[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podobało jej się to, że Charlie ma go wciąż przy sobie. Przynajmniej teraz mogłaby udawać, że ta
straszna broń nie istnieje. Mogłaby też udawać, że nic z tego, co się stało, w ogóle się nie zdarzyło.
Przynajmniej przez chwilÄ™...
Skakała po kanałach, starając się unikać wiadomości, ale w końcu się poddała i zostawiła stację CBS,
czekając na Jaya Leno. Oparła się mocniej o poduszkę i zamknęła oczy, pamiętając, jak bardzo chciała to
zrobić jeszcze godzinę temu. Próbowała myśleć o czymś, co pozwoliłoby jej się odprężyć i zapomnieć o
broni.
Właśnie dlatego chodziła na spacery. By się odprężyć i nie myśleć o złych rzeczach. Nic dziwnego,
że tak bardzo zesztywniał jej kark i że to uczucie wcale nie ustępowało. Kiedy była ostatnio na spacerze?
Trzy dni temu? Może dwa? Wydawało jej się, że od tego czasu minęło ładnych parę tygodni. Zresztą za
bardzo się spieszyła w czasie ostatniego spaceru, bo miała się przecież spotkać z Jaredem w Cracker
Barrel. Przechadzka wcale jej wtedy nie rozluzniła, a wręcz przeciwnie. A potem przypomniała sobie
zniszczone przez piorun drzewo. To z dziwną kartką, której treść doskonale pamiętała: Nadzieja jest tym
upierzonym stworzeniem na gałązce . Nie rozumiała tego zdania i wciąż ją to gryzło, a teraz nawet
zwiększało jej niepokój. Otworzyła oczy i bezwiednie spojrzała na Andrew, który wpatrywał się w
telewizor niczym zahipnotyzowany.
Hej... Nagle urwała. Nie wiedziała, jak się do niego zwracać. Wydawało jej się, że oficjalne
formy nie mają żadnego sensu. Hej, Andrew!
Na chwilę oderwał wzrok od telewizora, poprawił się w fotelu i znowu wgapił się w ekran.
Andrew, znałeś ten wiersz, wiesz, ten o którym mówił Jared... A może znasz coś Emily Dickerson?
Dickinson mruknÄ…Å‚, nawet na niÄ… nie patrzÄ…c.
Co?
Emily Dickinson.
Właśnie mówię.
Tak, jasne.
Wciąż patrzył w telewizor. Melanie oparła się na łokciu i wyrecytowała:
Nadzieja jest tym upierzonym stworzeniem na gałązce.
Wreszcie popatrzył na nią z pewnym zainteresowaniem. Ucieszyła się, że zaczął jej słuchać.
Co to znaczy? spytała.
Dlaczego chcesz wiedzieć?
Jak nie wiesz, to po prostu powiedz.
Nadzieja to mały ptak, który śpiewa gdzieś w nas i którego nie można uciszyć. Spojrzał jej w
oczy. To ona podtrzymuje nas na duchu i nie pozwala się poddać, nawet jeśli sytuacja wydaje się
beznadziejna. Tylko coś naprawdę strasznego może przerwać tę piosenkę, czy to będzie samolot, który
niszczy cały budynek, czy czyjaś bezsensowna, niepotrzebna śmierć. To z jej powodu kupujemy losy na
loterii i bierzemy udział w igrzyskach olimpijskich. Ona pomaga nam przetrwać chorobę i śmierć
bliskich. To tyle.
Znowu odwrócił wzrok, jakby nic nie powiedział.
Melanie nie miała czasu, żeby sobie to wszystko przemyśleć, ponieważ w telewizji pojawiły się
kolejne wiadomości:
%7łona Randy ego Fultona odnalazła ciało męża w ich domu na południowych przedmieściach
Nebraska City. Tego samego dnia została też zastrzelona Helen Trebak, sprzedawczyni ze sklepu na stacji
benzynowej. Policja uważa, że obu morderstw dokonali ci sami przestępcy, którzy napadli wczoraj na
Bank Handlowy Stanu Nebraska, zabijając cztery osoby i ciężko raniąc jedną. Policja ujawniła dziś
nazwiska tych osób. Są to...
Melanie nacisnęła na oślep jakiś guzik. Już tego, co usłyszała, było jej aż za wiele. Wiedziała, że
telewizja kłamie. Przecież Jared nie zabił tego farmera! Była z nim prawie cały czas... Znowu spojrzała
na ekran, gdzie w jakiejś innej stacji pokazywano inne ofiary. Jedna z nich wydała jej się znajoma. Tylko
dlaczego? Może po prostu kogoś jej przypominała...
... Rita Williams, trzydziestodziewięcioletnia kelnerka z restauracji Cracker Barrel...
Od razu sobie przypomniała. Ich kelnerka. Ta, z którą drażnił się Jared.
Melanie spojrzała na syna, chcąc sprawdzić, czy on też ją rozpoznał. Wydawało się, że Charlie nie
zwraca uwagi na cały ten koszmar, ale teraz usiadł na łóżku i podciągnąwszy nogi aż pod brodę, zaczął
się kiwać. Wyglądał tak, jakby za chwilę miał zwymiotować. Zanim zdołała cos powiedzieć, wrzasnął:
Wyłącz to! Wyłącz to, kurwa!
ROZDZIAA PIDZIESITY SZÓSTY
22.15
Max Kramer siedział w saloniku, jedynym pomieszczeniu, które jego pieprzona małżonka pozwoliła
mu urządzić według własnego gustu. Patrzył w noc, popijając drogie wino ze zbiorów Lucille. %7łona nie
znosiła, kiedy samowolnie brał butelki przeznaczone na te jej wystawne i potwornie nudne przyjęcia.
Dziś wybrał stare beaujolais, importowane przez Alaina Jugeneta, który, jako jeden z niewielu,
przestrzegał wszystkich tradycyjnych reguł związanych z transportem i przechowywaniem win. Podobno
nawet trzymał je w beczkach do dziesięciu miesięcy przed zabutelkowaniem.
Max nie wiedział o winach zbyt wiele prawie nic w porównaniu z żoną chociaż pamiętał, iż czytał
gdzieś, że beaujolais jest jedynym białym winem, które bywa czerwone . Bardzo mu się to spodobało.
Jak również opis mówiący o żywym kolorze i głębokim smaku, który pozwala ugasić pragnienie i tym
podobne bzdury, które nie robiły na nim wrażenia. Bardzo jednak odpowiadało mu to, że beaujolais było
inne, niż mogłoby się wydawać. Tak jak on. Uniósł kieliszek i obrócił nim, obserwując, jak wino spływa
po brzegach. Uśmiechnął się, myśląc, że Lucille na pewno nie będzie zadowolona, kiedy odkryje brak tej
butelki.
Nagle usłyszał sygnał swojej komórki. Spojrzał na stojący w kącie zegar i stwierdził, że jest za
pózno, by ktoś mógł dzwonić w interesach. Nie rozpoznał też numeru dzwoniącego. Wiedział, że
powinien mu pozwolić nagrać wiadomość, ale napił się jeszcze wina i wiedziony ciekawością odebrał
telefon.
Halo, tu Max Kramer.
JesteÅ› sam?
Rozpoznał ten głos, ale chciał, żeby rozmówca sam mu się przedstawił.
Halo? Kto mówi?
A jak, kurwa, myślisz?! Możesz gadać?
Jestem sam, mów, o co chodzi. I dodał w myśli: może mi przynajmniej wyjaśnisz, dlaczego w
ogóle mam cię słuchać.
Potrzebujemy nowych dokumentów, najlepiej praw jazdy powiedział rozkazująco Jared Barnett.
I forsy. Tylko się nie wygłupiaj, to muszą być małe nominały. Około dwudziestu pięciu tysięcy dolarów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]