[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sobie w końcu o wykładzie, który miał nazajutrz wygłosić. Zaczął kartkować notatki. W kilku
miejscach trzeba było sięgnąć do tekstów zródłowych. Kerry z pewnym wahaniem sięgnął po tom
a robot natychmiast mu go odebrał.
Bez wygłupów ostrzegł go Kerry. To mi jest potrzebne.
Uczynił jałową próbę wyrwania książki z zaciśniętych czułków. Odbiornik nie zwracał na niego
uwagi. Spokojnie odstawił książkę na półkę.
Kerry stał nieruchomo, przygryzając wargi. Tego już było za wiele. Ten przeklęty robot
zachowywał się jak więzienny dozorca. Kerry rzucił się do regałów, złapał książkę i zanim radio
zdołało się poruszyć już był w hallu.
To coś szło za nim. Słyszał ciche stąpanie jego& stóp. Popędził do sypialni i zamknął drzwi od
środka. Czekał z bijącym sercem. Gałka powoli się przekręciła. Przez szparę w drzwiach wsunął się
cienki jak drucik czułek robota. Zaczął manipulować kluczem. Kerry skoczył i zamknął dodatkową
zasuwę. Ale i to nie pomogło. Precyzyjne narzędzia robota jego wyspecjalizowane czułki
odemknęły zasuwę, po czym radio otworzyło drzwi, wmaszerowało do pokoju i zbliżyło się do
Kerry ego.
Kerry poczuł panikę. Dysząc, cisnął w radio książką, która została zręcznie pochwycona w locie.
Widocznie o nic innego nie chodziło, gdyż radio natychmiast odwróciło się i wyszło, kołysząc się
groteskowo na gumopodobnych nogach i unoszÄ…c z sobÄ… zakazany tom. Kerry zaklÄ…Å‚ pod nosem.
* * *
Zadzwonił telefon. Fitzgerald.
Jak tam? Radzisz sobie?
Masz w domu Literaturę Społeczną , Cassena?
Nie sÄ…dzÄ™. A bo co?
Nic, wezmÄ™ jutro z biblioteki uniwersyteckiej.
Kerry opowiedział, co się zdarzyło. Fitzgerald gwizdnął z cicha.
WtrÄ…ca siÄ™, tak? Hmmm. Ciekawe&
Ja siÄ™ go bojÄ™.
Nie wydaje mi się, żeby chciał zrobić ci krzywdę. Mówisz, że cię wytrzezwił?
Tak. Promieniem świetlnym. Niezbyt mądrze to brzmi, przyznaję.
Wszystko jest możliwe. Wibracyjny odpowiednik chlorku tiaminy.
W świetle?
Zwiatło słoneczne zawiera witaminy. Mniejsza o to. Cenzuruje twoje lektury pewnie czyta
te książki no zasadzie superszybkiej asymilacji. Nie wiem, czym jest ta maszynka, ale to nie jest
zwykły robot.
Mnie to mówisz! obruszył się Kerry. To istny Hitler!
Fitzgerald nie roześmiał się.
Może byś zanocował u mnie? zaproponował przytomnie.
Nie w głosie Kerry ego brzmiał zaciekły upór. %7ładne głupie radio, takie owakie, nie
wypędzi mnie z własnego domu. Prędzej oberwie siekierą.
Mam nadzieję, że wiesz, co robisz. Gdyby& gdyby coś się zdarzyło, dzwoń do mnie zaraz.
Dobra Kerry odłożył słuchawkę. Poszedł do salonu i zmierzył radio lodowatym
spojrzeniem. Co to, u diabła, jest za stwór? I jakie ma zamiary? Z pewnością nie był to tylko robot.
Z równą pewnością nie był żywy; w tym sensie, w jakim żywy jest mózg koloidalny.
Zaciskając usta w linijkę, Kerry podszedł bliżej i zaczął kręcić gałkami.
Z aparatu dobył się pulsujący, synkopowany rytm zespołu swingowego. Kerry przełączył na
krótkie nic nadzwyczajnego. A wniosek z tego?
%7ładen. Odpowiedzi nie było.
Po chwili Kerry poszedł do łóżka.
Nazajutrz przyniósł na lunch Literaturę Społeczną Cassena, żeby ją pokazać Fitzgeraldowi.
Co takiego?
Spójrz Kerry przerzucił parę kartek i wskazał na pewien akapit. Rozumiesz coś z tego?
Fitzgerald przeczytał akapit.
Tak, Chodzi zdaje się o to, że warunkiem powstawania literatury jest indywidualizm. Zgadza
siÄ™?
Kerry spojrzał na niego. Nie wiem.
Jak to?
Z moją głową dzieje się coś dziwnego.
Fitzgerald zmierzwił siwiejącą czuprynę, mrużąc oczy i bacznie obserwując kolegę.
Zacznij jeszcze raz. Niezupełnie& Dziś rano zaczął Kerry z przesadną, podszytą
irytacją cierpliwością poszedłem do biblioteki, żeby sprawdzić ten właśnie kawałek.
