[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie dodał Józef nie zrobiliśmy tego specjalnie.
Mowa! Mogliście zrobić specjalnie i pieprznąć to gdzie indziej ciągnął skarabeusz,
który był w zdecydowanie marnym humorze. Jednak kilka minut pózniej zaprosił ich do swej
siedziby na szklaneczkę porto.
Rumak powiedział, że wolałby solidną miarkę asfaltu, lecz Józef rzekł mu na ucho, iż nie jest
to praktykowane, toteż rumak dodał, że z pewnością mówiąc to miał co innego na myśli, bo
madera jest rzeczą wyśmienitą.
Ty osiole! zawołał skarabeusz. To żadna madera, tylko malaga!
Jednak zabrał ich ze sobą i dał każdemu po ciastku tak suchym, że ani ten, ani tamten, ani
tamten (było ich trzech) nie mógł go przełknąć.
Dobry był ten mój muskat, co? zapytał skarabeusz rżąc z uciechy.
Wyśmienity! zawołał Bartolomeusz. Poczęstuję was moim koniakiem. Odwróćcie
się.
I wtedy wymierzył każdemu takiego glana w rzyć, że skarabeuszowe pośladki przybrały
barwę świeżo dojrzałej wiśni.
Niezły! powiedział. Ale brakuje mu oleju! Józef zaczął myśleć, że skarabeusz jest
odrobinę ekscentryczny, więc też się do tego dołożył.
Chcesz bęc?
I wyprowadził w kierunku jego szczęki straszny cios. Tyle że trafił w szafę i złamał sobie dwa
palce.
Odrobinkę porto? zapytał skarabeusz grzecznie.
To najlepszy środek na odmrożenia.
I Józef pochłonął kolejne ciastko, równie suche jak poprzednie. Nie miał śmiałości odmówić,
bo zaczął bać się szafy.
Wtedy skarabeusz zrobił kilka kroków po pomieszczeniu i powiedział:
Zatańczymy sobie!
Nadepnął na klepkę w podłodze i rozległ się przerazliwy trzask.
Ty powiedział do rumaka będziesz naciskał. Ty powiedział do Józefa będziesz
się przyglądał. Ty
powiedział do Bartolomeusza też będziesz się przyglądał. I ja się będę przyglądał.
Było to bardzo zabawne, lecz jak zauważył rumak, któż miał tańczyć?
Zmondaku! zawołał skarabeusz. Naciskaj, niczego więcej od ciebie nie oczekujemy.
Wtedy rozległo się głośne stukanie do drzwi.
Idz otworzyć powiedział Józef do Bartolomeusza.
Ten wykonał posłusznie i do pomieszczenia weszła stara facjata.
Dzień dobry! powiedział grzecznie Bartolomeusz.
Facjata nic nie odrzekła.
( Jest głucha od urodzenia szepnął skarabeusz. Nakłonimy ją do tańca, będzie ubaw
po pachy.)
Robił się naprawdę ordynarny. Józef, Bartolomeusz i rumak oddalili się pod pretekstem
gwałtownego bólu głowy, a skarabeusz życzył im pomyślności.
Nagle, na zakręcie drogi, napotkali Azora. Był to stary, bezzębny kot, którego Józef niegdyś
poznał. Miał mocno wyładowany tornister i śpiewał na całe gardło jakąś zawadiacką piosnkę.
Hej! zawołał rumak. Jak tam romanse?!
Wszystko gra rzekł Azor. Chcesz bęc?
Nie, dzięki odparł rumak przypomniawszy sobie Józefa. Ukrzywdzisz sobie
paluszki.
Ach? zdziwił się Azor.
I opuścił ich z zatroskaną miną. Trzeba powiedzieć, że w tornistrze miał bęc w ilości
jedenastu kilogramów. Przechodząc przez mały mostek został porwany do nieba w chmurze
kadzidlanego dymu.
Józef i Bartolomeusz postanowili wówczas zbudować barkę.
Co takiego? zdziwił się rumak, który nie miał marynarskiego obycia.
Barkę. By by i ar kę przeliterował Bartolomeusz.
A! To świetnie! zawołał rumak, który nie chciał wyjść na głupca. Ale gdzie ją
postawicie?
Na wodę odrzekł Bartolomeusz.
Ach! To to pływa?
Józef, który miał tego dość, wymierzył mu solidną puckę między uszy i rumak zarżał z
ukontentowania.
Wtedy Bartolomeusz zaczął ścinać drzewa. Jednak Józef sformułował myśl, iż można by ją
wykonać z metalu.
A ty masz żelazo? zapytał Bartolomeusz.
Ja nie mówiłem z żelaza". Powiedziałem: z metalu".
Dobra! rzekł Bartolomeusz. Przepraszam. I poszedł ściąć drzewo.
To? zapytał Józefa.
Tak! zawołał Józef. Sam widzisz: pływa.
Czy to jest barka? ryknął rumak.
Tak jest! zarechotał Bartolomeusz.
I spuścił mu drzewo prosto na czaszkę. Rumak powiedział... Uf! i potem już nic nie mówił.
Lecz głowa zrobiła mu się dwukrotnie większa. Wtedy nagle pojął, co to takiego barka.
Nie lubię wody! zawołał.
Wolisz bęc? zapytał Bartolomeusz groznym tonem.
Ach! Daj spokój powiedział Józef. Nie rób mu krzywdy, i tak ma łeb jak baszta w
Niżnym Nowogrodzie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]