[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ulicy, sprzedawał porcelanę i rondle, zachwalając swój towar mocnym, donośnym głosem.
Lubił przy tym odgrywać małe przedstawienia, udając, że drażni się z sąsiadem, który
sprzedawał obok artykuły spożywcze. (- Patrz, brachu, spuściłem właśnie garnek za pół
funciaka. Ile ziemniarów musisz sprzedać zanim zarobisz dziesięć szylingów?) Umiał z
daleka dostrzec obcą klientkę i bezwstydnie wykorzystywał swą powierzchowność.
- Powiem ci coś, skarbulku - zwracał się do kobiety w średnim wieku w siateczce na
włosach - nie mamy w tym kącie bazaru zbyt wielu ślicznych młodych dziewczyn, więc
sprzedam to ze stratą i mam nadzieję, że jeszcze tu wrócisz. Popatrz, co za patelnia, jaki ma -
przepraszam za wyrażenie - zadek, solidna miedz, i to ostatnia sztuka. Zarobiłem na innych,
więc oddam ją za dwa funciaki, pół tego, co sam za nią dałem, bo sprawiłaś, że serce starego
zabiło szybciej, więc bierz ją, zanim się rozmyślę.
Tony był wstrząśnięty szybkością zmian, jakie zaszły w starym po stracie płuca.
Osiwiał, policzki mu zapadły, a piękny głos stał się piskliwy i pojękujący. Stragan należał się
prawnie Tony'emu, ale miał już wtedy własne zródła dochodów, więc przekazał go
Harry'emu, młodszemu bratu, który był niemową i ożenił się z piękną, nobliwą dziewczyną.
Cierpliwie uczyła się rozumieć język migowy. Prowadzenie straganu wymagało od niemowy
samozaparcia; pisał na tablicy, jeśli musiał coś powiedzieć klientowi, i trzymał w kieszeni
pocztówkę z nakreślonym Dzięki , którą wyjmował błyskawicznie na koniec zakupu. Ale
dawał sobie radę, więc Tony pożyczył mu pieniędzy na założenie prawdziwego sklepu i
zatrudnienie kierownika; interes ten szedł mu całkiem dobrze. Siła przebicia - to było u nich
rodzinne.
Nóż nabrał dostatecznej ostrości. Sprawdzając ją, zaciął się w kciuk. Przycisnął palec
do warg i poszedł do kuchni.
Zastał tam już matkę. Lilian Cox była nieduża i dość tęga - syn odziedziczył po niej
skłonność do tycia, ale nie wzrost - i odznaczała się większą energią niż przeciętna
sześćdziesięciotrzylatka.
- Podpiekam ci trochę chleba - odezwała się.
- Wspaniale - rzekł odkładając nóż i biorąc bandaż. - Uważaj z tym nożem. Trochę za
bardzo go naostrzyłem.
%7łachnęła się na widok krwi; kazała mu włożyć palec pod kran z zimną wodą i
policzyć do stu, po czym posmarowała skaleczenie maścią, obłożyła gazą i na koniec owinęła
bandażem, spinając go agrafką. Tony stał spokojnie, pozwalając jej działać.
- Dobry z ciebie chłopak, że pamiętasz o ostrzeniu moich noży - powiedziała. - A
dokąd wychodziłeś tak wcześnie?
- Wziąłem psa do parku. I musiałem do kogoś zadzwonić.
- Coś jest nie w porządku z telefonem w saloniku - fuknęła gniewnie - nie wiem co.
Tony nachylił się nad kuchenką, wąchając smażący się bekon.
- Wiesz, jak to jest, mamo. Gliny mają go na podsłuchu.
- Nalej sobie herbaty - rzekła wciskając mu w ręce dzbanek.
Zaniósł dzbanek do saloniku i umieścił go na podstawce. Kwadratowy stół nakryty był
haftowanym obrusem, leżały na nim sztućce dla dwóch osób, obok - sól, pieprz i buteleczki z
sosami.
Tony zajął miejsce najbliżej kominka, gdzie zwykł siadać ojciec. Nie wstając z krzesła
sięgnął do kredensu, wyjął dwie filiżanki i dwa spodki. Znów przypomniał mu się ojciec,
który komenderował nimi podczas posiłków. - Piszczele z dechy! - pokrzykiwał, kiedy kładli
ręce na stole. Jedyne, co Tony miał mu do zarzucenia, to jego stosunek do mamy. Będąc
przystojniakiem, miewał kobietki na boku i fundował im dżin, zamiast przynosić pieniądze do
domu. W owych czasach Tony chodził z bratem na bazar Smithfield podkradać spod kramów
odpadki, które sprzedawali za parę miedziaków w fabryce mydła. Nigdy nie poszedł do
wojska, choć pózniej wielu niegłupich chłopaków wyruszyło na wojnę.
- Zpisz czy nalewasz herbatę? - matka postawiła przed nim talerz i usiadła
naprzeciwko. - Mniejsza z tym, sama to zrobiÄ™.
Tony wziął sztućce i zaczął jeść, trzymając nóż jak ołówek. Na śniadanie były
parówki, dwa smażone jajka z pastą pomidorową z puszki i kromki podpieczonego chleba.
Miał już pełne usta, gdy sięgnął po sos. Poczuł się głodny po swych porannych wyczynach.
Matka podała mu filiżankę.
- No, nie wiem, ale nigdy się nie baliśmy używać telefonu, kiedy żył twój ojciec, niech
spoczywa w spokoju. Zawsze się pilnował, aby nie podpaść glinom.
Tony pomyślał, że za życia ojca nie mieli telefonu, ale zbył to milczeniem.
- Rzeczywiście - rzekł. - Był taki ostrożny i umarł jak biedak.
- Ale był uczciwy.
- NaprawdÄ™?
- Do cholery, wiesz dobrze, że tak było, i nigdy mi nie gadaj, że było inaczej.
- Nie lubiÄ™, jak przeklinasz, mamo.
- To mnie nie prowokuj.
Tony umilkł i dokończył szybko śniadanie. Dopił herbatę i zaczął odwijać cygaro.
- Jeszcze herbaty? - spytała matka biorąc jego filiżankę.
- Nie, dziękuję - spojrzał na zegarek. - Mam parę spraw do załatwienia.
Zapalił cygaro i wstał.
- Zwietnie mnie nastroiło to śniadanko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]