[ Pobierz całość w formacie PDF ]
On przytulił ją mocno i uśmiechał się nad jej ramieniem. Wygrał oto starcie z Sivertem
Stornesem. Ruth należy do niego!
ROZDZIAA 6.
Mali obudziła się o świcie, bo słyszała hałasy dochodzące z kuchni. Był drugi dzień świąt,
dzień przed weselem. Bo jednak wesele się odbędzie, domyśliła się tego natychmiast, kiedy
wczoraj Sivert wrócił do domu.
- Ruth jest jak zaczadziała - powiedział do Mali. - Rozmawialiśmy długo i ona nawet
płakała. Tam dzieje się naprawdę coś bardzo złego, tyle zdołałem zrozumieć. Ona jednak nie
odważyła się nawet pisnąć, o co chodzi.
Patrzył na Mali i palcami przeczesywał włosy. Oczy mu pociemniały z frustracji i
rozpaczy.
- Całą noc dzisiaj myślałem - ciągnął dalej. - Czy ty nie zauważyłaś, żeby Samuel... że on
siÄ™ odnosi zle do Ruth?
- No wiesz, co to znaczy zle - zastanawiała się Mali niepewnie. - Widzę przecież, że ona
nie wygląda na zadowoloną. Nawet niekiedy robi wrażenie kompletnie wystraszonej. Ale
misjonarz jest taki dominujący - westchnęła zmartwiona. - Nie pomyślałabym jednak, że
mógłby...
Przyglądała się Sivertowi z niepokojem we wzroku.
- A jak ty sądzisz, co on mógłby jej robić? - spytała cicho, nie przestając na niego patrzeć.
- Nie, no nie wiem. Ale zdarzało mi się słyszeć o takich jak on, którzy głoszą co innego
zwyczajnym ludziom, sami zaś prowadzą zupełnie inne życie. Ludzie chorzy na władzę,
człowiek nigdy nie wie, czego się po nich spodziewać.
- Chyba nie myślisz, że on mógłby podnieść na nią rękę? - Mali wpatrywała się w Siverta
przerażona. W jej oczach było niedowierzanie i strach.
- Ty chyba wiesz lepiej niż większość ludzi, co mężczyzna może zrobić swojej żonie -
odparł Sivert, wpijając w nią wzrok. - I podnieść rękę, i zmuszać ją do...
Umilkł i głośno wciągnął powietrze.
- Zrozumiałem przecież to i owo, kiedy ostatnio byłem w domu - dodał. - Nie
powiedziałaś mi za wiele i nie chciałaś się wdawać w szczegóły, aleja i tak swoje
zrozumiałem. Zresztą gdzie indziej też widziałem i słyszałem podobne rzeczy.
- Nie! On nie może...
Stłumiony krzyk wyrwał się z gardła Mali. Nagle pojawiły się wspomnienia o tym, co
musiała znosić ze strony Johana. Również w sypialni. Na myśl o tym zaczęła dygotać. Chyba
Samuel nie jest taki jak Johan?
- On jest misjonarzem, Sivert - powiedziała, ujmując syna za rękę, jakby szukała u niego
pociechy i wsparcia. - Jest kimś, kto... kto powinien żyć zgodnie z nakazami Biblii i...
- To, że jest misjonarzem, nie ma tu żadnego znaczenia - odparł Sivert. - Tacy zresztą
często są najgorsi, bo oni to wszystko robią w imię Boże. Ja nie sądzę, że wszyscy są tacy.
Spotkałem wśród nich wielu uczciwych ludzi. I dobrych, którzy pragną dobra dla swoich
bliznich. Którzy niosą im pociechę i nadzieję na zbawienie. Spotkałem jednak wielu takich
jak Samuel. Oni istnieją wszędzie, zarówno w miastach, jak i na wsiach. Straszą ludzi takich
jak Ruth, odbierają im szacunek dla samych siebie oraz zdrowy rozsądek. I on mi właśnie na
takiego wygląda ten cały Langmo. W każdym razie takie na mnie robi wrażenie - dodał
ponuro.
- Ale... ale czy my coś możemy zrobić? - pytała Mali w rozpaczy. - On może zniszczyć
Ruth życie, jeśli... ona nie jest na to wystarczająco silna.
