[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kiedy gość pojawił się w gabinecie, Tweed wstał, żeby podać
mu rękę.
-Przyleciałeś chyba concorde'em. Jestem ci naprawdę bar-
dzo wdzięczny.
-Wazeliniarstwem nie zjednasz mnie na długo - z ironicznym
uśmiechem odparł Kent.
Keith Kent, mężczyzna po czterdziestce, nosił elegancki granato-
wy garnitur w prążki, miał porządnie przycięte ciemne włosy i mło-
do wyglądającą twarz, na której malowała się skromność i inteli-
gencja. Usiadł na krześle, które wskazał mu Tweed, i rozejrzał się.
-Dzień dobry wszystkim. Nie wiem, jak możecie nadążyć za
tym facetem, szczególnie po jego niedawnym treningu. O co cho-
dzi tym razem? -Wziął kopertę, którą podała mu Paula, a potem
spojrzał jej w oczy. - Musimy się umówić na kolację we dwoje.
-Kiedy tylko chcesz.
-Dziś wieczorem. W Ivy, o siódmej, możesz?
-Doskonale. - Położyła mu dłoń na ramieniu. - Tylko przełóż-
my to na jutro. Tweed będzie wtedy ze swoją blond seksbombą.
-Nie sądzę, żeby Lucindzie spodobało się, jak o niej mówisz.
- Tweed się uśmiechnął.
-Przecież jest blondynką i ma w sobie tyle energii co bomba,
prawda?
81
Kent studiował plik dokumentów pokrytych mrowiem liczb.
Spojrzał na Tweeda i zmarszczył brwi.
-Jeśli chcesz jutro mieć raport, to się przeliczyłeś. To jest
bardzo skomplikowana księgowość. Ktoś naprawdę dobry
opraco-
wał to według własnej metody. A może opracowała?
-Opracowała. To była kobieta.
-Ale nie rzeczoznawca, rewident księgowy?
-Owszem.
-Tak pomyślałem.  400 min". Czterysta milionów. Obroty tej
firmy muszą być znacznie większe. Na razie tylko tyle potrafię
powiedzieć. - Jeszcze raz rzucił wymowne spojrzenie Pauli, która
siedziała teraz za swoim biurkiem po drugiej stronie gabinetu.
- O siódmej w Ivy?
-Pamięć jeszcze mnie nie zawodzi, Keith. Spóznię się trochę.
-Kobiety zawsze się spózniają. - Kent znów uśmiechnął się
ironicznie. - Szczególnie inteligentne, jak ty.
Kiedy wyszedł, Harry Butler, jak zwykle ubrany w starą wiat-
rówkę i dżinsy, podszedł do biurka Tweeda i postawił na podłodze
torbę ze swoimi narzędziami.
-Paula szepnęła mi ha ucho, że masz dla mnie pilną robotę. .
Mam sprzęt, mogę jechać.
-Wielka amerykańska lodówka, której nie potrafimy otwo-
rzyć. I szafka z cienkimi drzwiczkami i dwoma patentowymi
zam-
kami. Zawiozę cię. Bob - Tweed zwrócił się do Newmana -
zajmij
się wszystkim, kiedy mnie nie będzie.
-Jadę z wami - oświadczyła Paula tonem niezrloszącym sprze-
ciwu.
Na Yelland Street było cicho i pusto tak samo jak wtedy, kiedy
przebywali tam ostatni raz. Podczas gdy Tweed parkował przed
domem Christine, Paula wyjęła z torebki aparat fotograficzny.
- Zamierzam skopiować to zdjęcie Christine, które dała nam
jej siostra. Mówiła, że ma jeszcze jedno, ale jestem pewna, że to
dla niej cenna pamiÄ…tka.
Kiedy znalezli się w środku, Tweed zaprowadził Butlera do
kuchni w głębi domu. Paula zajrzała do salonu, gdzie Tweed
zostawił fotografię Christine na fortepianie. Zrobiła trzy.zdjęcia
fotografii, a potem włożyła oryginał pod pachę i dołączyła do
kolegów.
- Dobre banhamowskie zamki - powiedział Butler, pracując
małą maszynką przy szafce. Następnie specjalnym kluczem, któ-
82
ry przyniósł ze sobą, otworzył oba zamki. Odszedł na krok od
szafki i zaprosił Paulę do jej otworzenia.
Zajrzała ostrożnie do środka i zamarła. W środku znajdował
się stos półek, które najprawdopodobniej zostały wyjęte z szafy.
Obok leżały starannie zapakowane paczuszki z jedzeniem. Paula
cofnęła się o krok, ponieważ dochodził z nich nieprzyjemny za-
pach zgnilizny.
- Drzwi lodówki nie są zablokowane - zawołał Butler. -Trzeba
po prostu przesunąć rączkę do dołu, a potem do góry.
Znów pozwolił Pauli otworzyć. Wytarła spocone dłonie
o spodnie i podeszła do lodówki. Tweed w tym czasie po raz dru-
gi sprawdził szafki. Pokonując wewnętrzny opór, Paula otworzyła
drzwi zgodnie z instrukcjami Butlera. Przesunęła rączkę ku doło-
wi i zatrzymała się. Wzięła głęboki oddech, a potem przesunęła
rączkę ku górze, ściskając ją dłonią w gumowej rękawiczce.
Drzwi lodówki otworzyły się ciężko i po kuchni rozszedł się łatwy
do rozpoznania odór rozkładającego się ciała.
- O, Boże! - jęknęła. - Tylko nie to!
Tuż przed sobą zobaczyła twarz Christine Barton. Głowa mar-
twej kobiety spoczywała na plastikowej półce wewnątrz lodówki,
gardło było poderżnięte od ucha do ucha. Jej zmasakrowane na-
gie ciało upchnięto na innych półkach lodówki. Strzępy poodcina-
nych mięśni leżały starannie zapakowane w plastikowe torebki.
- Jezu! - krzyknÄ…Å‚ Butler.
Tweed, który już zdążył poczuć smród, odepchnął Paulę i zamk-
nął drzwi lodówki. Obrzydliwy zapach wypełniał całą kuchnię.
Tweed złapał Paulę za ramię.
- Z powrotem do salonu. Harry, zamknij drzwi do holu.
W salonie Paula opadła na fotel i głęboko odetchnęła świeżym
powietrzem. Tweed trzymał rękę wyciągniętą w jej stronę, zasta-
nawiała się po co.
-Twój telefon komórkowy - zażądał. - Dzwonię po Buchana-
na. Mam nadzieję, że będzie mógł sprowadzić profesora
Saafelda.
On zawsze chce obejrzeć ciało, zanim zostanie zabrane.
-Chyba powinnam... - wyjąkała nagle Paula - zadzwonić do
AnnÄ™.
-Jeszcze nie. Mam nadzieję, że Saafeld będzie umiał zama-
skować jakoś to poderżnięte gardło, kiedy ciało trafi do kostnicy.
To okropne, ale Annę będzie musiała zidentyfikować zwłoki.
13
odzinę pózniej Tweed samotnie jechał na Park Crescent. Bu-
chanan dotarł na miejsce przed jego odjazdem, razem z bry-
G
gadą śledczą. Profesor Saafeld jakimś cudem mógł przyjechać
kilka minut wcześniej. Koniecznie chciał zobaczyć ciało ofiary,
zanim - jak to nie przebierając w słowach, wyraził -  ci rzeznicy
zniszczą wszystkie ślady".
Paula siedziała z Annę na Champton Place. Tweed telefonicz-
nie polecił Pete'owi Nieldowi, żeby jak najszybciej również tam
pojechał. Zdecydował, że Pete, sympatyczny i spokojny mężczy-
zna, będzie właściwym człowiekiem na właściwym miejscu, kie-
dy Annę wróci z kostnicy, gdzie miał zabrać ją w wiadomym celu
profesor Saafeld.
Jechał w godzinie szczytu, posuwał się więc w żółwim tempie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl