[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zauważając, że top idealnie obejmuje moją sylwetkę, nadając krągłości miejscom, gdzie
wcześniej ich nie było...
Siedemdziesiąt doków. W końcu to nie jest tak bardzo wiele, prawda?
Nadeszła pora na dżinsy. Bo tak naprawdę jestem maniaczką dobrze dopasowanych
dżinsów. Czy można mieć mi to za złe? Mam tego rodzaju pośladki, że bez względu na to, ile
wymachów nogą czy przysiadów wykonam, ich seksowność zależy wyłącznie od położenia
talii i kieszeni w moich dżinsach.
Calvin Klein rozumiał to doskonale. Zerknęłam w lustro. W przylegających dżinsach
o niskiej talii i czekoladowym topie wyglądałam zjawiskowo. Z drżeniem spojrzałam na
kartonik zwisajÄ…cy z jednej szlufki. Hm...
Nie mogłam sobie na nie pozwolić. Nie pozwolę sobie na nie. Kirk wyjaśnił mi, że za
każdym razem, kiedy ulegam słabości (tak nazywał moje zainteresowanie modą), oddalam
się od tego, czego naprawdę pragnę - czyli od życia wolnego od finansowych kłopotów.
Oczywiście miał rację.
Ale Grace też.
- Zwietnie wyglądasz w tych dżinsach - powiedziała, kiedy weszłam do jej
przymierzalni. Zawołała mnie, żebym pomogła jej zapiąć zamek w czarnej sukience bez
ramiączek, co do której byłam pewna, że kosztuje więcej niż wszystkie przymierzone przeze
mnie ciuchy razem wzięte.
- Top też jest fantastyczny. Kupujesz? - spytała, odwracając się tyłem do mnie, żebym
ją zapięła.
Nie odpowiedziałam. Nie mogłam odpowiedzieć, bo wiedziałam, jak ta odpowiedz
powinna brzmieć. Dociągnęłam zamek błyskawiczny na plecach Grace do nieuchronnego
punktu, kiedy odmówił dalszej współpracy.
- Cholera! - zaklęła Grace, ściskając z frustracją swój wydatny biust.
Grace jest jedyną osobą, jaką znam, która jest niezadowolona z rozmiaru 38C.
- Rozepnij - powiedziała, uspokajając się.
Zsunęła z siebie sukienkę i kopnęła ją pod ścianę, studiując wnikliwie malejący stos
ubrań, pozostających do przymierzenia. Ja tymczasem obserwowałam ją - wysoką, kształtną -
moje całkowite przeciwieństwo. Grace była Marilyn Monroe z krwi i kości, tylko wyższą. I
mądrzejszą. Ona nigdy nie pozwoliłaby mężczyznie wykorzystywać się tak jak Marilyn. Albo
tak jak ja, pomyślałam.
Usiadłam na krześle w rogu i powtarzałam sobie po cichu, że mogę pozwolić sobie
tylko na sukienkÄ™.
- Możesz zapiąć? - spytała znowu Grace, odrywając mnie od mojej mantry.
- Jasne - powiedziałam, widząc już, że na pewno nie uda się dopiąć zameczka do
końca.
- Cholera! - powtórzyła, gdy zamek osiągnął punkt, z którego nie chciał się dalej
ruszyć.
- Masz duże bufory, Grace. Pogódz się z tym. Westchnęła i spojrzała na mnie w
lustrze.
- Ty też. Przynajmniej w tej bluzce.
Musiałam mieć ten top. Byłabym kretynką, gdybym go nie kupiła.
- No i co ja teraz zrobię? - załamała się Grace.
- O co ci chodzi? - zdziwiła mnie jej panika.
- No bo idÄ™ na tÄ™... tÄ™ kolacjÄ™ do domu szefa Drew w ten weekend i nie mam w co siÄ™
ubrać!
- Och, przestań, Grace, byłaś ostatnio w swojej garderobie? Masz tam więcej ubrań
niż my na stu dwudziestu czterech stronach jesiennego katalogu Lee & Laurie!
Spojrzała na mnie, jakbym nic nie rozumiała.
- Czy nie możesz włożyć czegoś, co już masz? Przecież to nie pierwszy raz będziecie
się spotykać z szefem Drew, nie?
- Ale teraz to co innego - powiedziała, patrząc z rozpaczą na stos odrzuconych
ciuchów. - Jedziemy do jego domu w Westport. Po prostu nie mogę pokazać się w jakiejś
starej sukience przy jego szczuplutkiej żoneczce, Lorraine, która będzie podawać cudownie
doskonałe dania w fantastycznym, przepięknym pałacu, nie przestając opowiadać o nowych
meblach do salonu, które właśnie kupili, o projekcie pokoju, który budują z myślą o
przyszłych dzieciach. Ja po prostu... - przerwała, patrząc na swoje odbicie z przerażeniem. -
Ja po prostu chcę dobrze wyglądać, a ostatnio jestem tak cholernie gruba, że...
- Gruba? - powtórzyłam z niedowierzaniem. - Grace, może tego nie zauważyłaś, ale
wyglÄ…dasz cholernie kwitnÄ…co.
- Nie czuję się kwitnąco - powiedziała, marszcząc brwi i zdejmując ostatnią sukienkę
z wieszaka.
Najwyrazniej coś ją gryzło. I kiedy włożyła suknię, a ja zaczęłam zapinać, wyrzuciła
to z siebie.
- Wiesz, powiedziałam mu.
- Powiedziałaś mu? - spytałam, przyglądając się, jak sukienka spłaszczyła piersi Grace
tak, że prawie nie było ich widać.
- Drew. Powiedziałam Drew. O mojej matce. To znaczy, nie o mojej prawdziwej
matce.
Teraz zrozumiałam. Grace miała na myśli swoją biologiczną matkę. Odnalazła jej
dane jakieś dwa lata temu dzięki specjalnej organizacji. Dowiedziała się, że mieszka
niedaleko, na Brooklynie, ale jeszcze się z nią nie skontaktowała. Nigdy nie zrozumiałam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]