[ Pobierz całość w formacie PDF ]
coś z Maksem. Zawstydzona zastanawiała się, czy ktoś widział ich
zakazany pocałunek. Jej matka mawiała, że służący wiedzą
wszystko...
114
ous
l
a
and
c
s
Wieczorem uparła się, że sama wejdzie na piętro. Max odrzekł
rzeczowo:
- Nie bądz głupia, Rosa, jesteś wykończona. Zaniosę cię.
- To będzie trudniejsze niż znoszenie na dół. - Zerknąwszy na
jego onieśmielającą minę, próbowała wywalczyć kompromis. - No
dobrze, wejdę tyle, ile zdołam, a dalej mnie zaniesiesz.
Wytrzymała jego spojrzenie. Przez sekundę bała się, że przegra,
ale w końcu Max wzruszył ramionami.
- Niech ci będzie.
Zaczerpnęła powietrza, zacisnęła zęby i doszła na półpiętro. Tam
nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Max wziął ją na ręce z kamienną
twarzą i wniósł wyżej.
Rosa wlepiała wzrok w obrazy na ścianie, imponującą kolekcję
pejzaży z osiemnastego wieku. Po chwili zebrała się na odwagę.
- Dlaczego Giovanni tak na mnie patrzy? - spytała.
- Nie wiem - odparł Max, a Rosa usłyszała zdziwienie w jego
głosie.
A zatem i on to zauważył.
- Chyba nikt nas wtedy nie widział? - spytała cicho.
- Nikt nas nie widział - odparł spokojnie. - Giovanni zna mnie
bardzo dobrze. Może coś podejrzewa, nic więcej.
Zaniepokojona przygryzła górną wargę. Max na nią nie patrzył,
ona zaś nie skomentowała jego ostatniego zdania.
- Wyjadę, jak tylko będę mogła - oświadczyła w końcu. - Mam
nadzieję, że już żadne winnice nie zostaną zaatakowane.
115
ous
l
a
and
c
s
Czy naprawdę ścisnął ją mocniej, czy tylko jej się wydawało?
- Postaw mnie, proszę - powiedziała, gdy dotarli na górę.
Nie sprzeciwiał się. Rosa podniosła wzrok i dostrzegła na jego
czole krople potu.
- A mówiłam, że to za duży wysiłek. Mam nadzieję, że nie
dostaniesz przepukliny.
Max roześmiał się. Po chwili ona też się śmiała.
- Nic mi się nie stanie - odrzekł. - Dobranoc, Rosa. Zpij dobrze.
- Ty też - odparła cicho.
W jego uśmiechu było tyle ironii, że serce ją zabolało.
- Dla ciebie najważniejszy jest teraz odpoczynek. Aha. Maria,
pokojówka, ma jakąś maść, którą jej babka bardzo poleca na siniaki.
Chciałaby jej użyć i zrobić ci masaż, jeśli się zgodzisz.
- Na pewno już uzgodniłeś to z lekarzem - zauważyła Rosa.
- Uważa, że to świetny pomysł - odparł gładko. - Maria
zapewnia, że ma delikatne ręce. Pracowała w gabinecie odnowy
biologicznej na południowym wybrzeżu, więc powinna znać się na
rzeczy. Jeśli okaże się, że sprawia ci to ból, sprowadzę masażystę z
tutejszego gabinetu.
- Spróbuję wszystkiego, co może mi pomóc.
- %7łeby jak najszybciej stąd wyjechać? - spytał, uśmiechając się, i
odszedł.
Rosa odprowadziła go wzrokiem.
Przebudziła się o świcie i przeciągnęła, by sprawdzić, czy nadal
wszystko ją boli. Pokojówka obiecała, że pachnący ziołami krem do
116
ous
l
a
and
c
s
masażu zdziała cuda. I nie były to puste słowa. Siniaki pozostały
widoczne, ale ból zelżał. Kiedy Rosa poruszała się ostrożnie, wcale go
nie czuła.
- Ktoś powinien to opatentować - mruknęła, powoli wstając z
łóżka. Może w gabinecie odnowy na południowym wybrzeżu chętnie
by o tym usłyszano.
W każdym razie ona czuła się tego ranka prawie normalnie.
Przez kolejne dwa tygodnie Max dzielił swój czas między
Cattinę i stolicę. Wybrał się też na dwa dni do Genewy na spotkanie
biznesowe na wysokim szczeblu. Kiedy był w domu, Rosa najpierw
wymawiała się siniakami, a potem raportami, które przygotowywała
dla laboratorium w Nowej Zelandii, i zaraz po kolacji wracała do
sypialni, boleśnie świadoma tego, że Max dobrze skrywał ulgę.
Niemniej szybko odzyskiwała formę. Lekarz był zadowolony,
kiedy odwiedził ją po raz ostatni na gorącą prośbę Maksa.
- Wasza Wysokość, jest pani młoda i silna - powiedział. - Nie
ma pani też żadnych złych nałogów, a w takim przypadku szybko
odzyskuje się zdrowie.
- Więc kiedy mogę lecieć do Nowej Zelandii? Zmarszczył czoło.
- Tego bym nie radził. Teraz czuje się Wasza Wysokość dobrze,
ale ciało to delikatny instrument, a tak wiele godzin w niewygodnej
pozycji... - Pokręcił głową. - Proszę zaczekać jeszcze tydzień, a
najlepiej dwa. - Kiedy otworzyła usta, dodał tonem osoby świadomej,
że ma decydujący argument: - Książę na pewno się ze mną zgodzi.
I tak właśnie było.
117
ous
l
a
and
c
s
- Odeślę cię prywatnym odrzutowcem - oświadczył, kiedy
poruszyła ten temat po kolacji. - Ale nie wcześniej niż za dziesięć dni.
Doktor Fiorelli nie miał w tej kwestii wątpliwości.
- A co z tajemnicą lekarską? - spytała wzburzona.
- Najwyrazniej uznał, że ważniejszy jest jego obowiązek w
stosunku do pacjenta - odparował Max. - Ja też tak myślę. A twój szef
chce, żebyś tutaj została przynajmniej do końca miesiąca, żeby zdać
mu raport na temat postępów w naszej pracy. Zapomniałaś?
- Nie. - Spuściła wzrok na swoje dłonie, odsuwając od siebie
myśl, że uzależniła się od Maksa.
Co zrobić, jest skazana na pozostanie w Niroli, aż Max
zdecyduje, że może wracać. Nie próbowała zmienić jego zdania, znała
swoje ograniczenia.
- Mam nadzieję - podjęła, zmieniając temat - że udało mi się
wbić wszystkim do głowy, jak ważne jest prowadzenie dokładnych
notatek.
- Udało ci się - odparł z przekonaniem. - Może ci ludzie
sprawiają wrażenie nieco beztroskich, ale dokładnie wiedzą, jak wiele
od tego zależy.
- Giovanni przyrzekł, że będzie ich pilnował. - Zawahała się.
Była przesądna i bała się, czy nie kusi losu. - Nie zanosi się na to, że
pojawi się nowe ognisko choroby.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]