[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nad któ¬rym trzeba siÄ™ litować. Część jego uczuć stanowiÅ‚o być może pożądanie, ale ich podstawÄ…
była litość. Poczuła urazę nie pozbawioną bólu. Wszystko byłoby łatwiej znieść od tego.
- Nie, dziękuję ci - odparła otępiała, układnym głosem grzecznej dziewczynki. - Jestem pewna, że
nie odpowiadałby mi taki styl życia.
- SkÄ…d wiesz, skoro tego nie spróbowaÅ‚aÅ›? - spytaÅ‚ szor¬stko. - Czeka na ciebie caÅ‚y Å›wiat nowych
doÅ›wiadczeÅ„. Je¬steÅ› jak pusta karta, na której nikt nic nie napisaÅ‚.
- Przykro mi cię rozczarować, ale na tej karcie już pisano.
Nie żyłam w klasztorze, jeśli chciałbyś wiedzieć. W niektórych dziedzinach mogę być ograniczona,
ale w innych do¬równujÄ™ ci doÅ›wiadczeniem. - OtworzyÅ‚a drzwi i spojrzaÅ‚a na niego przez ramiÄ™.
Oczy miała pełne łez. - Nic nie wyjdzie z tej umowy. Będziesz musiał poszukać kogoś innego, nad
kim roztoczysz patronat. - Zeszła zwinnie po drabinie.
UsÅ‚yszaÅ‚a krzyk dochodzÄ…cy z platformy, ale nie zatrzy¬maÅ‚a siÄ™ na jego woÅ‚anie: "Kate!"
Miała na pewien czas, a może na zawsze, dość walki. Nie wolno jej było rozpłakać się przy nim. To
tylko utwierdziÅ‚oby go w przekonaniu, że jej egzystencja byÅ‚a nieustannym ocze¬kiwaniem na
wyzwolenie z przestępczego życia. Nie była ani ofiarą, ani nie będzie przedmiotem litości, do
diabła!
RuszyÅ‚ za niÄ… po drabinie, ale byÅ‚a już na dole. zanim do¬tarÅ‚ do ostatniego stopnia, znikÅ‚a w
gÄ…szczu.
ROZDZIAA SIÓDMY
lCessna byÅ‚a bezpieczna. Tak naprawdÄ™ Kate nie spodzie¬waÅ‚a siÄ™, że ludzie Desparda odnajdÄ…
samolot. Schowany na skraju polany pod zielono-beżowym maskujÄ…cym brezen¬tem wtapiaÅ‚ siÄ™
idealnie w krajobraz, gdy obserwowano te¬ren z lotu pta~a. MógÅ‚ go odkryć jedynie naziemny
patrol, a ludzie Desparda nie byli przygotowani do tego rodzaju akcji. Mimo to świadomość, że stoi
bezpiecznie, przyniosÅ‚a ulgÄ™. SprawdziÅ‚a opony, by upewnić siÄ™, czy nie uszÅ‚o z nich po¬wietrze, i
właśnie prostowała brezent na skrzydłach, kiedy usłyszała za sobą radosny głos.
- Wpadliśmy na ten sam pomysł. Jest gotowy do drogi? Odwróciła się w jego stronę.
- Julio! Co ty tu robisz? Nie spodziewałam się ciebie I przed wieczorem.
Wzruszył ramionami.
- Consuelo chciaÅ‚a pójść do miasta wczoraj wieczorem za¬miast dziÅ› rano, żeby zasmakować
uroków grzesznej metro¬polii. - MrugnÄ…Å‚ ciemnymi oczyma. - StaraÅ‚em siÄ™ jÄ… przeko¬nać, że
wystarczą jej uroki mojego wspaniałego ciała, ale chciała obu rzeczy naraz. Bardzo zachłanna
seiiora. - Pod¬szedÅ‚, by pomóc wyrównać brezent. - ZostaliÅ›my wiÄ™c w ho¬telu przy porcie,
przeszedÅ‚em siÄ™ po kilku barach i nastawi¬Å‚em ucha. żeby siÄ™ tu dostać, pożyczyÅ‚em motocykl jej
brata, a przedtem zostawiłem Consuelo w domu.
- I?
- "Searcher" został zarekwirowany. Przycumowano go w przystani, ma dwóch ludzi do ochrony.
- A załoga?
- Seifert i załoga trzymani są w areszcie domowym w gospodzie "Black Dragon". - Skrzywił się. -
Słyszałem, że to bardzo łagodne więzienie. Władze nie ryzykują nieporozumień z korporacją
Lantry'ego, nawet po to, by przypodobać się Despardnwi. Dano im najlepszy jamajski rum i
najbar¬dziej utalentowane dziewczÄ™ta od Alvareza, by im ogrzaÅ‚y łóżko. WÅ‚adze starajÄ… siÄ™
oczywiście uprzyjemnić im pobyt w Castellano. Problem w tym, że ta gościna może potrwać długo.
- Dlaczego?
- Despard szaleje jak wściekły byk. Wszyscy w Maribie słyszeli, że zniszczyłaś mu kokainę. -
Pokiwał głową. - Despard nie lubi tracić pieniędzy, a jeszcze bardziej nie znosi, gdy się z niego
naÅ›miewajÄ…. 1tochÄ™ wysiÅ‚ku, by potrzymać przez pe¬wien czas Seiferta w niepewnoÅ›ci, pomoże mu
ocalić twarz.
Kate przygryzła wargę.
- Jak długo?
Julio znów wzruszył ramionami.
- Kto to wie? - PoÅ‚ożyÅ‚ jej dÅ‚oÅ„ na ramieniu w geÅ›cie po¬cieszenia. - Nie rób takiej zmartwionej
miny. Mówiłem ci, dają im wszystko, czego zapragną.
- Wszystko poza wolnością - powiedziała poważnie Kate.
Dla Daniela mogÅ‚o to być ważniejsze niż udogodnienia pro¬ponowane przez wÅ‚adze. Po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]