[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wodospadem! Czy nie zdaje sobie sprawy, że w ten sposób można zginąć?
- Jeśli tak bardzo o tym marzysz, to wolna droga, ale nie ze mną ani nie z firmą
Wodne Szaleństwa. Chciałabym jeszcze trochę pożyć na tym świecie.
- To co zrobimy, gdy się tam dostaniemy? - spytała zaniepokojona Midge.
- Obejdziemy go - wyjaśnił Robby. - Przeniesiemy ponton lądem wzdłuż wodospadu i
wrócimy na rzekę w bezpiecznym miejscu.
- Jaka szkoda. - Rozczarowana Patty westchnęła, ale mnie kamień spadł z serca.
Nagle Robby zawołał na cały głos:
- Uwaga, wszyscy wytężyć wzrok! Przed nami Mokra Eska. Widzicie?
Też pytanie! Przed nami bystry prąd rzeki zakręcał najpierw w prawo, a potem w
lewo; woda kotłowała się na ostrych głazach hucząc i strzelając w górę pióropuszami kropli.
Wcisnęłam mocniej stopę w szczelinę między dnem pontonu a moim miejscem i
postanowiłam w duchu, że tym razem nie dam się wyrzucić w spieniony nurt.
- Przygotujcie się! - wrzasnął Robby. - Ostry skręt w prawo! Teraz!
Siedzący na prawej burcie znów z całych sił wiosłowali pod prąd, a my, na lewej,
mocno ciągnęliśmy w przód. Znów, jak wczoraj, kiedy ponton wpadł w wir i Ted wleciał do
wody, poczułam się tak, jakby koryto rzeki się pod nami zapadało, ale tym razem nie ogarnęła
mnie panika. Przynajmniej jeszcze nie w tym momencie. Trzymaj się i słuchaj Robby'ego,
powtarzałam sobie w myślach. Wiosłuj z całych sił, mocno wepchnij nogę pod siebie...
- W tył! - zawołał Robby i w chwilę pózniej mocno w coś uderzyliśmy, a wstrząs
wyrwał mi stopę z bezpiecznego miejsca.
Wtedy właśnie ogarnęła mnie panika. Prąd rzucał pontonem na wszystkie strony,
oblewały nas spienione fale.
O rany, nie mam oparcia, myślałam gorączkowo. Znów mnie zmyje do wody!
W naszą burtę uderzyła potężna fala; poleciałam na dno głową w przód i na chwilę
straciłam przytomność. Kiedy udało mi się usiąść i rozejrzeć, na chwilę aż dech mi zaparło z
przerażenia. Nie zobaczyłam Midge, Alana i Patty, a na domiar złego i Robby'ego!
Mimo jego zapewnień, jakoś nie wierzyłam, żeby i on mógł kiedykolwiek wpaść do
wody! Gdzie on jest? Gdzie Patty i reszta? Musimy ich uratować! I czy bez sternika Larry,
Ted i Frank potrafią przeprowadzić ponton przez Mokrą Eskę?
- Gale! - usłyszałam wołanie Larry'ego. - Rusz się i łap za wiosło! Wpadniemy na
skałę, jeśli natychmiast się stąd nie wywiniemy!
Nadal oszołomiona i przerażona, wczołgałam się na swoje miejsce. Ted i Frank usiedli
przy burcie, żeby choć w części zastąpić brakujących członków obsady.
- Do przodu! Ciągnijcie mocno! W przód! - zawołał Larry.
Wiosłując z całych sił, dostrzegłam przed sobą w białej kurzawie dwie postacie
podskakujÄ…ce niczym korki na spienionej wodzie.
Tylko dwoje? - pomyślałam w panice. Kogo jeszcze brakuje? Ale nie potrafiłam
nikogo rozpoznać, bo w kamizelkach ratunkowych i kaskach wszyscy wyglądali tak samo.
Nagle poczułam, jak coś zza burty dotyka mojej ręki. Myślałam, że zemdleję z
przerażenia, ale odważyłam się spojrzeć w dół. To było wiosło, które Robby dzierżył w
dłoniach, kurczowo i z ponurą determinacją!
Z trudem łapał oddech starając się utrzymać przy pontonie, a tymczasem prąd spychał
go na głęboką wodę. Wrzasnął coś popychając wiosło w moją stronę, ale nie byłam w stanie
go zrozumieć. Sięgnęłam po nie, lecz mi umknęło.
- Jest Robby! - wrzasnęłam do chłopców. - Mam go tutaj! Musimy go wciągnąć do
pontonu! - Rzuciłam swoje wiosło na dno. Po chwili udało mi się schwycić pióro podsuwane
mi przez Robby'ego i wczepić w nie z całych sił.
- Nie możemy się zatrzymać, żeby mu pomóc! - odkrzyknął Larry. Po głosie
poznałam, że boi się tak samo jak ja. - Musi sam dotrzeć na brzeg!
