[ Pobierz całość w formacie PDF ]

po pierwsze, nie we wszystkich miastach świata dzieje się
tak samo, a po drugie, okazuje siÄ™, że równie odporna na
upÅ‚yw czasu jest tutaj materia znajdujÄ…ca siÄ™ w zupeÅ‚nie
przeciwnym i z natury rzeczy nietrwaÅ‚ym stanie skupie-
nia. Zapachy.
Chodzi nie tylko o tÄ™ niepowtarzalnÄ… i pewnie nie dla
wszystkich przyjemną woń unoszącą się na peronach
i w korytarzach paryskiego metra. Również na ulicach,
gdzie ruch powietrza nie sprzyja ich trwałej obecności, spo-
tyka się co rusz snujące się znad kawiarnianych stolików
i z otwartych drzwi barów niewidoczne smugi zapachu
kawy, który miesza siÄ™ z alkoholowÄ… nutÄ… piwa rozlanego na
obitym ocynkowanÄ… blachÄ… barze, a czasem także z ciÄ…gnÄ…-
cym siÄ™ za mijanymi kobietami zapachem perfum. I chociaż
wiadomo  tak przynajmniej podpowiada rozsÄ…dek  że ta
zÅ‚ożona kompozycja za każdym razem wystÄ™puje w nieco
innej odmianie, ma się wrażenie, że jest równie niezmienna
jak figury zdobiące trzy słynne portale katedry Notre Dame.
WiÄ™c jeszcze raz opuszczam wzrok i patrzÄ™ pod nogi.
Chodnik jest w tym miejscu pokryty asfaltem, w którym
nogi krzeseł pozostawiają każdego lata okrągłe zagłębienia.
Ten wzór pozostanie tu na dÅ‚użej  zanim miasto nawie-
dzą pierwsze czerwcowe upały, muszą minąć jeszcze trzy
miesiące. Natomiast dzisiejsza konfiguracja niedopałków
zniknie za kilka godzin i nie powtórzy siÄ™ prawdopodobnie
nigdy. Dlatego, mimo że na pozór nie ma w niej nic szcze-
gólnego, siÄ™gam po aparat, kierujÄ™ obiektyw w dół i robiÄ™
52
zdjÄ™cie. OglÄ…dam je od razu na wyÅ›wietlaczu i stwierdzam,
że poza niedopałkami zatrzymałem na nim również cień
głowy przechodzącej ulicą kobiety. Kiedy spoglądam
w stronÄ™, w którÄ… odeszÅ‚a, kobiety już nie ma.
Już widać, że daty nie będą do niczego potrzebne. Do tej
pory stawiaÅ‚em je skrupulatnie przy każdej opowieÅ›ci 
jeÅ›li obrazki te można nazwać aż tak uroczyÅ›cie  ale wi-
dać coraz wyrazniej, że to nie ma sensu, że trzeba je będzie
usunąć. Wszystkie ciągi zdarzeń, wszystkie myśli urywają
siÄ™, krajobrazy i twarze ludzi mieszajÄ… siÄ™ jak tasowane
karty, trasy ptasich migracji, pory roku, kierunki i wykre-
sy temperatur plÄ…czÄ… siÄ™ ze sobÄ…, a czasem ma siÄ™ wrÄ™cz
wrażenie, że wody rzek i strumieni zaczynajÄ… pÅ‚ynąć w od-
wrotnÄ… stronÄ™. %7Å‚aby podskakujÄ… w deszczu i wcale nie wi-
dać, by chciały się udać raczej na wschód niż na zachód
bÄ…dz odwrotnie. Tak jakby Å›wiat staÅ‚ siÄ™ pÅ‚aski  do tego
stopnia, że nawet doskonale wytoczona kula nie znajdzie
żadnego powodu, żeby potoczyć siÄ™ w którÄ…kolwiek stro-
nę. Ale może to nie świat stał się płaski, tylko moja głowa,
która, wbrew temu, co widać w lustrze, wyglÄ…da teraz jak
Ziemia rysowana przez starożytnych geografów  okrÄ…gÅ‚a
taca oparta na grzbietach czterech słoni? Może tak właśnie
jest, a jeÅ›li tak jest, to tym gorzej, bo na to można poradzić
jeszcze mniej niż na inne trudności.
Od czasu, gdy zastanawiałem się, jaka część słonecznego
światła odbija się od powierzchni jeziora we wsi Olszewo,
jaka zaÅ› ginie w jego grzÄ…skim dnie, minęły już wiÄ™cej niż
dwa lata. A przecież nic by siÄ™ nie zmieniÅ‚o, gdybym zaczÄ…Å‚
caÅ‚Ä… opowieść w chwili, gdy jezioro, tak jak dziÅ›, pokryte
jest zasypanym przez Å›nieg lodem i tylko mokre plamy
wokół wykutych przez wędkarzy przerębli pozwalają się
53
domyÅ›lić, że pod spodem, w chÅ‚odnym mroku, toczy siÄ™
wciąż  wolniej wprawdzie niż zwykle, ale toczy siÄ™  nieme
życie pÅ‚oci, okoni i szczupaków. Nic by siÄ™ nie zmieniÅ‚o 
mimo że zagrzebane w mule wÄ™gorze, odrÄ™twiaÅ‚e, tym ra-
zem muszą cierpliwie czekać na wcale nie tak bliską wiosnę.
A nawet jeÅ›li wciąż jest szansa  ponoć nigdy nie należy
tracić nadziei  że z niedokoÅ„czonych obrazków wyÅ‚oni
siÄ™ jakiÅ› kierunek, że w koÅ„cu uÅ‚ożą siÄ™ w jakiÅ› poczÄ…tek,
dalszy ciÄ…g i tak dalej, to już widać, że lepiej bÄ™dzie nie czy-
tać tych opowieÅ›ci do koÅ„ca. Na przykÅ‚ad tej o Sarmenie,
lekarzu z wioski Tatew, który nie dość że robiÅ‚ najczyst-
szÄ… tutowkÄ™ w okolicy, to jeszcze potrafiÅ‚ z niej wytwa-
rzać wybitne ciemnobrÄ…zowe nalewki o wÅ‚aÅ›ciwoÅ›ciach
leczniczych. Albo o Kniaziu, jazydzkim pasterzu z wioski
Oszakan, który cztery miesiÄ…ce w roku spÄ™dzaÅ‚ z rodzinÄ…
i stadem owiec na stoku góry Aragac  tak wysoko, że ko-
puÅ‚a obserwatorium w Biurakanie wyglÄ…da stamtÄ…d jak le-
żąca w trawie piÅ‚eczka pingpongowa. Nie mówiÄ…c o historii [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl