[ Pobierz całość w formacie PDF ]
słowa, trochę z gniewu, trochę zaś ze wstydu. Podając mu następnie jego broń, rze-klem:
- Teraz poznałeś mnie rabusia , ale nie opowiadaj tego nikomu, gdyż cię wyśmieją. Sądzę, że
pojedziesz do kulluku.
181
Wejdz tam na drugie piętro i otwórz drzwi, ażeby wypuścić zamkniętych asakerów, a wówczas
poznają oni prawdziwego właściciela tego munduru. To będzie jedyny twój czyn bohater-ski, o
którym będziesz mógł szeroko rozpowiadać. A jeżeli jednak ośmieliłbyś się tu dzisiaj jeszcze
powrócić, dostaniesz kulkę w łeb. Teraz możesz pójść! Niechaj Allah obdarzy twą głowę tym,
czego jej dotychczas całkowicie brakowało. A mia-nowicie ... odrobiną rozumu!
I teraz nie wyrzekł ni słowa, mimo że go obraziłem. Gdy
wyruszył, patrzyłem za nim przez pewien czas i zauważyłem, że
rzeczywiście skierował konia w stronę kulluku. Zaraz też po-
tem i my~my ruszyli w drogę. Rais sprowadził ze sobą z domu
; dla Marah Durimeh łagodnego muła. Natomiast Hamawan-
dowie nie wszyscy mogli jechać, gdyż nie mieliśmy pod dostat-
, kiem koni. Wprawdzie mieli nadzieję, iż będą mogli przywła-
s szczyć sobie wierzchowce owych dwunastu Dawuhdijehów,
wysłanych na zwiady, a którzy rano przejechali obok nas i
prawdopodobnie zostali ujęci przez Hamawandów. Gdy zapy-
tałem, jakie będą na przyszłość panowały stosunki między obu
plemionami, Jamir odrzekł, iż jego zdaniem, powinien nastą-
pić szczęśliwy powrót Hamawandów i Dawuhdijehów do do-
mostw, gdyż nie przelano przecież krwi. %7łałował tylko, że
podróż jego była daremna, jeżeli chodzi o ranę chłopca. Wów-
czas matka Khudyra przypomniała sobie lekarstwo, o którym
mówiłem. Podałem im szczegółowy opis sposobu przyrządza-
nia i zmieszania roślin sukatan, dabahh i kurat, dzięki którym
osiągnięto rzeczywiście pożądany skutek. Kto bowiem przybę-
dzie w tamtejsze okolice, może się z łatwością przekonać, na
jakiego cieleśnie i duchowo zdrowego młodzieficawyrósł mały
182
Khudyr.
O Jamirze, jego ojcu, muszę niestety powiedzieć, iż błogo-sławieństwo Marah Durimeh nie
sprawdziło się na nim. Dal-sze jego losy są powszechnie znane, wobec czego wspomnę tylko
krótko, że po zaszczytnej karierze, zaszczytnej w zrozu-mieniu Kurdów, został zdradziecko
zamordowany w namiocie księcia perskiego Sill-i-Sułtana, a potem krwawo pomszczony przez swą
małżonkę, która stanęła na czele Hamawandów. To już jednak nie nai ~ży do niniejszej opowieści.
Jechaliśmy częściowo tą samą drogą, którą poprzednio przybyliśmy, po czym rozstaliśmy się z
Jamirem i jego ludzmi. Następnie skierowaliśmy się na północ, a na krótko przed wieczorem
rozłożyliśmy się obozem na polanie leśnej. Cały wieczór i prawie cała noc były poświęcone
rozmowie mojej z Marah Durimeh.
KONIEC
[ Pobierz całość w formacie PDF ]