[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tomasz powiedział sobie: związanie miłości z seksem było jednym z najbardziej wyrafinowanych
pomysłów Stwórcy.
A potem powiedział sobie jeszcze coś: jedynym sposobem, w jaki można by uchronić miłość przed
głupotą seksu, byłoby nakręcenie zegara w naszej głowie inaczej i podniecanie się na widok jaskółki.
Z tą słodką myślą usypiał. Na progu snu, w tym cudownym terytorium splątanych wyobrażeń,
poczuł naraz pewność, że odkrył rozwiązanie wszystkich zagadek, klucz do tajemnicy, nową utopię, raj:
świat, w którym człowiek podnieca się na widok jaskółki i w którym może kochać Teresę bez przeszkód
agresywnej głupoty seksu.
UsnÄ…Å‚
22.
Było tam kilka półnagich kobiet, kręciły się wokół niego, a on czuł się zmęczony. %7łeby uciec przed
nimi, otworzył drzwi do sąsiedniego pomieszczenia. Zobaczył tam na tapczanie naprzeciw siebie
dziewczynę. Była też półnaga, tylko w majtkach, leżała na boku i opierała się na łokciu. Patrzyła na niego z
uśmiechem, jak gdyby wiedziała, że przyjdzie.
Podszedł do niej. Czuł niezmierne szczęście, że wreszcie ją odnalazł i że może z nią być. Usiadł
obok niej, coś do niej mówił i ona mówiła coś do niego. Promieniował z niej spokój. Gesty jej rąk były
powolne i harmonijne. Przez całe życie tęsknił do takich gestów. Właśnie tego kobiecego spokoju brakowało
mu przez całe życie.
Ale w tym momencie ześliznął się ze snu do jawy. Znalazł się w tym no man's land, gdzie człowiek
już nie śpi, ale jeszcze się nie ocknął. Był przerażony, że dziewczyna znika mu z oczu i mówił sobie: na
Boga, nie mogę jej utracić! Rozpaczliwie starał się przypomnieć sobie, kim jest ta dziewczyna, gdzie
właściwie ją spotkał, co z nią przeżył. Jak to możliwe, że nie wie tego wszystkiego, skoro tak dobrze ją zna?
Obiecywał sobie, że zaraz rano do niej zadzwoni. Ale kiedy tylko to sobie powiedział, od razu poczuł lęk, że
nie będzie mógł do niej zadzwonić, bo zapomniał jak się nazywa. Ale w jaki sposób mógł zapomnieć imienia
kogoś, kogo tak dobrze zna? Potem był już prawie całkiem przebudzony, miał otwarte oczy i mówił sobie:
gdzie jestem? Tak, jestem w Pradze, ale czy ta dziewczyna jest w ogóle z Pragi? Czy nie spotkałem jej
gdzieś indziej? Czy to nie jest dziewczyna ze Szwajcarii? Trwało jeszcze chwilę, zanim zrozumiał, że nie
zna tej dziewczyny, że nie jest ona ani z Pragi ani ze Szwajcarii, że jest to dziewczyna ze snu i z nikąd
indziej.
Był tym tak wzburzony, że usiadł na łóżku. Teresa obok niego oddychała głęboko. Myślał o tym, że
ta dziewczyna ze snu nie jest podobna do żadnej z kobiet, które spotkał w życiu. Dziewczyna, która wydała
mu się najintymniej znajoma była kompletnie obca. Ale do niej właśnie tęsknił od zawsze. Jeśli istnieje jakiś
jego osobisty raj, będzie musiał żyć w tym raju przy jej boku. Ta kobieta ze snu jest es muss sein! jego
miłości.
Przypomniał sobie znany mit z Uczty Platona: ludzie byli najpierw hermafrodytami i bóg
przedzielił ich na dwie połowy, które od tego czasu błądzą po świecie szukając się nawzajem. Miłość jest
tęsknotą po utraconej połowie nas samych.
Przypuśćmy, że tak jest; że każdy z nas ma gdzieś na świecie partnera, z którym kiedyś tworzy!
jedno ciało. Ta druga polowa Tomasza, to była dziewczyna ze snu. Ale człowiek nie odnajdzie drugiej
połowy siebie samego. Zamiast niej poślą mu w koszyku po wodzie Teresę. Ale co się stanie, kiedy pózniej
naprawdę spotka kobietę, która była mu przeznaczona, drugą połowę siebie? Kogo wybierze? Kobietę z
koszyka, czy kobietÄ™ z mitu Platona?
