[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kraju afrykańskiego. Wtulona w niego całym ciałem. Włosy
miała związane w dwa kucyki, sznurówkami, które wyjęła z
nowych tenisówek. Usiadłam na brzegu łóżka i patrzyłam, jak
równo oddycha. Była ciepła, spokojna i szczęśliwa. Szkoda,
że tylko we śnie. Cała ona - mała grzeczna - niegrzeczna
dziewczynka. Cała ja.
Nie chciałam jej budzić. Niech śpi spokojnie w ramionach
ostatniej żywej pamiątki z wakacji, niech jeszcze czuje to
ciepło, niech choć przez tych kilka chwil będzie szczęśliwa.
Bo kiedy sen się skończy, Megi na powrót stanie się Królową
Zniegu.
Otworzyła oczy, spojrzała na mnie spokojnie, bez
zdziwienia, zupełnie tak, jakby czuła moją obecność przez sen
i powiedziała:
- Witaj, kochana. Chcesz wiedzieć, jak było?
- Przyniosłam szarlotkę. Siadaj, jedz i pij. Herbatka
rooibos, regeneracyjna. Mizernie wyglÄ…dasz. Czy chcÄ™
wiedzieć, jak było? Bardziej chciałabym, żebyś powiedziała
mi, jak będzie dalej.
- Nie ma żadnego DALEJ. Nie może być. Z takiej
przypadkowej znajomości opartej wyłącznie na seksie nie
może narodzić się nic więcej.
- A skąd możesz to wiedzieć? Jesteś Bogiem? Nie - ty
jesteś boginią, ale nie znasz przyszłości.
- Masz rację. Nie znam, ale przecież sama ją kreuję, czyż
nie? Decyduję sama o mojej przyszłości.
- Niezupełnie. Tylko w pewnym stopniu. Reszta dzieje się
poza nami. Czy to nie twoja torebka wibruje? - spytałam.
Przyniosłam telefon i podałam go Megi, uprzednio zerkając na
wyświetlacz.
- Kim jest Sini? Masz szesnaście nieodebranych połączeń.
- Daj, co siÄ™ tak ociÄ…gasz? - Megi nieco zbyt niecierpliwie
i nerwowo wyrwała mi komórkę z ręki.
- Szesnaście nieodebranych i osiem wiadomości -
powiedziała i zaczęła po cichu czytać.
Odczekałam chwilę, ale nie za długo.
- Chcesz, żebym umarła z ciekawości? Kto to i co pisze?
Czytaj wreszcie!
- To ON. Ale te esemesy sÄ… sprzed trzech dni. JakoÅ›
zapomniałam, że mam telefon... To ON, moja ostatnia żywa
pamiątka z wakacji. Pisze, że bardzo tęskni i kompletnie nie
wie, co się z nim dzieje. Odkąd wyjechałam, ciągle jestem w
jego myślach, zawładnęłam nimi. Nigdy wcześniej nie kochał,
nie zna tego uczucia, ale mimo to jest absolutnie pewien, że
mnie pokochał i nie chce niczego więcej, nikogo, tylko mnie.
- Mam nadzieję, że mu nie wierzysz? Prawda? - spytałam,
szczególny nacisk kładąc na ostatnie słowo, bo mi się
przyjaciółka dziwnie zawiesiła. Stopniała? Odtajała?
Podniosła głowę i spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi
krowimi oczami.
- Jezus Maria, dziewczyno, ty się zakochałaś! To cud,
ludzie, cud! - zaczęłam wrzeszczeć i skakać z radości, nie
bardzo wiedzÄ…c, dlaczego.
- I z czego się cieszysz, wariatko? - spytała smutno Megi.
- Człowiek zachorował ciężko, a ty się cieszysz? Współczuj
mi. Przytul. Rękaw nadstaw, żebym wypłakać się mogła.
- Nie zachorowałaś, ale właśnie wyzdrowiałaś! Wino
przyniosę, widziałam w kuchni.
Dzwonek do drzwi zatrzymał mnie w połowie drogi.
- Otworzę! - krzyknęłam.
- To pewnie listonosz - odkrzyknęła Megi.
Na listonosza to On nie wyglądał. Stałam wmurowana w
terakotę i gapiłam się zachwycona.
On stał wmurowany w betonową posadzkę i też się gapił,
ale bez zachwytu, za to z lekkim zakłopotaniem, które z każdą
upływającą sekundą przeradzało się w przerażenie.
- Umarłaś w tym przedpokoju? - Megi robiła się
niecierpliwa. - Czy to listonosz?
- Nie. Raczej nie sÄ…dzÄ™. Ale jakoÅ› dziwnie pewna jestem,
że ten pan przyszedł do ciebie.
- Spław go, nie ma mnie. Jestem poza zasięgiem. I
przynieÅ› to wino, proszÄ™.
- Sama go spław, jak jesteś taka mądra. Ale jeśli chcesz
żyć, to nie rób tego, bo osobiście cię uduszę.
Megi zaszurała kapciami i pojawiła się w przedpokoju.
