[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tylko do kościoła.
- Czy mógłbym ci towarzyszyć?
W jej oczach dostrzegł błysk zaskoczenia. Nie wyglądał na
praktykującego chrześcijanina. Uśmiechnął się.
- Masz rację - przyznał. - Ju\ bardzo dawno nie byłem w kościele. Ale
czujÄ™ takÄ… potrzebÄ™. Jakiego jesteÅ› wyznania?
- Episkopalnego.
Skinął głową.
- Urodziłem się jako prezbiterianin, ale to nie szkodzi. Protestant zawsze
jest protestantem. O której się spotkamy?
- Zwykle wychodzę o wpół do jedenastej. Idę piechotą. Kościół jest na
końcu ulicy - odparła, wyraznie ucieszona jego propozycją.
- Zwietnie - patrzył na jej twarz oświetloną blaskiem padającym przez
otwarte drzwi mieszkania. - Bardzo jesteś śpiąca?
- Nie&
- To dlaczego nie podejdziesz, bym mógł cię pocałować? - spytał, dziwiąc
się, skąd mu to nagle przyszło do głowy. Maureen miała wspaniałe ciało i
miękkie, cudowne usta, które śledził wzrokiem przez cały czas ich spotkania. Co
wiedziała o miłości? Twierdziła, \e nie miała dotąd \adnego chłopaka. Chciałby
to sprawdzić.
Dziewczyna poczuła dreszcz przeszywający jej całe ciało.
- P-pocałować? - wykrztusiła.
- To& chyba normalne - mruknÄ…Å‚ Jake, przysuwajÄ…c siÄ™ bli\ej. PotÄ™\nym
ramieniem objÄ…Å‚ jÄ… w pasie i przyciÄ…gnÄ…Å‚ do siebie.
- A mo\e, zgodnie z tym co mówiłaś poprzednio, jestem dla ciebie za
stary? - spytał marszcząc brwi.
Nogi Maureen poczęły dygotać.
- Nie to miałam na myśli - powiedziała łamiącym się głosem. - Chciałam
cię przekonać, \e nasze spotkania były przypadkowe...
- Wiem. Nie nale\ysz do kobiet, które uganiają się za mę\czyznami.
- To prawda - bełkotała nerwowo. Czuła jego oddech na swych wargach.
Miała wra\enie, \e jej umysł wibruje, zagłębiając się w czymś niezwykłym.
- Nigdy nie była na tyle odwa\na&
- Szaa& - szepnął Jake. Jego wargi delikatnie musnęły jej usta. Spokojnie,
bez zbytniego pośpiechu - postępował łagodnie, by nie czuła się zagro\ona. Po
chwili poczuł, \e napięcie dziewczyny mija. Jej ręce spoczywały na jego koszuli
i czuł ich szybkie, nerwowe dr\enie. Odchylił głowę, patrząc w szeroko
rozwarte, jasne oczy. Nie udawała - naprawdę była zdenerwowana. Bała się.
- Nie wiesz jak? - spytał.
- N-nie - przyznała płaczliwie.
- Nie szkodzi - powiedział i z uśmiechem znów zbli\ył usta do jej twarzy.
- NauczÄ™ ciÄ™.
Słodki strumień rozkoszy przeniknął ciało dziewczyny. Czuła, jak usta
Jake'a powolnym, prowokującym ruchem zagłębiają się w jej wargi, poło\ył ręce
na jej biodrach i powolnym, rytmicznym ruchem, to przyciągał ją ku sobie, to
odpychał.
- Jake& - szepnęła. W jej głosie czaił się cień strachu.
Spokojnie - odparł. - Jesteś bezpieczna. Nie zrobię nic, co mogłoby cię
zranić lub przestraszyć. Pocałuj mnie, Maureen. Otwórz lekko usta i przysuń je
do moich... O, tak... Mocniej... mocniej
Jego oddech pachniał kawą i tytoniem. Próbowała nie przerywać
pocałunku, lecz odsunął ją na odległość ramion, przypatrując się z zagadkowym
wyrazem twarzy.
- Cała dr\ysz - powiedział cicho.
- Ja... nikt... nikt dotąd nie całował mnie w ten sposób - powiedziała,
zawstydzona są niewinnością.
Jake zmarszczył brwi. Jeszcze tydzień temu nie uwierzyłby, \e spotka w
tym kraju kobietę, która nawet raz nie miała kochanka. Co dziwniejsze,
odczuwał radość z tego, \e odnalazł Maureen. Przesunął dłońmi wokół jej pasa,
czując miękkość ciała.
- Nie wykorzystam twojej niewiedzy - powiedział powa\nie. - Jest mi z
tobą dobrze - dodał, delikatnie całując ją w czoło. - Bardzo dobrze.
Przytuliła się i westchnęła.
- Musisz uwa\ać mnie za strasznego głuptasa - szepnęła. - Przepraszam.
Objął ją ramionami i zaczął lekko kołysać.
- Dlaczego przepraszasz? - spytał. - Nie wiesz, \e niewinność mo\e być
bardzo podniecajÄ…ca?
Skrzywił usta.
- Nie dla mę\czyzn, których znałam do tej pory. Uwa\ali, \e jestem
beznadziejna.
- Ich strata - Jake mówił cicho, a jego głęboki głos był miękki jak aksamit.
Maureen uniosła wzrok, obserwując w milczeniu wydatny nos, głęboko
osadzone oczy i twardą, znamionującą stanowczość, szczękę partnera. Była to
prawdziwie męska twarz, władcza i pełna siły. Nie przypominała twarzy
mechanika.
- Zawsze parałeś się techniką? - spytała.
Znieruchomiał, a jego ręce zacisnęły się lekko.
- Nie. Nie zawsze - puścił ją. - Lepiej idzmy ju\ spać. Do zobaczenia
rano.
- Dobrze.
Zastanawiała się, co spowodowało jego nagłą oschłość. Jake zapalił
papierosa i stanął wpół kroku.
- Na śniadanie jadasz chrupki, czy przyrządzasz coś gorącego? - spytał
nieoczekiwanie.
Zawahała się.
- Zwykle robię kanapki i jajecznicę na boczku. A ty? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl