[ Pobierz całość w formacie PDF ]
taka piękna, po co ci makijaż? I tyle ciuchów?
anula & polgara
- No bo... - Spojrzała na niego. - Naprawdę uważasz, że jestem
piękna?
- Naprawdę. - Dziwna sprawa, pomyślał. Czyżby rzeczywiście nie
zdawała sobie sprawy ze swojej urody? Wziął ją za rękę i spojrzał jej
prosto w oczy. - Jesteś niesamowitą dziewczyną, wyjątkową. Agentka
specjalna FBI Dana Aldrich... Mimo że to wyjątkowa organizacja, je-
stem przekonany, że niewiele jest u was równie kompetentnych,
mądrych i inteligentnych osób. Do tego jesteś pełna ciepła, delikatna,
wrażliwa. Kiedy wchodzisz, w pokoju robi się jaśniej. Nigdy nie
spotkałem kobiety tak pełnej seksu. - Dotknął jej policzka. - Twoje
ogromne piwne oczy zawierają wszystkie tajemnice kobiecości. Skórę
masz gładką jak aksamit. A włosy...
Zanurzył dłoń w jej czarnej czuprynie i... nie potrafił już myśleć
logicznie. Widział tylko jej usta tuż przy swoich. Nie był jednakże
pewny, czy ona pragnie tego samego co on.
Chłonąc zapach jej ciała, przywarł ustami do jej ust. Jęknęła, co
jeszcze bardziej wzburzyło krew w jego żyłach. Była teraz tylko kobietą,
nie agentką.
Nagle poczuł silne uderzenie w brzuch. Zaskoczony uniósł głowę i
spojrzał na Danę.
- Co to ma znaczyć, panie Danforth! - Cofnęła się parę kroków. -
Tak to sobie wyobrażasz?! Mówiłam ci wczoraj, że pocałunki to był
błąd. Źle się stało, ale na tym koniec. Jestem tutaj, żeby cię bronić,
mamy też znaleźć dowody przeciwko kartelowi i zlokalizować
Escalantego. Nie zjawiłam się tu po to, żeby wskoczyć ci do łóżka. -
Podeszła do drzwi, demonstracyjnie je otworzyła i powiedziała chłodno:
- Dobranoc. Późno już, a rano jedziesz do pracy... ze mną jako obstawą,
a dla innych twoją narzeczoną. Dla innych - powtórzyła z naciskiem.
Co miał zrobić? Ruszył do wyjścia, jednak nim Dana zdążyła
zamknąć za nim drzwi, stanął w progu i oznajmił:
- Między nami skrzy, skarbie. Nie możesz ot tak sobie powiedzieć,
że koniec, bo sama tego nie chcesz. Prędzej czy później skrzenie zamieni
się w ogień. Ani ty, ani ja nie zdołamy go ugasić.
Roześmiała się kpiąco.
- Panuję nad sytuacją... skarbie. Życzę ci przyjemnych snów.
anula & polgara
Musiał odskoczyć na korytarz, bo inaczej dostałby drzwiami w nos.
Mrucząc coś pod nosem, ruszył do swojej sypialni. Wiedział, że tej nocy
nie zmruży oka.
Był świetnym prawnikiem, o czym Dana dowiedziała się nazajutrz
rano, gdy przybyli do biura Marca. Wszyscy tak twierdzili, również
sekretarka, asystent i dwie asystentki.
Żadna z owych kobiet, choć wszystkie były atrakcyjne, nie
wspomniała choćby słowem, by Marc próbował się do niej zalecać. Dana
nie wychwyciła najdrobniejszego choćby podtekstu czy aluzji na ten
temat, choć sprytnie podpytywała podwładne Marca. Oczywiście nie
robiła tego z wścibstwa czy niezdrowej ciekawości. Chciała jak najlepiej
poznać życie prywatne i obyczaje swego podopiecznego, wiedziała
bowiem, że takie informacje mogą bardzo się przydać podczas działań
operacyjnych.
Wystrojona jak lala, nie czuła się dobrze w biurze Marca. Czarny
kostium od świetnego i nieludzko drogiego projektanta, buty na
wysokich obcasach, biżuteria... Choć sekretarka i asystentki, również
elegancko ubrane, miło ją skomplementowały za strój, nie do takiego
munduru roboczego była przyzwyczajona. Ale cóż, jak kamuflaż, to
kamuflaż. Dana świetnie odgrywała rolę wyluzowanej bogatej panny,
związanej z jednym z najbardziej pożądanych kawalerów w Savannah.
Około południa poczuła, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa.
Siedziała w pokoju, który Marc wyznaczył na ich potrzeby. Zdjęła buty
pod stołem i pocierała nogę o nogę, myśląc o tym, że gdyby Marc był
inny, to po tym wszystkim chyba by go zabiła - choćby przez te cholerne
obcasy!
Nie mogła się doczekać, kiedy dzień pracy dobiegnie końca i będzie
mogła znów wskoczyć w dżinsy i adidasy. Na razie jednak siedziała przy
komputerze, który dostarczyła jej sekretarka Marca. Weszła na stronę
FBI i zaczęła szukać danych o kartelu.
- Jak leci? - zapytał chwilę później Marc, za którym weszła do
pokoju ciemnoskóra dziewczyna w jasnozielonym kostiumie. - Dano,
przedstawiam ci Jasmine Carmody Brooks. Przyniosła nam teczki
kartelu.
Dana i Jasmine, jak to kobiety, z miejsca rozgryzły siebie nawzajem i
anula & polgara
poczuły jeśli nie sympatię, to na pewno szacunek. Żadna z nich nie
wypadła sroce spod ogona, to pewne.
Jasmine zmierzyła ją badawczym spojrzeniem.
- W jutrzejszej prasie ukaże się wzmianka o zaręczynach Marca z
córką przyjaciela Abrahama z wojska, panną Daną Delecroix.
Rozmawiałam z twoim szefem, Steve'em Simonem, który obiecał
zabezpieczyć dane, gdyby ktoś chciał dotrzeć do prawdy. Poza tym
Abraham na dzisiejszej konferencji prasowej, kiedy padło pytanie o
aresztowanie Marca, powiedział, że to pomyłka lub efekt intrygi mającej
za zadanie odwrócić uwagę opinii publicznej od sedna sprawy. - Usiadła
przy stole i wyjęła z torby stos teczek.
- Dano, dowiedziałem się od Jasmine, że dwaj dziennikarze czekają
na dole, dopominając się o możliwość sfotografowania szczęśliwych
narzeczonych - rzekł Marc ze smętnym uśmiechem. - Czy jesteś gotowa
na pierwszą potyczkę z prasą, gdy będziemy wychodzić z budynku?
Dana najpierw skrzywiła się, potem jednak promiennie się
uśmiechnęła.
- Źle postawione pytanie, Marc. Właściwe brzmi: czy ty jesteś
gotów? Uczono mnie kamuflażu, udawania kogoś innego, niż jestem
naprawdę. Nie zapominaj, że FBI wciąż jest pod obstrzałem paparazzi i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]