Pomyślała teraz, ile ją kosztowało przeżycie tych lat z Johanem. A Ruth nie ma takiej siły
jak ja, stwierdziła ze zgrozą. Ona sama zniosła wszystko, bo była do tego zmuszona. Musiała
chronić rodzinę. A mimo to nie wyszła z tego małżeństwa cało. Grzech pierworodny będzie ją
prześladował do końca życia. Do końca życia będzie na niej spoczywać odpowiedzialność za
to, by konsekwencje jej grzechu nie wyrządziły więcej szkody bliskim, niż się to już stało.
Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że nie jest panią swego losu. Grzech pierworodny okazał
się od niej silniejszy. Rozchodził się niczym kręgi na wodzie i obejmował przyszłość całych
pokoleń, a ona musiała się temu przyglądać bezradnie.
- Moglibyście jej zabronić tego małżeństwa - podpowiedział Sivert. - Ona ma tylko
osiemnaście lat i nie jest jeszcze w pełni dorosła w rozumieniu prawa. Jeśli więc
zaprotestujecie przeciwko temu małżeństwu, to będzie musiała... będzie przynajmniej musiała
poczekać, tak myślę. Może się zastanowi. Może tymczasem odzyska zdrowy rozsądek.
Otworzą jej się oczy i zobaczy, kim właściwie jest ten jej Samuel Langmo - mruczał Sivert.
- Zabronić jej? Ależ my nie możemy tego zrobić - wyjaśniła Mali, spoglądając na Siverta.
- Myśmy podpisali i wysłali prośbę o zgodę na to małżeństwo. Tak jest, byliśmy do tego
zmuszeni, bo Ruth rzeczywiście ma dopiero osiemnaście lat. Zresztą to tylko formalność,
zwłaszcza że ani Havard, ani ja nie zgłaszaliśmy żadnych pretensji. Nie mogliśmy jej przecież
zabronić, Sivercie - powtórzyła Mali, patrząc na niego z rozpaczą. - Nie mogliśmy tego
zrobić, skoro ona... i wtedy nie mieliśmy pojęcia, że on jest taki, jak myślisz. Poza tym i ona...
ona też powinna zareagować sama, gdyby Samuel... gdyby on...
Znowu zalała ją fala wspomnień. Przecież ona też o wszystkim milczała. A pózniej, w
miarę upływu czasu, zdała sobie sprawę, że większość kobiet przeżywających podobne udręki
zachowuje się tak samo. %7ładna z nich nic nie mówi. Dlaczego Ruth miałaby postąpić inaczej.
Zwłaszcza że sama twierdzi, iż zasłużyła sobie na taki los, bo zgrzeszyła.
- W każdym razie ja nic więcej zrobić nie mogę - poinformował Sivert. - Ona jest
zdecydowana stanąć jutro przed ołtarzem.
Mali skinęła głową.
- Dziękuję ci mimo wszystko - wyszeptała i puściła jego rękę.
Właściwie to powinna pomagać w domu w przygotowaniach do wesela. Zamiast tego Mali
wzięła Johannesa i wyszła na dwór. Czuła, że potrzebuje powietrza. Musi zrobić coś innego,
nie tylko krzątać się po domu i martwić. Poza tym było dla niej ważne, by możliwie jak
najlepiej wykorzystać czas z wnukiem. Wizyta dziecka jest zbyt krótka, wydawało jej się
więc, że powinna spędzać z nim wszystkie drogocenne chwile, niezależnie od tego, że
szykuje siÄ™ wesele.
Dzień był pogodny, mrozny i cichy.
- Dokąd idziemy? - spytał Johannes, z zainteresowaniem podnosząc wzrok ku babce.
- Pomyślałam sobie, że może trochę pojezdzimy na saneczkach - zaproponowała Mali. -
Albo możemy robić coś innego, co ty byś chciał?
- Na sankach jezdziłem już wczoraj z mamą - rzekł. - Bo te sanki, które od was dostałem,
są naprawdę śliczne - pośpieszył z wyjaśnieniami. Najwyrazniej się przestraszył, że babka
pomyśli, iż nie jest zadowolony z prezentu. - Pózniej jeszcze będziemy dużo jezdzić. Ale
teraz najchętniej poszedłbym do zwierząt.
Znowu spojrzał na Mali pytającym wzrokiem. Ona uśmiechnęła się i pogłaskała go po
policzku. Sama powinna się była domyślić, dokąd chłopiec chciałby pójść. Oczywiście, do
zwierzÄ…t.
- W takim razie idziemy do obory - rzekła, biorąc go za rękę. - I powiem ci, że być może
czeka tam na nas pewna niespodzianka - dodała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]