[ Pobierz całość w formacie PDF ]
radÄ™...
- Maja, to nie tak! - zawołała Summer z rozpaczą. - Nie chodziło wcale o
jego cukrzycę, ale o to, że tak naprawdę on nigdy mnie nie kochał. On
zawsze chciał być z Alex i nie wierzył, że ona pogodzi się z jego chorobą.
- Alex? - powtórzyła Maja bezbarwnym tonem.
- Czyżbyś już zapomniała? Sama mi mówiłaś, że są bardzo blisko, a
potem zaczęło się z tą cukrzycą i John był tak przestraszony, że Alex go
odrzuci, że nawet nie dał jej szansy zachować się inaczej. Uważał, że nie
może jej się narzucać.
- O Boże, a ja myślałam, że chodzi o ciebie. Powiedziałam nawet
doktorowi Macleayowi... - Urwała i zaśmiała się krótko. - Mnie ktoś
odrzucił z powodu cukrzycy, więc pewnie w każdym przypadku wyciągam
RS
101
pochopnie taki wniosek. Ja postanowiłam żyć bez miłości, nie ryzykować.
Zresztą, nie bardzo się nadaję na żonę. Ale John, jeśli chce Alex, na co
czeka? Ta dziewczyna rzuci dla niego wszystko. Byłam w zeszłym tygodniu
w naszym hotelu na Bahamach i widziałam ją w strasznym stanie!
- On chce najpierw udowodnić, że panuje nad chorobą - wyjaśniła
Summer.
Teraz już rozumiała, dlaczego Randall łączył ją z Johnem. To
przekonanie wyrobiła w nim Maja, a ponieważ była osobą bardzo
autorytatywną, uwierzył jej bez zastrzeżeń. Kto wie jednak, czy Summer nie
za pózno o wszystkim się dowiedziała. Bardzo zniszczonych mostów
czasami nie warto naprawiać.
- To jakiś absurd! - ciągnęła Maja. - Alex wcale o tym nie marzy. Ona
przyjmie go natychmiast, bez żadnych warunków. Cóż za galimatias!
- Tak - przyznała Summer. - Straszny galimatias! Tyle że wcale nie miała
na myśli Alex i Johna.
Olivewood House został poddany licznym zabiegom odświeżającym i
doprowadzony do kwitnącego stanu. Wspaniale wyglądały trawniki
biegnące aż do portu, czystością lśniła zgromadzona w jadalni kolekcja
luster w stylu art deco. W tejże jadalni, jak również w trzech sąsiadujących
z nią salach połączonych łukowymi przejściami, ustawiono stoły na sto
dwadzieścia osób. Lesley poinformowała obsługę, że na popołudniowe
przyjęcie w ogrodzie przybędzie pięć razy tyle gości.
Lesley była ogromnie zdenerwowana przez cały piątek, zupełnie jakby
miała na głowie zorganizowanie własnego przyjęcia weselnego. Kwiaty do
ozdobienia stołów, karteczki z nazwiskami, przemówienie, markiza,
koordynacja pracy ochotników, plan awaryjny na wypadek deszczu.
W sobotę jednak z twarzy Lesley i jej sposobu bycia nie dało się
wyczytać, ile wysiłku kosztowało ją zorganizowanie imprezy, która w jej
opinii miała być największym wydarzeniem dobroczynnym ośrodka.
- Dobrze, Summer, że jesteś! - Odchyliła do tyłu głowę i odgarnęła z
czoła kosmyki siwiejących, jasnych włosów. - Chcę, żebyś przy nakryciach
rozłożyła karteczki z nazwiskami. Tutaj masz listę i błagam, nie pomyl
niczego, bo mamy co najmniej cztery pary, które od lat nie lubią się z
innymi czterema parami i nie dadzą na cele dobroczynne ani centa, jeśli
posadzimy ich przy tym samym stole. Czy mnie rozumiesz?