Przeczytałem go. I nic nie zrozumiałem. Słowa. Wiesz jak to jest kiedy człowiek wysiada z
nadmiaru lektury? Trafiasz na zdanie z dużą ilością okresów podrzędnych i w nic ci się ono nie
składa. Właśnie tak to było.
Przeczytaj to teraz podpowiedział cicho Fitzgerald i pchnął książkę przez stół do
Kerry ego.
Kerry usłuchał.
Nic z tego uśmiechnął się krzywo.
Przeczytaj na głos. Będę śledził tekst razem z tobą.
I to nie pomogło. Kerry wydawał się kompletnie niezdolny do pojęcia sensu akapitu.
Blokada semantyczna to możliwe podrapał się w ucho Fitzgerald.
Nigdy jeszcze ci się to nie zdarzyło?
Nie& tak. Nie wiem.
Masz zajęcia po południu? Nie? To dobrze. Jedzmy do ciebie.
Kerry odepchnÄ…Å‚ talerz.
Dobra. Nie jestem głodny. Jak tylko będziesz gotów&
* * *
Pół godziny pózniej patrzyli obaj na radio. Wyglądało całkiem nieszkodliwie. Fitzgerald
zmarnował trochę czasu na próby otwarcia tylnej ścianki, w końcu jednak dał spokój. Z kartką i
ołówkiem zasiadł naprzeciw Kerry ego i zaczął zadawać pytania.
W pewnym momencie zatrzymał się.
A o tym mi nie wspomniałeś.
Musiałem zapomnieć.
Fitzgerald postukał ołówkiem w zęby.
Hmmm. Pierwszym działaniem radia było&
Strzelenie mnie po oczach niebieskim światłem.
Nie o to chodzi. Co ono wtedy powiedziało?
Kerry zamrugał powiekami.
Co powiedziało? zawahał się. Schemat psychologiczny sprawdzony i zakodowany
coś w tym sensie. Wtedy zdawało mi się, że to kawałek quizu, albo co. Uważasz& ?
Czy mówiło wyraznie? Dobrą angielszczyzną?
Nie, teraz sobie przypominam. Kerry skrzywił się. Słowa były zniekształcone. Akcent
na samogłoski.
Ach tak. No, jedzmy dalej.
Spróbowali testu na kojarzenie słów.
W końcu Fitzgerald ze zmarszczonym czołem opadł na oparcie.
Chciałbym porównać te wyniki z wynikami testów, które ci robiłem parę miesięcy temu.
Wygląda mi to dziwnie, bardzo dziwnie. Wiele bym dał, żeby się dowiedzieć, czym naprawdę jest
pamięć. O mnemonice pamięci sztucznej wiemy już sporo. Ale możliwe, że cała rzecz jest w
czymś całkiem innym.
Co?
Ta& maszyna, albo ma sztuczną pamięć, doskonale wyszkoloną, albo też przystosowana jest
do innego środowiska i innej kultury. Na ciebie wywarło wpływ& bardzo znaczny.
Kerry zwilżył językiem spierzchnięte usta.
W jakim sensie?
Spowodowało blokady w mózgu. Jeszcze ich nie skorelowałem. Kiedy to zrobię, być może
uzyskamy jakąś odpowiedz. Nie, to z pewnością nie jest robot. To coś znacznie więcej.
Kerry wyjął papierosa, konsoleta przemaszerowała przez pokój i podała mu ogień. Obaj
mężczyzni obserwowali ją z dławiącym, obezwładniającym uczuciem przerażenia.
Powinieneś zanocować dziś u mnie zaproponował Fitzgerald.
Nie odparł zdecydowanie Kerry. Zatrząsł się cały.
* * *
Następnego dnia w porze lunchu Fitzgerald rozglądał się po całej stołówce, ale Kerry ego nie
było. Zadzwonił do niego do domu. Telefon odebrała Marta.
Witaj! Kiedy wróciłaś?
Cześć, Fitz. Godzinę temu. Siostra się pospieszyła i urodziła beze mnie, więc wróciłam.
Marta przerwała. Fitzgeralda zaniepokoił ton jej głosu.
Gdzie jest Kerry?
Jest w domu. Nie mógłbyś wpaść, Fitz? Martwię się.
Co mu jest?
Ja& ja nie wiem. Przyjedz jak najszybciej.
Okey Fitzgerald odłożył słuchawkę, przygryzając dolną wargę. Był zaniepokojony. Kiedy
nieco pózniej naciskał dzwonek u drzwi Westerfietdów, uświadomił sobie, że słabo panuje nad
nerwami. Widok Marty jednak postawił go na nogi.
Poszedł za nią do salonu. Jego wzrok natychmiast podążył ku konsolecie, która stała w kącie
jakby nigdy nic, a następnie ku Kerry emu, usadowionemu nieruchomo przy oknie. Na twarzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]