[ Pobierz całość w formacie PDF ]
maszerowaliśmy w milczeniu i w końcu weszło nam to w nawyk. To był błąd: powinienem
był spróbować lepiej poznać Alice. Oszczędziłoby mi to pózniej wielu kłopotów.
Gdy otworzyłem drzwi, płacz ucichł i usłyszałem coś jeszcze. Dodające otuchy skrzypienie
fotela na biegunach.
Fotel stał przy oknie, a między niezaciągniętymi zasłonami ujrzałem maminą twarz,
wyglądającą na zewnątrz. Widziała, jak wchodzimy na podwórze i gdy wkroczyłem do domu,
zaczęła kołysać się szybciej i mocniej, wbijając we mnie wzrok bez mrugnięcia. Połowę jej
twarzy skrywała ciemność, drugą oświetlał płomyk dużej świecy, migoczącej w mosiężnym
lichtarzu pośrodku stołu.
: - Kiedy przyprowadzasz gościa, dobre wychowanie nakazuje zaprosić go do domu - w jej
głosie usłyszałem zaskoczenie i irytację. - Zdawało mi się, że cię tego nauczyłam.
i - Pan Gregory kazał mi ją tu przyprowadzić - wyjaśniłem. - Nazywa się Alice i żyła w złym
towarzystwie. Chce, żebyś z nią pomówiła, ale uznałem, że lepiej będzie, jeśli najpierw
opowiem ci, co się działo, na wypadek gdybyś nie chciała jej zapraszać.
218
219
Przysunąłem sobie zatem krzesło i opowiedziałem mamie wszystko, do ostatniego szczegółu.
Kiedy skończyłem, westchnęła głęboko, po czym jej twarz rozjaśnił łagodny uśmiech.
- Dobrze się spisałeś, synu - rzekła. - Jesteś młody i nowy w tym fachu, można więc ci
wybaczyć popełnione błędy. Idz, przyprowadz tę biedaczkę, a potem zostaw nas same. Może
zechcesz pójść na górę i przywitać się ze swoją nową bratanicą? Ellie z pewnością ucieszy się
na twój widok.
Przyprowadziłem zatem Alice, zostawiłem ją z mamą i wszedłem po schodach.
Ellie zastałem w największej sypialni. Kiedyś należała do mamy i taty, ale oddali ją Ellie i
Jackowi, bo było tam miejsce na jeszcze dwa łóżka i kołyskę, przydatne, gdy rodzina się
powiększy.
Zastukałem lekko do uchylonych drzwi, ale zajrzałem do środka, dopiero kiedy Ellie mnie
zaprosiła. Siedziała na skraju wielkiego łoża, karmiąc niemowlę z główką ukrytą w fałdach
różowego szala. Na mój widok na jej ustach zagościł szeroki uśmiech i poczułem się
naprawdę mile widziany. Ellie sprawiała wrażenie zmęczonej, a jej włosy zwisały w tłustych
strąkach. Choć szybko odwróciłem wzrok, była bystra
220
i wiedziałem, że zauważyła, jak na nią patrzę. Odczytała zakłopotanie w moich oczach i
szybko odgarnęła włosy z twarzy.
- Przepraszam, Tom - rzekła. - Muszę okropnie wyglądać, całą noc nie spałam. Dopiero
co zdrzemnęłam się godzinkę. Gdy ma się takie małe, ciągle głodne dziecko, trzeba korzystać
z każdej chwili. Często płacze, zwłaszcza w nocy.
- Ile już ma? - spytałem.
- Dziś w nocy skończy sześć dni. Urodziła się niedługo po północy, w zeszłą sobotę.
Wtedy właśnie zabiłem Mateczkę Malkin. Przez moment wspomnienie powróciło i po
plecach przebiegł mi dreszcz.
- No, skończyła już jeść - Ellie uśmiechnęła się. -Chciałbyś ją potrzymać?
Zdecydowanie nie miałem na to ochoty - dziecko było tak małe i delikatne, że bałem się, iż
ścisnę je za mocno albo upuszczę. Nie podobało mi się też, jak opadała mu bezwładnie
główka. Nie mogłem jednak odmówić, bo zraniłbym Ellie, a zresztą nie musiałem trzymać
małej długo. W chwili gdy znalazła się w moich ramionach, jej twarzyczka poczerwieniała i
dziecko zaczęło płakać.
221
- Chyba nie przypadłem mu do gustu - powiedzia-łem.
- To ona, nie ono - upomniała mnie Ellie z surową miną. - Nie martw się, nie chodzi o
ciebie, Tom - dodała łagodniej. - Chyba po prostu wciąż jest głodna.
Dziecko przestało płakać w chwili, gdy wzięła je Ellie, a ja nie zostałem długo. Kiedy
schodziłem na dół, usłyszałem dobiegający z kuchni nieoczekiwany dzwięk.
To był śmiech, głośny, serdeczny śmiech dwóch kobiet, które świetnie się dogadują. Kiedy
otworzyłem drzwi i przekroczyłem próg, twarz Alice natychmiast spoważniała, ale mama
śmiała się dalej jeszcze parę chwil, a nawet gdy przestała, jej twarz wciąż rozjaśniała radość.
Rozbawił jej jakiś wyborny żart, ale wolałem nie pytać, jaki, a one mi nie powiedziały. Wyraz
ich oczu świadczył, że to prywatna sprawa.
Tato powiedział mi kiedyś, że kobiety wiedzą rzeczy nieznane mężczyznom i że czasami w
ich oczach pojawia się osobliwy wyraz. Lecz kiedy go widzisz, nie powinieneś pytać, o czym
myślą, bo jeżeli to zrobisz, mogą powiedzieć ci coś, czego wolałbyś nie słyszeć. Z
czegokolwiek się śmiały, z pewnością je to zbliżyło, bo od tej chwili wyglądały, jakby znały
się od lat. Stracharz miał rację. Jeśli ktokolwiek zdoła zrozumieć Alice, to właśnie mama.
Zauważyłem jednak coś jeszcze. Mama dała Alice pokój naprzeciwko sypialni rodziców, przy
podeście na piętrze. Miała bardzo czuły słuch i oznaczało to, że jeśli Alice choćby przewróci
się z boku na bok we śnie, mama to usłyszy.
Zatem mimo śmiechu, nadal pilnowała Alice.
***
Po powrocie z pola Jack spojrzał na mnie ponuro i wymamrotał coś pod nosem. Sprawiał
wrażenie rozgniewanego. Tato natomiast ucieszył się na mój widok i ku memu zdumieniu,
uścisnął mi dłoń. Zawsze ściskał dłonie moich braci, którzy odeszli z domu, ale mnie spotkało
to po raz pierwszy. Poczułem jednocześnie smutek i dumę - traktował mnie jak mężczyznę,
który sam radzi sobie w świecie.
W pewnej chwili Jack podszedł do mnie i warknął cicho, by nikt go nie usłyszał:
- Na dwór. Chcę z tobą porozmawiać.
Wyszliśmy na podwórze i brat poprowadził mnie na drugą stronę stodoły, do miejsca obok
chlewików, niewidocznego z domu.
222
223
- Co to za dziewczyna, którą ze sobą przyprowadzi-łeś?
- Nazywa się Alice. Potrzebuje pomocy, to wszystko - wyjaśniłem. - Stracharz kazał mi
zabrać ją do domu, żeby mama mogła z nią pomówić.
- Co to znaczy potrzebuje pomocy?
- Przebywała w złym towarzystwie i tyle.
- Jakim złym towarzystwie?
Wiedziałem, że to mu się nie spodoba, ale nie miałem wyboru. Musiałem mu powiedzieć, w
przeciwnym razie zapytałby mamę.
- Jej ciotka to czarownica, ale nie martw się, stracharz już się nią zajął. A zresztą,
zostaniemy tylko parÄ™ dni.
Jack wybuchnął. Nigdy nie widziałem, by był tak wściekły.
- Nie masz za grosz rozumu? - krzyknął. - Nie zastanowiłeś się przez chwilę, nie
pomyślałeś o dziecku? W tym domu mieszka niewinne niemowlę, a ty sprowadzasz tu kogoś
z takiej rodziny! To niewiarygodne!
Uniósł pięść i wydało mi się, że zaraz mnie uderzy. Zamiast tego rąbnął nią bokiem w ścianę
stodoły; łoskot spłoszył świnie, które oszalały z paniki.
j - Mama uważa, że wszystko jest w porządku - zaprotestowałem.
- Jasne, mama uważa - choć zniżył głos, nadal dzwięczał w nim gniew. - Jak mogłaby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]