[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ważoną młodą kobietę. Już dawno zdałem sobie sprawę, że aby tak się stało, dziewczyn-
ka potrzebuje nie tylko ojca, lecz również matki. I tu zaczyna się twoja rola.
Elizabeth milczała, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Propozycja Mikołaja niepokoiła
ją i przyprawiała o gwałtowne bicie serca. Usiłowała sobie wyobrazić, jak będzie wyglą-
dało jej życie w tak intymnej bliskości z tym mężczyzną. Właśnie owa intymność budziła
w niej największy lęk. Modliła się, by jej obawy się nie spełniły i ich małżeństwo pozo-
stało związkiem czysto formalnym. Lecz zarazem w głębi duszy żywiła wręcz przeciwne
pragnienie...
Uniosła głowę i znów napotkała przenikliwe spojrzenie niebieskich oczu Mikołaja.
Czyżby odgadł jej myśli? Zakłopotana, sięgnęła po kieliszek i wypiła łyczek koniaku.
Niemal natychmiast w jej ciele rozlała się fala ciepła, a na policzki powróciły rumieńce.
- Zorientowałam się, że nie opowiedziałeś córce o wypadku samochodowym -
rzekła.
- Nie - i nie zamierzam, dopóki nie dorośnie.
Na szczęście była zbyt mała, aby cokolwiek zapamiętać z tamtego tragicznego
dnia. Wie jedynie, że jej ojciec umarł, ale jak dotąd nie pytała mnie, w jaki sposób.
- A czy wypytywała cię o matkę?
- Wie, że Jackie zmarła przy porodzie i że wtedy zamieszkałaś z nami, by się nią
opiekować.
- Powiedziałeś Arinie, że jestem jej ciotką, czy mam to przed nią ukrywać?
- Wkrótce jej o tym powiem. Jak mówiłem, powinniśmy postępować powoli i
ostrożnie.
Ellie zabolało, że Mikołaj wciąż jej nie ufa. Jeszcze mocniej postanowiła udowod-
nić mu niebawem, że jednak jest godna zaufania.
- Z radością ponownie ujrzałam Arinę i uszczęśliwia mnie myśl, że miałabym stać
się dla niej matką. To dla mnie wielki zaszczyt, a zarazem olbrzymia odpowiedzialność.
R
L
T
Przynajmniej tyle mogę zrobić dla córki mojej zmarłej siostry. Jednakże nasz ślub nie
wydaje mi się dobrym pomysłem.
- Wszystko, co ma na celu szczęście mojej córki, jest dobre - rzekł stanowczo i
podszedł tuż do Ellie. Oszołomiła ją jego bliskość i zapach drogiej wody kolońskiej. - A
reakcja Ariny po tylu latach na twój widok utwierdziła mnie w przekonaniu, że podjąłem
słuszną decyzję. Jeżeli odrzucisz moją ofertę, nie pozostawisz mi wyboru i będę musiał
podjąć przeciwko tobie prawne kroki. I nie łudz się, że się zawaham!
R
L
T
ROZDZIAA SZÓSTY
- A jeśli się zgodzę, to jakie warunki proponujesz? - zapytała Ellie, wytrzymując
śmiało i ze spokojną godnością lodowate spojrzenie Mikołaja.
Zdał sobie sprawę, że z napięcia niemal wstrzymał oddech, czekając na jej odpo-
wiedz.
- Najważniejsze, abyś przyrzekła, że pozostaniesz moją żoną, dopóki Arina nie
dorośnie - powiedzmy, do czasu gdy skończy dwadzieścia jeden lat. Potem się rozwie-
dziemy, jednak nadal będziesz dla niej matką.
- Nigdy nie zerwałabym związku z nią! - wykrzyknęła żarliwie Elizabeth. Zmarsz-
czyła brwi i ostrożnie upiła łyk koniaku. - A co z moją pracą i zobowiązaniami wobec
pacjentów oraz innych osób?
- Będziesz mogła kontynuować karierę zawodową, a także nadal opiekować się
ludzmi, którzy na tobie polegają. Przypuszczam, że masz na myśli przede wszystkim oj-
ca. Jednakże na pierwszym miejscu musi zawsze być Arina. Na przykład, gdyby zacho-
rowała, ty będziesz się nią opiekowała, a nie Elsa czy gospodyni. Wymagam też, abyś
towarzyszyła mnie i Arinie w dłuższych zagranicznych podróżach służbowych. Kiedy
będzie trochę starsza, zatrudnię prywatnego nauczyciela, by z powodu tych wyjazdów
nie ucierpiała jej edukacja.
- To rozsądne warunki - przyznała Ellie. - Jednak specyfika mojej pracy nie po-
zwala mi wyjechać na nieokreślony czas i porzucić w potrzebie pacjentów.
- Jeśli dojdzie do takiej sytuacji, postaramy się znalezć rozwiązanie najlepsze dla
wszystkich. Wbrew temu, co o mnie sądzisz, nie jestem bezdusznym potworem - odrzekł
Mikołaj.
Okrasił tę uwagę nikłym pojednawczym uśmiechem, jednak Elizabeth nie wyda-
wała się zbytnio przekonana. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek mu wybaczy, że w grun-
cie rzeczy zmuszał ją do tego małżeństwa. Lecz w tym przypadku rzeczywiście musiał
być twardy i bezlitosny. Domagał się od niej tylko tego, co jest winna jemu i Arinie. Miał
nadzieję, że Ellie z czasem doceni zalety poślubienia człowieka o jego majątku i pozycji
społecznej, rekompensujące ograniczenie jej wolności.
R
L
T
Elizabeth odstawiła kieliszek i wstała. Nie była już tak blada, ale w jej oczach wid-
niało napięcie i znużenie.
- Muszę cię zapytać jeszcze o jedno - rzekła, czerwieniąc się. - Niełatwo mi o tym
mówić...
- Słucham - odparł i skrzyżował ramiona na piersi.
Odgadywał, do czego zmierza Ellie, ponieważ też o tym rozmyślał.
- Czy oczekujesz, że po ślubie będziemy... żyli ze sobą jak mąż i żona?
- Mam seksualne potrzeby, jak każdy normalny mężczyzna - odrzekł Mikołaj lek-
kim tonem. - NiewÄ…tpliwie, z tobÄ… jest podobnie. Dlatego moja odpowiedz brzmi: tak.
Będziemy ze sobą sypiać i dzięki temu nasz związek być może stanie się lepszy i peł-
niejszy, niż się spodziewamy.
Mówiąc to, poczuł dreszcz ekscytacji na myśl o kochaniu się z tą piękną dziew-
czyną. Uświadomił sobie, że w głębi duszy marzył o tym od ich namiętnego pocałunku
przed pięcioma laty.
- Chciałbym również - dodał, wciąż wpatrując się jej w oczy - abyś jeszcze przed
ślubem wprowadziła się do mnie. To da nam obojgu, a także Arinie, okazję przystoso-
wania siÄ™ do tej nowej sytuacji.
- A co z moim mieszkaniem? - spytała Ellie, celowo skupiając się na mniej drażli-
wej z poruszonych przez niego kwestii.
- Wynajmij je albo sprzedaj - odparł bez namysłu.
Przełknęła nerwowo i odwróciła wzrok.
- Widzę, że pomyślałeś o wszystkim.
- Zwykle działam w taki sposób. A więc, zgadzasz się na moje warunki?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]