- Zwariowałeś? - pisnęłam - Pomóż mi go wciągnąć! Szarpnęłam za wiosło. Robby
wisiał na końcu i zbliżał się przerazliwie powoli. Gdy znalazł się na odległość ręki, wyrwałam
mu wiosło, rzuciłam je na dno pontonu i podałam mu rękę.
Ale Robby pokręcił głową i chwycił jedną z grubych lin biegnących wzdłuż burty.
Trzymając się jej mocno, zawołał:
- Nie, Gale. Aap za wiosło. Zróbcie teraz skręt w lewo! Ostro!
Podpełzłam do prawej burty, gdzie siedział Larry, po drodze zabierając wiosło z dna.
Machaliśmy w przód, gdy tymczasem Ted i Frank gorączkowo ciągnęli w tył, i ponton
zgrabnie skręcił w lewo, zatrzymując się przy dwóch wielkich głazach. Gdy tylko wyszliśmy
na spokojniejsze wody Podczołgałam się do lewej burty, przy której wisiał Robby.
- Teraz mi możesz pomóc - wysapał. Przechyliłam się nad burtą i oburącz chwyciłam
jego dłoń; ciągnęłam z całych sił, ale bez rezultatu! Jego ubranie bardzo nasiąkło i zrobił się
tak ciężki, że nie mogłam go unieść.
Wtem przypomniałam sobie, jak wczoraj potraktował Teda. Chwyciwszy kamizelkę
ratunkową pchnęłam Robby'ego z całych sił w dół.
Udało się! Robby wyprysnął tuż przy burcie i niemal zbił mnie z nóg wpadając do
środka. Nie wierzyłam własnym oczom! Sama, tymi rękami, wciągnęłam go na ponton,
chociaż był duży i ciężki!
- Dzięki, Gale. Dobra robota - powiedział tylko i pochyliwszy się, musnął wargami
moje usta.
W innych okolicznościach umarłabym ze szczęścia. Ale w tej chwili ledwie
zauważyłam, co się stało.
Myślałam tylko o tym, że silny prąd niesie błyskawicznie w dół rzeki moją najlepszą
przyjaciółkę, Midge i Alana. Robby natychmiast chwycił za wiosło i zaczął wydawać
komendy.
- Ruszamy! Musimy się tam dostać i pozbierać resztę! Ostro do tyłu i skręt w prawo!
Gdy wykonywaliśmy rozkazy, ponton odsunął się od ochraniających go głazów i po
chwili znalezliśmy się w szalejącej kipieli.
%7łeby Patty nic się nie stało, błagałam w myślach. %7łeby była cała i zdrowa. Proszę!
Zdawało mi się, że minęły długie godziny, chociaż w rzeczywistości już po paru
minutach dotarliśmy do dwojga członków załogi, którzy płynęli wśród spienionych fal
krztusząc się i niezdarnie wymachując rękami. Ale gdzie jest ten trzeci? I kogo brakuje?
Gdy tylko się z nimi zrównaliśmy, we dwoje z Robbym wystawiliśmy dodatkowe
wiosła, a Ted, Larry i Frank z całych sił starali się utrzymać ponton w równowadze. Tych
dwoje - rozpoznałam już Alana i Midge - chwyciło za wiosła; ciągnęliśmy ich wolno ku
burcie, aż zbliżyli się na tyle, by ich dosięgnąć.
- Gotowa? - wrzasnął do mnie Robby. Kiedy pokiwałam głową, zawołał: - Dobrze.
Już!
Najpierw złapaliśmy Midge za kamizelkę ratunkową, a potem Alana i po kolei
wciągnęliśmy ich do pontonu.
- Obsada na medal! - zawołała krztusząc się jeszcze wodą Midge. - Jesteście oboje
fantastyczni! Robby ma wielkie doświadczenie, ale ty, Gale, dopiero zaczynasz! Jestem pod
wrażeniem!
- Ja też. - Alan jeszcze z trudem łapał powietrze.
- Nigdy bym nie pomyślał, że dziewczyna ma tyle sił. Gale, prawdziwy z ciebie
sportowiec.
Ich pochwały docierały do mnie jak przez mgłę. Myślałam tylko o zaginionej
przyjaciółce.
- Gdzie jest Patty? - zawołałam, gdy po zajęciu miejsc zabraliśmy się do wiosłowania.
- Musimy ją znalezć.
- Och, ja bym się o nią nie martwił - rzucił pogodnie Robby. - Jest zupełnie
bezpieczna.
Patrzyłam na niego w niebotycznym zdumieniu.
- Skąd ty to wiesz? - spytałam.
Już minęliśmy bystrzyny i płynęliśmy tuż przy brzegu. Robby się uśmiechnął i głową
wskazał na ląd.
- Sama zobacz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]