- Sini? A co ty tu... Ale jak? Nie rozumiem...
- Cześć, Megi. - Cudo przemówiło. - Ja też nie rozumiem,
ale wiem, że nie mogłem inaczej.
- Dobra, dzieciaki, ja rozumiem doskonale wszystko i
wam wyjaśnię. Ale najpierw zaproś pana do środka, pokaż, co
znaczy polska gościnność. %7łycie jest pełne niespodzianek. Jak
ty. Jak pudełko czekoladek. I to jest twoja czekoladka. Ma
kształt serca, słodka, choć bywa też gorzka, ale póki trwa,
chcesz ją jeść bez końca. To MIAOZ. Przyszła. Nie trzymaj
jej za drzwiami.
Na mnie już czas. Proszę cię, Megi, nie definiuj, nie
wymagaj zbyt wiele. Po prostu kochaj i uwierz, że miłość jest.
Pamiętaj: Miłość nie jest nawykiem, zobowiązaniem, ani
długiem. Nie jest tym, czego nas uczą romantyczne piosenki.
Miłość po prostu jest. Bez definicji. Kochaj i nie żądaj zbyt
wiele. Po prostu kochaj."
- Pan wejdzie, pan usiądzie - powiedziałam, wciągając go
do środka. Wniosłam jego walizkę. Posadziłam go na kanapie,
Megi posadziłam obok - obydwoje wciąż byli w szoku, więc
musiałam interweniować. Włączyłam cichutką muzyczkę,
wyszłam, zamykając za sobą drzwi. Na klamce powinnam
jeszcze zawiesić tabliczkę z napisem: Pst! UWAGA! -
Miłość. Nie przeszkadzać."
TEORIA WZGLDNOZCI
Jestem mieszczuchem. Totalnie uzależniona od
wszystkiego, co można mieć na wyciągnięcie ręki. Otaczający
mnie ludzie, choć biegną, nie zauważając, ani mnie ani
innych, to przecież są i dają poczucie bezpieczeństwa.
Przestrzeń mnie przeraża. Zbyt duża powoduje, że zapadam
siÄ™ w sobie, nerwowo rozglÄ…dam, szukajÄ…c oparcia w drugim
człowieku, jakiegoś punktu zaczepienia. Na wsi, zwłaszcza
maleńkiej, łatwiej zobaczyć gospodarskie zwierzęta niż innych
ludzi. A jak długo można mówić do kury, krowy, gołębi, czy
pawia? Aż do momentu, gdy na podwórko wjedzie po ciebie
karetka ze szpitala psychiatrycznego. Podobno do wszystkiego
można się przyzwyczaić - do ciszy, pustki, samotności.
Przecież ludzie tak żyją i mają się niezle.
Jagę spotkałam w miasteczku, gdy pojechałam po zakupy.
Wpadła na mnie w księgarni. Wielkie nieba, to naprawdę ona.
Niewiele się zmieniła, wulkan energii. Kiedy Jaga jest blisko
należy się liczyć z erupcją. Australia nic ją nie zmieniła.
Dwadzieścia lat wśród kangurów, a ona jest wciąż tą samą
rozgadaną, ciekawą świata i ludzi, dobroduszną, pełną
empatii, głodną wiedzy, pochłaniającą książki Jagą.
- Jaga, kiedy przyjechałaś? Długo zostaniesz?
- Przedwczoraj. Byłam akurat w Hongkongu, więc
wpadłam do Polski.
Nie miałam pojęcia, że to po drodze. Jaga zaprosiła mnie
na ognisko, a mnie dwa razy namawiać nie trzeba, pięć lat
dziewczyny nie widziałam i stęskniona jestem jak cholera. Nie
zawsze nadążam za tokiem myślenia Jagi, ale wychodzę od
niej naładowana wiarą i optymizmem, jak po wysłuchaniu
audycji w Radiu Matyja - z tym, że Jaga ładuje mnie
pozytywną energią, w odróżnieniu do Ojca Redaktora.
Ognisko to ognisko, nie jakiś tam grill. Kawałek ziemi,
drzewo przyniesione z ojcowego lasu, dopiero co ukopane
ziemniaki, wiejska kiełbasa, jabłka z jabłonki, co to przed
domem rośnie, jajka od kury zielononóżki, mleko od kozy i
bimber. Taki mały prywatny raj. Własne miejsce na ziemi.
Jaga wręczyła mi kijek, na który nadziałam kiełbaskę,
nalała trochę procentów do kubka, usiadła bardzo blisko mnie
i zaczęła opowieść:
- Słuchaj, dzisiaj pod swoim płotem znalazłam człowieka.
Leżał obok roweru. Jestem dobrą sąsiadką, nawet bardzo,
rzekłabym nawet - idealną, bo mnie tu nie ma całe lata. Zatem
pochylam się nad biedakiem i mówię: Proszę pana, halo,
mówi się. Nazywam się Wesołowska i tu mieszkam. A pan?"
A ja się wyjebałem" - szczerze i bez ogródek wybełkotał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]