[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiedzieć, jak ci się powodzi, i usłyszeć wszystko o przyszłym
ślubie.
- Tak jest w istocie - rzekła Helen, pragnąc uspokoić
Gillian. - Na pewno siÄ™ ucieszysz, kiedy siÄ™ dowiesz, \e
przywiozłam ci listy od paru kole\anek, które są ciekawe, co
u ciebie słychać.
Gillian rozjaśniła się.
- Naprawdę? Chciało im się poświęcić czas, \eby do
mnie napisać?
- Owszem. PrzyniosÄ™ listy na kolacjÄ™. Chyba, \e uwa\a
pani, \e to nieodpowiednia pora - rzekła Helen, patrząc
niepewnie na paniÄ… Llewellyn.
- Ale\ jak najbardziej odpowiednia, panno de
Coverdale. Większość naszych gości przybędzie jutro, więc
pomyślałam, \e dziś wieczorem miło byłoby urządzić
spokojną, nieoficjalną kolację. Będzie to okazja, \eby lepiej
panią poznać.
Helen, wdzięczna, \e ominą ją oficjalne ceremonie,
skinęła głową.
- Niewiele mam do powiedzenia o sobie, pani
Llewellyn. Moje \ycie, w porównaniu z innymi, przebiegało
bardzo spokojnie.
- Jestem pewna, \e będzie o czym porozmawiać.
- Rzadko brakuje nam tematu do rozmowy, gdy Gillian
jest z nami - dodał Oliver. - Nawet je\eli nie mo\emy
zagwarantować, \e sprawy do omówienia rzeczywiście są
istotne.
- O, to niesprawiedliwe, Oliverze - zawołała Gillian. -
Sam mi powiedziałeś, \e świetnie potrafię prowadzić
rozmowę i \e znajduję ciekawsze tematy ni\ większość moich
znajomych.
- Chodzmy, panno de Coverdale - wtrąciła Sophie. -
Zabiorę panią na górę i pomogę się rozlokować. - Pociągnęła
Helen za rękę, podczas gdy Oliver i Gillian dalej się
przekomarzali. - Gdy tych dwoje zacznie się ze sobą droczyć,
nigdy nie wiadomo, kiedy skończą.
Pokój, który przydzielono Helen na czas wizyty, był tak
ładny, jak tylko mogła sobie \yczyć. Jasny i przestronny, o
oknach wychodzących na południowy zachód, miał ściany
obite miękkim, jasno\ółtym jedwabiem. Narzuta na łó\ko i
firanki były utrzymane w mocniejszym odcieniu, zaś
wyściełane dekoracyjną tkaniną siedzenia krzeseł i poduszki
miały ciepłą, \ółtą barwę.
- Och, jak tu ładnie! - zawołała Helen, wchodząc do
środka.
- Tak, miło tu, prawda? - przyznała Sophie. - Kiedyś w
tym pokoju mieszkała Catherine. Matka Gillian - dodała,
widząc zakłopotaną minę Helen. - Wprowadziła się tu zaraz
po swoim przyjezdzie. Catherine uwielbiała \ółty. Mówiła, \e
przypomina jej o \onkilach i o słońcu, i lubiła go mieć jak
najwięcej koło siebie. Co wcale nie było dziwne.  Sophie
rozejrzała się po pokoju, a na jej ustach pojawił się uśmiech
pełen uczucia. - Je\eli istniała kiedyś kobieta,
pobłogosławiona słonecznym usposobieniem, to właśnie
Catherine Gresham.
Helen skinęła głową, podchodząc do eleganckiego łó\ka z
baldachimem, i rozejrzała się po przytulnym wnętrzu. Było
jasne i napełniało pogodą ducha. Niestety, któraś z gorliwych
pokojówek rozpakowała ju\ skromny baga\ Helen i rozło\yła
jej rzeczy na łó\ku. Zestawienie ponurych, ciemnych,
szkolnych sukien i przepysznych kolorów, bijących z ka\dego
kąta, było uderzające.
- Zostawię teraz panią samą, by zdą\yła pani odpocząć,
panno de Coverdale - rzekła Sophie, jakby nie rzucił się jej w
oczy ten kontrast. - Jeśli będzie pani czegoś potrzebowała,
proszę tylko zadzwonić na Trudy. To bardzo usłu\na młoda
kobieta. Dopilnuje, \eby pani niczego nie brakowało.
- Dziękuję, pani Llewellyn. Na pewno będzie mi tu
bardzo dobrze.
- Doskonale - uśmiechnęła się Sophie, po czym dodała
z wahaniem: - Na pewno nie zdą\yła pani przygotować sobie
nowej sukni na przyjęcie zaręczynowe Gillian. Ledwo miała
pani czas się spakować, nie mówiąc o nabyciu nowych ubrań.
