[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przytulenia się do kogoś bliskiego. Przypomniała sobie słowa babci Krysi sprzed
wielu lat. Babcia mówiła wtedy o swoim zaginionym synu Alku:  Jeżeli kogoś
naprawdę kochamy, to chcielibyśmy, żeby żył wiecznie, nawet z dala od nas. %7łycie
to nadzieja, a śmierć nie daje człowiekowi już żadnych szans".
Babcia Eleonora przyjęła smutną wiadomość nad podziw spokojnie.
- Takie jest życie - mruknęła. - Wszyscy kiedyś odejdziemy z tego świata.
Potem jednak zamknęła się w swoim pokoju i nie usiadła do kolacji. Na pogrzeb
nie poszła, nie chciała konkurować z drugą żoną. Miała też lekki żal do Miry i
Agnieszki.
- Sam dobrowolnie was porzucił, więc po co te gesty? - spytała z wyrzutem,
widząc że wybierają się na cmentarz.
- To nie gesty, to potrzeba, mamo. Choćby z uwagi na ładne wspomnienia.
Agnieszka była tego samego zdania i przytuliła się mocno do mamy. Na cmentarzu
zdała sobie sprawę, że w jakimś sensie uczestniczy w pogrzebie własnego
dzieciństwa. Nie było już dziadka, który uczył ją chodzić i mówić, za parę dni
miała dostać świadectwo dojrzałości i dołączyć do grona dorosłych. Tak naprawdę
nie czuła się zbyt dojrzała. To znaczy czasem się czuła, a czasem wcale. Szła
ulicą, widziała dziewczynki
286
grające w gumę i bardzo im zazdrościła, że tak sobie mogą skakać aż do skuchy i
potem znowu od początku, a jej już nie wypada pograć w gumę, w klasy ani nawet
wywalić języka na kolegów.
Uroczyste rozdanie świadectw kończyło czteroletni okres nauki w liceum. Mama z
tatą mieli przynajmniej porządny bal maturalny, a ona musiała się zadowolić byle
jaką studniówkę: w bieli, granacie i na płaskich obcasach. Szkolne życie
Agnieszki zdominowały wydarzenia, na które nie miała najmniejszego wpływu.
Przyszło jej żyć w ciekawych czasach, co u takich na przykład Chińczyków jest
traktowane jako przekleństwo. Podstawówkę zaczynała w epoce gierkowskiej, kiedy
wydawało się, że wreszcie nastały w miarę normalne czasy. Z pomocą cioci Zosi,
która swoje pieniądze z ojcowizny przekazała chrze-śniaczce, rodzice Agnieszki
kupili nową skodę i w wakacje zaczęli objeżdżać kraj. Ale już po
siedemdziesiątym szóstym roku sen o normalności okazał się jeszcze jedną fikcją,
prawdą zaś były wydarzenia w Radomiu. Kiedy Agnieszka zdawała do liceum w
siedemdziesiątym dziewiątym roku, nigdzie nie można było dostać granatowego
materiału na spódnicę. Na szczęście babcia, która miała naturę chomika, znalazła
w szafie cały kupon. Powtarzała wtedy niezmiennie, że tak pustych, smutnych
sklepów nie było nawet w latach powojennych. %7łyło się od podwyżki do podwyżki,
od reglamentacji do reglamentacji, z kartkami w portfelu zamiast schabu na
talerzu, to znowu bez kartek, ale z cenami komercyjnymi.
- Co za nędza! - westchnęła kiedyś Mira.
- Nędza? - obruszyła się Eleonora. - Prawdziwej nędzy to ty nie znasz, więc nie
opowiadaj. Jakbyś jadła pierogi nadziewane tłuczonymi ziemniakami i niczym
więcej, to byśmy pogadały. Teraz to jest umęczenie dla ludzi, wiesz? Niby nic
nie ma, a jak zakombinujesz, wymienisz kartki papierosowe i wód-czane na inne,
to i mięso masz, i czekolady kawałek. Nic tylko trzeba kombinować.
287
Do kombinowania, pieczenia piernika z marchwi i wymiany kartek babcia nadawała
się idealnie. Była wręcz stworzona do radzenia sobie, umiała zdobywać to, co
wydawało się nie do zdobycia i nawet w tych najtrudniejszych czasach jej rodzina
biedy nie zaznała. A już na pewno nie zaznała jej Agnieszka, chroniona przez
babcię i rodziców. Ale czasy z całą pewnością nie były normalne.