Uśmiechnęła się, poklepała Summer po ramieniu i pospieszyła w
kierunku ekipy, która linami odgradzała część oficjalną od części prywatnej
domu.
RS
102
Anna i Vincent Giangrande z rozmysłem wyjechali na weekend do
Nowego Jorku, zostawiajÄ…c reprezentowanie rodziny Johnowi. Summer
wzięła od Lesley listę i plan rozmieszczenia gości i rozpoczęła rozkładanie
wizytówek.
Po kilkunastu minutach natknęła się na swoje nazwisko.
Każdy z pracowników ośrodka otrzymał miejsce przy innym stole, a
także polecenie, by zabawiać gości rozmową do czasu, gdy podczas deseru i
kawy zostanie wygłoszone przemówienie. Nazwisko Randalla ujrzała na
diagramie przy sąsiednim stole i właśnie kładła przy jego nakryciu kartkę,
gdy usłyszała głos Lesley:
- Randall, spózniłeś się! Ale widzę dlaczego: wyglądasz jak z żurnala!
Myślę też, że jako mężczyzna znasz się na różnych elektrycznych rzeczach,
więc proszę, sprawdz mikrofon i głośniki we wszystkich salach.
Summer nie miała odwagi na niego spojrzeć, toteż dalej nie widzącym
wzrokiem studiowała plan miejsc. Wczoraj w pracy była boleśnie świadoma
jego obecności i nie potrafiła zdecydować, czy ma się cieszyć, czy martwić
tym, że tak rzadko się spotykają. Teraz musi z nim porozmawiać na temat
Johna, ale lepiej poczekać na dogodny moment.
Zaczęła poza tym podejrzewać, że Randall również pragnie z nią
porozmawiać, że nie jest już zły, wręcz przeciwnie: sprawia wrażenie
człowieka, który na coś czeka. Kilka razy przyłapała go na tym, że patrzy na
nią z zamyśleniem, lecz gdy tylko zwracała w jego kierunku głowę,
natychmiast umykał wzrokiem w bok.
- A kto ma w końcu przemawiać? - spytał Randall.
- Nie wiesz? Rick Blair.
- Już wiem - odparł z kamienną twarzą.
Wszedł do największej z sal w momencie, gdy Summer kładła przy
nakryciu karteczkę z nazwiskiem Ricka. Tuż za nią stało podwyższenie, na
którym Rick miał przemawiać, siedzieć zaś miał nie opodal, przy stole
Randalla.
Summer musiała oddać Lesley sprawiedliwość: Randall istotnie wyglądał
wspaniale. Miał na sobie jasnoszary garnitur i śnieżnobiałą koszulę. Jego
ciemne, przetykane srebrnymi nitkami włosy były doskonałe przystrzyżone,
głęboka opalenizna zaś nieco przybladła i nadawała jego rysom szlachetny
wygląd. Gdy powolnym ruchem okrążał stoły, zmierzając najwyrazniej w
jej kierunku, Summer poczuła, że uginają się pod nią kolana.
- Witaj - mruknął i musnął dłonią jej ramię.
RS
103
Poczuła, że materia jedwabnej, turkusowej sukni przykleja się do jej
skóry. Randall minął ją i poszedł dalej, zanim zdołała odpowiedzieć na jego
pozdrowienie.
Odpowiedzieć? A czy zmysły nie zrobiły tego za nią? Czuła niemal
pieczenie w miejscu, gdzie spoczęła ręka Randalla, przez jej ciało przebiegł
dreszcz. On zdawał się tego nie zauważać, ale tym lepiej. Właśnie włączył
mikrofon i z podium dobiegły ją charakterystyczne trzaski.
Wyczuła w nim jednak coś innego - coś jakby cechę świadczącą o tym,
że dawny Randall, nieobecny przez kilka tygodni, właśnie wrócił. Podobała
jej się ta zmiana, nie miała jednak odwagi domyślać się, co mogłaby
znaczyć.
Była bardzo ciekawa przemówienia Ricka Blaira i miała pewność, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]