Wyobraził sobie, że żyje w idealnym świecie z dziewczyną ze snu. Przed otwartymi oknami ich willi
przechodzi Teresa. Jest sama, zatrzymuje się na chodniku i patrzy nań stamtąd nieskończenie smutnym
wzrokiem. A on nie wytrzymuje jej spojrzenia. Już znowu czuje jej ból w swoim własnym sercu! Już znów
jest we władzy współczucia i przenika do jej duszy. Wyskoczy na zewnątrz przez okno. Ale ona powie mu
cierpko, żeby pozostał tam, gdzie jest szczęśliwy i mówiąc to będzie wykonywała szybkie, nerwowe gesty,
które go zawsze raziły i które mu się w niej nie podobały. Pochwyci te nerwowe ręce, ściśnie je w dłoniach,
aby je uspokoić. I wie, że kiedyś opuści dom swego szczęścia, że opuści raj, w którym żyje z dziewczyną ze
snu, że zdradzi es muss sein! swej miłości, aby odejść z Teresą, kobietą zrodzoną z połączenia sześciu
przypadków.
Siedział wciąż na łóżku i patrzył na kobietę, która leżała obok niego i trzymała go przez sen za rękę.
Czuł do niej niewypowiedzianą miłość. Jej sen musiał być w tym momencie bardzo płytki, bo otworzyła
oczy i nieprzytomnie popatrzyła na niego.
Na co patrzysz? spytała.
Wiedział, że nie powinien jej obudzić, ale odprowadzić z powrotem w sen; starał się dlatego
odpowiedzieć jej w taki sposób, aby jego słowa wytworzyły w jej myśli obraz nowego snu.
Patrzę na gwiazdy powiedział.
Nie kłam, jak możesz patrzeć na gwiazdy, kiedy patrzysz w dół.
Bo jestem w samolocie. Gwiazdy są pod nami odpowiedział Tomasz.
Aha, w samolocie... powiedziała Teresa. Zcisnęła jeszcze mocniej rękę Tomasza i znów usnęła.
Tomasz wiedział, że teraz Teresa wygląda w dół przez małe okrągłe okienko samolotu, który leci wysoko
nad gwiazdami.
CZZ VI
Wielki marsz
1.
Dopiero w 1980 roku mogliśmy dowiedzieć się z Sunday Times , jak umarł syn Stalina Jaków. W
czasie II wojny światowej umieszczono go jako jeńca w niemieckim obozie razem z oficerami angielskimi.
Mieli wspólną ubikację. Syn Stalina zostawiał ją zapaskudzoną. Anglicy nie mieli ochoty patrzeć na ubikację
umazaną gównem, nawet jeśli było to gówno syna najpotężniejszego wówczas człowieka świata. Wytknęli
mu to. Obraził się. Wytknęli mu to ponownie i zmusili go, żeby wyczyścił latrynę. Zdenerwował się,
pokłócił się z nimi, pobili się. Wreszcie zażądał widzenia z komendantem obozu. Chciał, żeby ich rozsądził,
ale zadufany Niemiec odmówił rozmawiania o gównie. Syn Stalina nie potrafił znieść poniżenia. Miotając w
niebo straszne rosyjskie przekleństwa rzucił się pędem ku naelektryzowanym drutom, które otaczały obóz.
Runął na nie. Jego ciało, które już nigdy nie zanieczyści Anglikom klozetu, zawisło w bezruchu.
2.
Syn Stalina nie miał łatwego życia. Ojciec spłodził go z kobietą, którą potem wedle wszelkich
znaków na niebie i ziemi zastrzelił. Młody Stalin był więc synem Boga (gdyż ojciec jego był czczony jak
Bóg), a jednocześnie był przez Boga odtrącony. Ludzie bali się go podwójnie: mógł im zaszkodzić swą mocą
(jednak był synem Stalina) i swą przyjaznią (zamiast odtrąconego syna, ojciec mógł ukarać jego przyjaciół).
Odtrącenie i wyniesienie, szczęście i nieszczęście, nikt inny nie odczuł konkretniej, jak wymienne są te
przeciwieństwa i że od jednego bieguna ludzkiej egzystencji do drugiego jest tylko krok. Potem, na początku
wojny, wzięli go do niewoli Niemcy, a inni jeńcy, należący do narodu, który zawsze był mu do głębi duszy
wstrętny przez swoją niezrozumiałą powściągliwość, oskarżyli go, że jest nieczysty. Jego, który niósł na
swych barkach największy dramat (był zarazem synem Boga i strąconym aniołem), miano by sądzić nie za
rzeczy podniosłe (dotyczące Boga i aniołów), lecz za gówno? Od najwyższego dramatu do najniższego jest
więc tak zawrotnie blisko?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]