Babcia, która po pewnych wahaniach została wielką zwolenniczką Gierka, bardzo
szybko zmieniła front i zaczęła z sentymentem wspominać czasy gomułkowskie.
- Mamo, ciebie powinno się nagrywać na magnetofon, bo masz bardzo krótką pamięć.
Mam ci przypomnieć, jak psioczyłaś na ciągłe podwyżki cen? - pytała Mira.
Pytała oczywiście daremnie, bo Eleonora pamiętała tamte czasy zupełnie inaczej.
Powstanie  Solidarności" bardzo ją przeraziło, nie rozumiała strajków, chciała
pojednania i pewnego jutra. Jedyna w domu przyjęła stan wojenny z ulgą, a kiedy
czwartego stycznia osiemdziesiątego drugiego roku Agnieszka mogła wrócić do
szkoły, odetchnęła pełną piersią. W jadalni na parterze nie można było mówić
dobrze o  Solidarności" ani wiązać z tym ruchem żadnych nadziei na przyszłość,
więc na dole się nie mówiło i nie wiązało, za to na górze ani Mira, ani Grzegorz
nie robili tajemnicy z faktu, że oboje byli członkami nowego związku. Agnieszka
pozostawała neutralna, wolała poczytać sobie o Polsce Jagiellonów. Tam już nic
nie dało się zmienić ani przeinaczyć, było, jak było.
- Nie możesz uciekać od rzeczywistości - perswadował tato.
- Nie uciekam, tylko prawdÄ™ o moich czasach poznajÄ… dopiero moje pra-, prawnuki.
I nie pytaj mnie, skąd to wiem, bo wiem - odpowiadała, szykując się spokojnie do
matury.
Liceum pożegnała z ulgą. Cieszyła się nawet, że na koniec nie było żadnego balu.
Podobnie jak kiedyś jej mama, tak i ona nie miałaby z kim iść, bo nie tylko
brakowało jej chłopaka, ale
288
także przyjaciółek gotowych pośpieszyć z pomocą. Kończyła świetną szkołę, ale
klasa całkiem jej się nie udała. Nie było paczek, wielkich ani małych przyjazni,
każdy ciągnął w swoją stronę i bacznie patrzył, żeby inni go nie prześcignęli.
Poza dwoma, może trzema koleżankami, z którymi mogła porozmawiać na przerwie,
nikogo więcej nie zdołała polubić. Zresztą od zwierzeń i pogaduszek miała swoje
dziewczyny ze Słowackiego, zwłaszcza Gosię i Marzenę, na więcej towarzyskich
kontaktów nie wystarczyłoby czasu. Chodziła na dodatkowe lekcje rysunku i
angielskiego, poza tym miała własne zainteresowania. Lubiła na przykład siedzieć
w domu, słuchać muzyki i czytać, całkiem jakby niegdysiejsze  żywe srebro"
dostało nagle ołowianych nóg. Pod tym względem chyba zmieniła się najbardziej: z
towarzyskiego dziecka stała się prawie odludkiem, lubiącym samotne spacery. Z
Szerokiej, przerobionej teraz na deptak, wchodziła w pierwszą lepszą uliczkę, w
Szczytną, Podmurną, Strumykową, błądziła sobie tu i tam, odnajdując wciąż jakieś
ciekawe, zapomniane detale architektury. Zaczynała się poważnie obawiać, że nim
skończy studia, nie zostanie już nic ciekawego do konserwowania. Był to
oczywiście lęk na wyrost.
Egzamin na studia zdała bez kłopotów i od pazdziernika mogła pokazać, na co ją
naprawdę stać. Z przeciętnej uczennicy wyrosła na prawie wzorową studentkę.
Prawie, ponieważ nawet na ulubionym kierunku zawsze znajdą się jakieś przedmioty
mniej lubiane, jakaś ekonomia albo coś równie nieprzydatnego, przynajmniej na
pierwszy rzut oka. Studia zmieniły Agnieszkę nie do poznania. Już nie była
singlem z upodobania. Miała wreszcie wymarzoną paczkę przyjaciół, a nawet [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl