[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mnóstwo statków i miasto położone na zboczu wzgórza.
Przepływając obok wieży, wzniesionej na falochronie, za wąskimi szparkami okien
dojrzeli jakieś postacie. Nagle coś zaryczało, odwrócił się i zobaczył gigantyczną sylwetkę na
szczycie wieży. Osobnik trzymał przy ustach przeogromną trąbę. Ponad instrumentem
wznosiła się jeszcze jedna trąba - słonia. Wydawało się, że to właśnie z niej, a nie z
instrumentu, dochodzi ryk.
Ulisses pomyślał, że lepiej by było, gdyby to on wyszedł na spotkanie. Z pewnością
nie uwierzą, że taki mały statek wpływa do portu, aby zaatakować. Skierował go w szerokie
bramy falochronu, między dwie wieże. Pomachał do osób na wieży i ze zdziwieniem
zobaczył, że są to ludzie. Mieli na głowach skórzane hełmy i trzymali tarcze, które - jak
przypuszczał - były z drewna. Potrząsali włóczniami o kamiennych grotach albo mierzyli do
niego z łuków. Za nimi górowały szaroskóre postacie Neshgajów. Przypuszczalnie giganci
pełnili funkcje oficerów.
Z wież nie dano ognia. Musieli myśleć tak jak on przedtem, że jedna mała łódz nie
może wpłynąć z wrogimi zamiarami.
W chwilę pózniej, nie był już tak pewny siebie. Długa, płaska galera poruszała się
szybko w jego kierunku. Wypełniona była wieloma żołnierzami, z których dwie trzecie
stanowili ludzie. Kierowano nią przy użyciu steru, żagli nie miały. Nie było także wioślarzy.
Otworzył ze zdziwienia oczy, poczuł mdłości, jakby właśnie wsadził głowę pod
gilotynę. Nie słyszał o niczym, ani niczego nie widział, co wskazywałoby na to, że Neshgaje
mają tak rozwiniętą technologię.
Kiedy galera zatoczyła koło i zbliżyła się, by ich eskortować, nie dochodził żaden
dzwięk, z wyjątkiem syku wody, ciętej ostrym dziobem i plusku fal po bokach kadłuba. Jeżeli
łódz miała w środku silnik spalinowy, miała także wspaniałe urządzenia redukcji szumów.
- Co ją porusza? - spytał Ghlikha.
- Nie wiem, panie.
Jego nacisk na panie oznaczał, że według niego, dni boskości Ulissesa dobiegają
końca. Ale nie wydawał się z tego szczególnie zadowolony. Może ludziom-nietoperzom także
groziło uwięzienie?
Wpatrywał się w okręt. Jak pogodzić tak wspaniały napęd z prymitywną bronią
załogi?
Wzruszył ramionami - dowie się we właściwym czasie. Jeżeli nie, to ma ważniejsze
sprawy na głowie. Cierpliwość zawsze była jego zaletą i wzmocnił ją jeszcze od chwili
przebudzenia. Może ten, niewyobrażalnie długi okres kamienności , przysposobił jego
psychikę do bierności, jaką posiada stała materia.
Aódz opuściła żagiel, a wioślarze wiosłowali do tyłu, by zwolnić tempo, podnieśli
wiosła, gdy zaczęli zbliżać się do doku, gdzie kierował ich dowódca galery. Ludzie, odziani
jedynie w kilty, przyjęli liny, rzucone przez futrzaną załogę i pociągnęli łódz pełną worków,
wyglądających niczym z gumy. Galera wślizgnęła się chwilę pózniej, przełączywszy na tylny
bieg niewidzialne i bezgłośne silniki i zatrzymała się o cal przed poprzedzającą łodzią, nie
roztrzaskując jej.
Wtedy Ulisses przyjrzał się Neshgajom z bliska. Mieli dziesięć lub więcej stóp
wysokości, krótkie, ciężkie nogi-kolumny i wielkie płaskie stopy. Tułowie były długie - zdaje
się, że mieli wiele kłopotów z kręgosłupem - a ramiona mocno umięśnione. Każda dłoń
posiadała cztery palce.
Głowy przypominały bardzo tę, którą widział wyrzezbioną w wiosce Vroomawów.
Uszy mieli ogromne, lecz znacznie mniejsze w proporcjach do głowy niż u słonia. Na czołach
wyrastały guzy, w okolicy skroni. Nie mieli brwi, lecz niezmiernie długie rzęsy. Oczy -
brązowe, zielone lub niebieskie. Chuda pomarszczona trąba, wisząc, sięgała im do piersi. Usta
mieli szerokie, o wywróconych wargach - właściwie negroidalne. Pod kątem prostym do
powierzchni twarzy wystawały małe kły. Szczęki wyposażone były tylko w cztery trzonowce,
i to w znacznym stopniu wpływało na ich wymowę. Ayrata -język handlowy w ich
wykonaniu miał zniekształcone brzmienie i był tak niewyrazny, że stał się prawie nowym
językiem, ale kiedy ucho wsłuchało się, stawał się zrozumiały. Jednak ludzie mieli kłopoty z
imitowaniem zgłosek Neshgajów, więc ich Ayrata stanowiła kompromis między mową
innych, poprawnie uzębionych ludzi, a mową Neshgajów. Na szczęście Neshgajowie potrafili
[ Pobierz całość w formacie PDF ]