[ Pobierz całość w formacie PDF ]
go pięściami po twarzy tak długo, aż w końcu jest trudniejsza do
rozpoznania niż twarz Genie u kresu jej życia. Nie wyobrażał sobie, by
cokolwiek mogło mu dać większą satysfakcję niż zemsta na człowieku,
który zabił jego siostrę.
Gdyby nie McCall, byłaby teraz prawdopodobnie szczęśliwą żoną i
matką. Nadal jezdziłaby konno, rzucała lassem, ścigała się. Jego wzrok
powędrował bezwiednie w stronę boksu, w którym znajdowała się
ukochana klacz Genie. Kto by pomyślał, że koń przeżyje swojego
właściciela?
I kto by pomyślał, że McCall ośmieli się wrócić po tylu latach do
Kadoka? Wyjechał stąd zaledwie kilka tygodni po opuszczeniu szpitala
tamtego tragicznego lata i nigdy tu nie przyjeżdżał. Deck nie wiedział,
dokąd się udał, i wcale go to nie obchodziło. Gdyby McCall nie wrócił i
nie kupił sąsiedniego rancza, pozostałby dla Decka na zawsze przykrym
wspomnieniem i niczym więcej.
Ale wrócił. I musiał zapłacić.
50
RS
Przez ponad dziesięć lat zemsta była jedynie mrzonką. Ale teraz, gdy
McCall wrócił, mogła się urzeczywistnić. I urzeczywistni się, postanowił
Deck.
Dwa dni pózniej, wieczorem Deck siedział w barze przy niskim,
drewnianym stoliku i pił piwo. Wbrew zapowiedziom, śniegu spadło jak
na lekarstwo. Było za to wszędzie pełno błota i kałuż.
Nie widział Silver, odkąd został wyproszony z jej domu. Były to dla
niego dwa bardzo długie dni, ale tylko dlatego, że chciał już przystąpić do
uwodzenia siostry McCalla.
Drzwi otworzyły się i zaraz potem zatrzasnęły z hukiem. Deck
pchnął nogą krzesło stojące po drugiej stronie stolika. Zachwiało się, ale
Marty złapał je w ostatniej chwili, po czym natychmiast się na nim
usadowił.
Zdjął z głowy brązowy kapelusz i rzucił go niedbale na stolik.
Następnie sięgnął po kufel Decka i pociągnął z niego spory łyk.
- Hej! - zaprotestował Deck. - Zamów sobie. Jego brat wyszczerzył
zęby.
- Zaraz to zrobiÄ™.
Po chwili podeszła kelnerka i Marty poprosił o beczkowe piwo.
- Marty, próbujesz uchronić brata od kłopotów?
- Tak, Lula. To moje stałe zajęcie.
Pulchna blondyneczka zachichotała, puszczając oko do Decka z
przesadną poufałością.
- Wiem.
51
RS
Deck nie uśmiechnął się. Mówiono, że Lula Piersen spała z połową
facetów z okręgu Jackson. Nie był jednym z nich i chciał, żeby tak
pozostało.
- Hej, Lula, kiedy za mnie wyjdziesz? - Marty lubił flirtować i szło
mu to bardzo dobrze, czego nie można było powiedzieć o Decku. Ale
Deck nie odczuwał takiej potrzeby. Gdy miał ochotę na kobietę, zazwyczaj
była jakaś pod ręką, gotowa zaspokoić jego żądzę. Wolał jednak spędzać
czas na rozmowach ze swoimi zwierzętami. Tak przynajmniej było do
przyjazdu Silver Jenssen.
Lula uniosła brwi, rozbawiona.
- Marty, jest wiele rzeczy, które chciałabym z tobą robić, ale
małżeństwo nie wchodzi w grę. Nie mam zamiaru zostać macochą tego
strasznego łobuziaka, twojej córeczki.
Posłała im jeszcze jeden słodki uśmiech i odeszła od stolika. Marty
pokręcił głową i westchnął.
- Cholera, znowu dostałem kosza. Deck chrząknął znacząco.
- Ciekaw jestem, jaką byś miał minę, gdyby powiedziała tak".
Marty wybuchnął śmiechem, po czym spojrzał przeciągle na brata.
- Ja też. - Potem spoważniał i zaczął się drapać po brodzie. -
Zrobiłem dzisiaj coś szalonego.
- Tylko dzisiaj?
- Kretyn. - Marty wyciągnął z kieszeni pomiętą kartkę papieru i
przesunął ją po blacie stolika w stronę Decka. - Zamieść to w gazetach w
Rapid City i Pierre.
Deck rozwinął kartkę i skrzywił się na widok charakteru pisma
Marty'ego. Potem przeczytał:
52
RS
- S-B-M, 30+ - przerwał i spojrzał na brata. - Co to? Jakiś szyfr?
Nowy typ oleju?
- Nie, idioto. - Marty pokręcił głową. - To ogłoszenie. Pochylił się
nad stolikiem i wyrwał Deckowi kartkę z ręki.
- Samotny biały mężczyzna po trzydziestce - rozszyfrował Marty i
czytał dalej: - Dobrze prosperujący farmer szuka żony, gotowej zająć się
dzieckiem i domem. Oferuje bezpieczeństwo, wierność i wysoki poziom
życia.
Deck nie zdołał się powstrzymać i zachichotał. Bał się jednak, że
zaraz zacznie wyć ze śmiechu.
- Chcesz dać ogłoszenie matrymonialne? Marty zrobił się czerwony
jak burak
- Co w tym złego? - zapytał, obruszony. - Nie mam czasu na zaloty, a
ponieważ mieszkamy niedaleko dużego miasta, na pewno znajdą się jakieś
kandydatki.
Deck pokręcił głową, próbując zachować powagę.
- Rzadko czytuję gazety - powiedział - ale nawet ja wiem, że nie ma
na świecie kobiety, która po przeczytaniu tego ogłoszenia chciałaby na nie
odpowiedzieć. Lepiej, żebyś od razu wynajął gospodynię i opiekunkę do
dziecka.
- Nie chcę gospodyni - żachnął się Marty. - Chcę żony. -Jego
policzki jeszcze bardziej spąsowiały. - Nie chcę dłużej spać sam.
- Ten problem da się rozwiązać bez ślubu - uświadomił starszego
brata Deck.
- Aatwo ci mówić. - Marty spojrzał na niego gorzko. - Ty nie
pozwoliłeś tamtemu facetowi choćby przedstawić się Silver McCall.
53
RS
[ Pobierz całość w formacie PDF ]