Ale proszę się nie przejmować takimi drobiazgami. - Podeszła
do du\ej szafy w kącie pokoju i ją otworzyła. - Mo\e tu
znajdzie pani coÅ›, co przypadnie pani do gustu.
Helen zaparło dech na widok bogatej kolekcji strojów,
które nagle ukazały się jej oczom. Były tam jedwabne i
atłasowe suknie wieczorowe, eleganckie ubrania spacerowe i
szykowne stroje do konnej jazdy, a tak\e całe mnóstwo
kapeluszy, rękawiczek i szali. Wszystko, czego tylko mo\e
potrzebować dobrze ubrana dama.
- Bo\e! Do kogo nale\y całe to odzienie?
- Większość z nich to stroje Catherine - poinformowała
ją Sophie. - Uwielbiała ładnie i modnie się ubierać.
Godzinami siedziała nad egzemplarzami La Belle Assemblee
czy Ackermannem. Nowe rzeczy dobierała niezwykle
starannie. Nie wło\yłaby na siebie niczego opatrzonego. -
Sophie wyciągnęła piękną, jedwabną suknię w ciepłym,
morelowym kolorze i pokazała ją Helen, by się jej dobrze
przyjrzała. - Jak pani widzi, krój jest nieco staromodny, ale
materiał śliczny i uroczo przyozdobiony. - Rzuciła Helen
spojrzenie z ukosa. - Umie pani szyć, panno de Coverdale?
Helen skinęła głową, ju\ zastanawiając się, jak przerobić
ten wytworny strój.
- Owszem, umiem.
- To dobrze. Myślę, \e ta suknia - albo ka\da inna - po
zrobieniu paru ściegów będzie nadawała się do wło\enia.
Catherine była mniej więcej pani wzrostu. - Rozkładając
suknię na łó\ku, spojrzała na Helen przepraszająco. -
Dałabym pani którąś z moich, ale przeróbka byłaby o wiele
trudniejsza ni\ przy sukniach Catherine.
Helen powściągnęła uśmiech. Skrócenie nie nastręczało
problemu, ale szerokość stanika - jak najbardziej.
- Jest pani niezwykle uprzejma, pani Llewellyn -rzekła
cicho Helen - i jestem pani bardziej wdzięczna, ni\ potrafię to
wyrazić. Na pewno znajdę w szafie coś, co zdą\ę przerobić na
jutrzejszą uroczystość.
- I na dzisiejszą kolację, gdyby pani chciała. - Sophie
znowu wyciągnęła do niej morelową suknię. - Ten odcień
będzie świetnie pasował do pani ciemnych włosów, a w
godzinkę czy dwie zdą\y ją pani przeszyć.
Helen chętnie skorzystałaby z hojnej propozycji
gospodyni, nie była jednak pewna, czy to wypada.
- Czy Gillian nie będzie miała nic przeciwko temu, \e
noszę stroje jej matki? - zapytała - Mogłaby mieć uczucie,
\e... w jakiś sposób naruszam pamięć o niej.
- Gillian będzie zachwycona, gdy panią w nich zobaczy
- zapewniła ją Sophie. - Często \ałowała, \e nikt z nich nie
korzysta, a przecie\ są takie śliczne. Oliver będzie
niezmiernie rad, widzÄ…c paniÄ… tak eleganckÄ….
Helen szybko odwróciła twarz, nie chcąc, by pani
Llewellyn dostrzegła jej rumieniec.
- Wątpię w to, bo choć pan Brandon był dla mnie
niezwykle uprzejmy przy paru okazjach, gdy znalazłam się w
jego towarzystwie, nasza znajomość nie wykroczyła poza
kilka spotkań.
- Być mo\e, ale mój brat nieraz o pani wspominał,
panno de Coverdale, a Oliver z rzadka mówi o paniach, które
mało zna.
- Zrobił to pewnie tylko dlatego, \e bardzo zbli\yłam
się do Gillian, gdy była uczennicą w szkole pani Guarding -
odparła Helen. Potem, rozpaczliwie pragnąc zmienić temat
rozmowy, uśmiechnęła się i rzekła: - Przepraszam, \e pytam,
ale jak ma na imię d\entelmen, z którym Gillian się
zaręczyła?
- Dobry Bo\e! To znaczy, \e Gillian nie napisała pani o
tym w liście?
- Nie. Wspomniała tylko, \e wszystko stało się bardzo
szybko, tak \e sama ledwo mo\e w to uwierzyć.
- Tak, wszyscy jesteśmy trochę zaskoczeni - przyznała
Sophie ze śmiechem - ale w przyjemny sposób, gdy\ Oliver
prosił mnie, bym to zaaran\owała. Młody człowiek nazywa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl