę na to, co mówiła. Ogarnęło go
89/127
zniecierpliwienie i powiedział nie myśląc niemal,
co mówi:
 Postaram się załagodzić wszystko. Nie myśl
o tym. Kocham ciÄ™.
Musia poweselała i pozwoliła się objąć.
 Mój kochany  rzekła serdecznie  no,
powiedz, jak nam będzie razem?
Od czasu do czasu zdarzały się w fabryce we-
sela. Na weselach Basow grywał na harmonii i
obserwował nowożeńców. Zdawało się, że młode
pary umyślnie skazywały siebie na różne
niewygody, żeby kolektyw mógł się trochę zabaw-
ić. Zdarzało się, że chłopak, gdy się ożenił, był
obojętny na wszystko wokół i znikał z fabryki, gdy
tylko rozlegał się gwizd syreny fabrycznej. To było
wstrętne. I Basow nie żałował, że u niego wszystko
ułożyło się inaczej.
Musia przyszła do niego po dyżurze.
Przyniosła ze sobą kuferek z rzeczami i stos
sukienek. Była bardzo cicha i spokojna, i Basow
patrząc na nią dziwił się, jak szybko i prosto
wszystko się ułożyło. Musia zaczęła od tego, że
zamiotła podłogę. Podkasała spódnicę, zupełnie
tak samo, jak to czyniły sprzątaczki w fabryce i
wymiotła niedopałki spod stołu. Zmiotła z sufitu
pajęczynę i zawiesiła firaneczkę na oknie.
90/127
Basow patrzył na jej bose nogi, równie drobne
i silne jak jej dłonie. Umęczyło go czekanie pod-
czas wietrznych nocy nad morzem. Stał się
nieśmiały i spoglądał na nią wdzięcznymi oczami.
Taki był stale w pierwszych dniach ich wspólnego
pożycia i Musia była zadowolona.
 Dobry masz charakter, dowódco  mówiła
 wydaje mi się, że cię znam od dzieciństwa.
Basow starał się wracać wcześniej z fabryki
i wtedy chodzili na spacery. W kinie nie patrzył
niemal na ekran  lubił obserwować ją z boku.
Siedziała wyprostowana, z szeroko otwartymi
oczami, w których odbijała się ruchoma, padająca
na ekran smuga światła. Myślał o tym, że ta miła
kobieta, która ma w sobie tyle radości życia, jest
teraz najbliższym mu człowiekiem, ale on nie
może opowiedzieć jej o swoim ciągłym niezad-
owoleniu i o swoich obserwacjach w fabryce, bo
ona pragnie żyć jak wszyscy i bezgranicznie
wierzy w autorytety. A jednak było mu z nią do-
brze i nie czuł, jak mija czas.
Niekiedy przychodzili goście. Byli to koledzy
biurowi Musi lub też jej znajomi z bursy. Musia
wkładała białą suknię  coś przeistaczało się w
niej, jak gdyby umyła się ranną rosą. Obserwował
ją ukradkiem i było mu smutno.
91/127
 Chcę dzisiaj robić głupstwa  szepnęła Ba-
sowowi do ucha  bądz trochę wyrozumiały,
kochany.
Przychodził Istomin, inżynier służby łączności.
Pachniał perfumami, a jego gładko przyczesane
włosy lśniły w świetle lampy. Pysznił się i nie za-
czynał mówić, póki nie umilkli wszyscy inni. Musia
mrugała porozumiewawczo do dziewcząt i prze-
chodząc potrącała jego wyciągnięte nogi.
 Posuńcie się  mówiła bezceremonialnie 
nie można przejść. Usiądzcie gdzieś z boku.
Nazywała go po prostu %7łorżem i nic sobie z
tego nie robiła, gdy urażony wzruszał ramionami.
Basow pił herbatę i puszczał pierścienie dymu.
 Muśka  zwracał się do niej dobrodusznie
 dlaczego obrażasz człowieka?
Basow czuł się dobrze, gdy ludzie dokoła we-
selili się. Warto było na to stracić wieczór. Zagrał-
by chętnie na harmonii, ale Muśka nie znosiła tego
instrumentu.  To bałaganiarska muzyka  maw-
iała. Za to Istomin grał dobrze na gitarze  z
werwą trącał struny zaginając różowy mały palec.
Przesuwał przy tym papierosa w sam kącik ust
i patrzał badawczo na Musię. Panny wtórowały
śpiewem. Prostoduszna Liza Zwonnikowa szeptała
do Musi: . Popatrz tylko, opętałaś chłopaka.
92/127
Zgłupiał na amen, wygląda jak fakir. Zobaczysz,
powiem Saszce!
Parskała śmiechem i kryła się za plecami
Musi.
 Głupia  śmiała się Musia och, jakaś ty głu-
pia!
Istomin popijał herbatę i spokojnie mierzył
wzrokiem dziewczęta.  Znalazłem się tutaj przy-
padkiem  zdawało się mówić jego spojrzenie 
zaraz wstanę i odejdę". Czekał cierpliwie, kiedy
nastąpi ogólne milczenie.
 Dziwne bywają chwile w życiu  mówił
z przekonaniem.  Szedłem dzisiaj ulicą, przede
mną o jakieś dziesięć kroków szła kobieta.
Smukła, krok taki lekki. Zdawało mi się ... Byłem
nawet przekonany, że to... słowem, pewna osoba,
o której myślałem w tej chwili. Zawołałem ją i
odwróciła się. Wyobrazcie sobie  twarz całkiem
nieznajoma!
Dziewczęta słuchały z półotwartymi ustami.
Musia uśmiechała się obojętnie.
 Wszystko to wymyśliliście w tej chwili,
przyznajcie siÄ™!
Basów przysłuchiwał się rozmowie i studiował
Istomina. Przypomniał sobie, że Musia powiedziała
mu kiedyś o Istominie:  W tym człowieku podoba
93/127
mi się jego niezależność. Zna swoją wartość i nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl