[ Pobierz całość w formacie PDF ]
*224Niczego nie chcę. Rób to, co masz robić.
*225JesteÅ› mojÄ… kurwÄ…, wiesz?
*226Trudno mi być czyjąś, nie jestem nawet swoją. Zaczął wyjaśniać mi, jak i
gdzie włożyłby mi fiuta, ile czasu miałabym go w środku i jak zaznawałabym
rozkoszy.
Patrzyłam, jak biegną wysyłane słowa, coraz to szybciej. %7łołądek mi się zaciskał, a
w mym wnętrzu pulsowało życie i pożądanie tak silne, że nie pozostawało mi nic, jak
tylko się poddać. Te słowa były śpiewem syren, a ja wystawiłam się świadomie, choć z
bólem.
Dopiero gdy oznajmił mi, że właśnie się spuścił w rękę, spytał, ile mam lat.
*227Szesnaście - napisałam.
Wystukał buzki z wyrazem zdziwienia przez cały ekran, a za nimi buzkę z
uśmiechem. Potem:
*228Do cholery! Gratulacje!
*229Z jakiego powodu?
56
*230Jesteś już taka doświadczona....
*231No tak.
*232Nie mogę w to uwierzyć.
*233Co mam ci powiedzieć... A zresztą jakie to ma znaczenia, jeśli i tak się nigdy
nie spotkamy. Nawet nie jesteÅ› z Katanii.
*234Jak to nie?! Jestem właśnie z Katanii.
Cholera! Co za pech, że odezwał się do mnie facet z Katanii!
*235To czego teraz chcesz ode mnie? - spytałam, pewna jego odpowiedzi.
*236Przelecieć cię.
*237Dopiero to zrobiłeś.
*238Nie. - Kolejna uśmiechnięta buzka. - W realu.
Zastanowiłam się na tym przez kilka sekund, potem wystukałam numer mojego
telefonu komórkowego; w momencie gdy go wysyłałam, zawahałam się chwilę. Potem
jego Dzięki!" uświadomiło mi głupotę, jaką się właśnie popisałam.
Nic o nim nie wiem, tyle tylko że nazywa się Fabrizio i ma trzydzieści pięć lat.
Za pół godziny mamy spotkanie na Corso Italia.
21.00
Wiem doskonale, że czasami diabeł przywdziewa inną skórę i ukazuje swą
prawdziwÄ… twarz dopiero wtedy, gdy ciÄ™ posiÄ…dzie. Najpierw patrzy na ciebie
zielonymi, lśniącymi oczami, potem dobrodusznie się uśmiecha, całuje cię delikatnie
w szyję, a następnie cię pożera.
Człowiek, który pojawił się przede mną, był elegancki i nie najprzystojniejszy -
wysoki, postawny, z rzadkimi szpakowatymi włosami (kto wie, czy naprawdę ma
trzydzieści pięć lat), zielonymi oczami i szarymi zębami.
57
W pierwszej chwili byłam nim zafascynowana, ale zaraz potem pojawiła się myśl,
że był tym samym facetem z chatu, i aż zadrżałam. Szliśmy czystymi chodnikami,
wzdłuż eleganckich sklepów z rozświetlonymi witrynami; opowiadał mi o sobie, o
swojej pracy, o żonie, której nigdy nie kochał, ale musiał się z nią ożenić ze względu
na dziecko. Ma ładny głos, ale głupi śmiech, który mnie drażni.
Gdy tak szliśmy, objął mnie ramieniem, a ja odpowiedziałam uśmiechem, speszona
jego nachalnością i zaniepokojona tym, co stanie się pózniej.
Równie dobrze mogłam odejść, zabrać swój skuter i wrócić do domu, patrzeć, jak
matka zagniata ciasto na jabłecznik, posłuchać, jak siostra czyta na głos, pobawić się z
kotem... Równie dobrze mogę cieszyć się normalnością i prowadzić porządne życie,
mieć promienne oczy tylko dlatego, że dostałam dobry stopień w szkole, uśmiechać
się speszona, gdy słyszę komplement pod moim adresem; ale nic mnie już nie szokuje,
wszystko jest puste, jałowe i próżne, pozbawione sensu i smaku.
Szłam z nim aż do jego samochodu, który zawiózł nas prosto do jakiegoś garażu.
Sufit był zawilgocony, a całą przestrzeń, i tak bardzo małą, wypełniały pudła i
narzędzia.
Fabrizo wszedł we mnie bardzo wolno, delikatnie opadł na mnie, ale na szczęście
nie czułam na sobie ciężaru jego ciała. Miał ochotę całować mnie, lecz odwróciłam
głowę, bo nie chciałam. Nikt mnie nie całuje od czasu Daniela, ciepło swych
westchnień zarezerwowałam dla swego obrazu odbitego w lustrze, a moje miękkie
wargi zbyt wiele razy miały kontakt ze spragnionymi członkami diabłów od
wyniosłego anioła, ale nawet oni - jestem tego pewna - nie skosztowali ich. Tak więc
odwróciłam głowę, by uniknąć kontaktu z jego ustami, choć nie dałam mu odczuć mej
odrazy. Udałam, że chcę zmienić pozycję, on zaś - niczym zwierzę - zamienił swą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]