[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cze przed tobą i Samem - opowiadała, otwierając i zamyka-
jÄ…c szafki w poszukiwaniu jakiejÅ› tajemniczej rzeczy. - Ale,
oczywiście, nie przyszedł na czas. A, szczerze mówiąc -
przerwała i spojrzała na Michelle. - Nie miałam serca kazać
mu czekać na spotkanie z dziećmi choćby minutę dłużej.
- Pewnie. - Miranda oparła się o zimny blat kuchenny
i zacisnęła na nim palce. Przypomniała sobie wyraz twarzy
Daniela. - To musi być niesamowite uczucie.
- Co?
- Ty i Daniel, wreszcie znowu razem. I z dziećmi.
Miranda wyciągnęła z szuflady długi widelec i odwróciła
siÄ™ do Michelle.
- Nawet nie masz pojęcia - powiedziała cicho, tęsknie. - To
jest jak sen. Aż się boję, że zaraz się obudzę. Gdybyś mi rok
temu powiedziała, że coś takiego się wydarzy, to bym cię wy-
śmiała. - Pokręciła głową i położyła sobie dłoń na dekolcie
ozdobionym gustownym złotym łańcuszkiem. - A tu proszę!
Za miesiąc nasz ślub. I zaraz zjemy kolację z dziećmi.
W jej oczach znowu stanęły łzy. Michelle podeszła do niej
szybko, otoczyła ją ramionami i uścisnęła.
- Głupio tak w kółko płakać - mruknęła Miranda.
- Wcale nie - odparła z uśmiechem Michelle. - To naj-
zupełniej zrozumiałe. Jesteś szczęśliwa. Cieszę się, że mogę
w tym uczestniczyć.
Miranda zdławiła łzy i odsunęła się.
S
R
- Dziękuję ci, kochanie. Jesteś wspaniała.
Michelle poczuła łzy napływające do oczu. Jeszcze trochę,
a ona i Miranda wypłyną z kuchni niesione rzeką łez szczę-
ścia. Dlatego, żeby trochę rozluznić emocjonalne napięcie,
rzuciła żartem:
- Wiesz, wczoraj mówiłaś, że kucharka odeszła. - Spoj-
rzała znacząco na talerz grubych na trzy palce steków. - Chy-
ba nie zamierzasz gotować sama, co?
Sztuczka natychmiast zadziałała. Miranda parsknęła bez-
troskim śmiechem.
- CoÅ› ty!? Rzucimy tylko te steki na grill. To proste. Do
licha, przecież Teksańczycy mają grillowanie we krwi, pra-
wda?
Michelle pokiwała z uśmiechem głową. Miranda kręciła
się chaotycznie po kuchni, która wyraznie stanowiła dla niej
obce terytorium. Lecz to przecież zrozumiałe. Dorastała
w domu pełnym gospoś, kucharek i szoferów. Fortune'owie
żyli w innym świecie niż reszta ludzkości, pomyślała Michel-
le. A teraz Sam, czy mu się to podoba, czy nie, stał się jednym
z nich. Nie do końca wiedziała, co o tym myśleć.
Miranda złapała butelkę z sosem barbecue i powiedziała:
- No, dobrze. ZaniosÄ™ te steki Danielowi. Niech
mężczyzni zajmą się gotowaniem. Oni po prostu przepadają
za pieczeniem surowego mięsa na otwartym ogniu. Odzywa
się w nich instynkt jaskiniowców. - Uśmiechnęła się konspi-
racyjnie i dodała: - W lodówce są drinki. Wez coś dla siebie
i Sama, a potem przyjdz do nas, na dwór.
- Zaraz będę - zapewniła ją Michelle.
S
R
Miranda wyszła, a Michelle przez dłuższą chwilę gapiła
się w kołyszące się drzwi wahadłowe.
Coś dla Sama, tak? Był drobny problem. Nie miała zielo-
nego pojęcia, na co on może mieć ochotę.
Sam siedział na fotelu między łóżeczkami i patrzył na
śpiące dziewczynki. To był wielki dzień, pomyślał. Przynaj-
mniej dla Daniela i Mirandy. Nie wspominajÄ…c o Justinie
i Emmie.
Być może jest już za pózno, by stali się taką rodziną, jaką
mogliby być. Ale przynajmniej mieli szansę się poznać.
I uczestniczyć w swoim życiu.
- A tylko to się liczy, prawda? - zapytał na głos.
Rodzina. Do licha, w ciągu ostatnich kilku miesięcy koło
niego nagle aż się zaroiło od krewnych. I mimo że często
wprawiali go w zakłopotanie, musiał przyznać, choćby tylko
przed samym sobą, że miło jest należeć do takiej ogromnej
rodziny.
Zresztą nie chodziło mu tylko o Fortune'ów. Jego myśli
podążały w innym kierunku. Tam, gdzie nie powinny. Kon-
centrowały się na Michelle. Skoro Daniel i Miranda mogli
do siebie wrócić po ponad trzydziestu łatach, to czemu on
i Michelle nie mogliby po dziesięciu?
- Nie bądz idiotą - powiedział do siebie surowo. - Nic
się tak naprawdę nie zmieniło. Zostawiła cię dziesięć lat temu.
Jaką masz gwarancję, że nie zrobi tego znowu?
Nagle przed oczami stanęła mu Michelle. Jęknął cicho.
Pragnął jej. Duszą i ciałem. Przypomniał sobie wyraz jej
S
R
twarzy, gdy wpatrywała się w niego, w pokoju pełnym ludzi.
Wyczytał w tych fiołkowych oczach różne uczucia, lecz nie
miał pewności, czy widzi je, bo chce je widzieć, czy też
dlatego, że naprawdę tam są.
Jedyne, co nie ulegało wątpliwości, to fakt, że tylko lata
żelaznej, wojskowej dyscypliny powstrzymały go przed po-
dejściem do niej i porwaniem jej w ramiona. Pragnął jej z ta-
ką siłą, że bolał go każdy nerw.
Od ich ostatniej wspólnej nocy to pragnienie jeszcze przy-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]