[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jej o swoim życiu w Melbourne. Uważał, że było nudne w
porównaniu z nieprzewidywalnością wydarzeń tutaj, w Ballarat. Natrafi
dzać, a nie trwonić wszystkiego na picie i hazard, jak to czy­
niło wielu innych.
Wygląd namiotu, w którym odbywały się tańce, zaskoczył
nieco Kirstie. Mimo wszystko spodziewaÅ‚a siÄ™ miejsca bar­
dziej nobliwego, nie tak głośnego i zatłoczonego. Znalazła
siÄ™ w dużym pomieszczeniu. Na jednym jego koÅ„cu usado­
wiÅ‚a siÄ™ orkiestra, po bokach staÅ‚y prowizoryczne stoÅ‚y, zro­
bione z desek wspartych na pachołkach i przykrytych
zgrzebnym płótnem. Pełniły funkcje baru: sprzedawano tu
jedzenie i wszelkiego rodzaju trunki.
Na Å›rodku parkietu taÅ„czyÅ‚a grupa Irlandczyków. Niektó­
rzy z nich mieli już niezle w czubie, a zebrany wokół tłum
zagrzewaÅ‚ ich, klaszczÄ…c i pokrzykujÄ…c w takt muzyki. Przy­
byłe na tańce kobiety odziane były elegancko, natomiast
mężczyzni na ogół mieli na sobie robocze ubrania.
Orkiestra umilkÅ‚a i nastÄ…piÅ‚a przerwa, podczas której tan­
cerze rzucili siÄ™ do zaimprowizowanego baru. Muzykanci za­
stali zaproszeni przez Irlandczyków.
Kiedy znów zabrzmiała melodia do tańca, Jack pociągnął
Kirstie na parkiet. Właśnie, trzymając Jacka za rękę, czekała,
by przejść pod uniesionymi ramionami tancerzy, kiedy zoba­
czyła wchodzącego Freda. Towarzyszyła mu Gruba Lil. Lil
miaÅ‚a na sobie dÅ‚ugÄ…, kremowo-zÅ‚otÄ… kreacjÄ™ z suto marsz­
czoną spódnicę na kilku warstwach halek. We włosy wpięła
pióro, przytrzymywane spinkÄ… wysadzanÄ… drogimi kamienia­
mi. W dÅ‚oni Å›ciskaÅ‚a duży kremowo-zÅ‚oty wachlarz, przy­
twierdzony do nadgarstka pozłacanym łańcuszkiem.
Fred wyróżniaÅ‚ siÄ™ wÅ›ród mężczyzn schludnym wyglÄ…­
dem. Kirstie wÅ‚asnorÄ™cznie wypraÅ‚a mu ciemnoniebieskÄ… ko­
szulę i białą jedwabną chustkę.
Po to, żeby wziÄ…Å‚ GrubÄ… Lil na taÅ„ce, skonstatowaÅ‚a z go­
ryczÄ….
Nie pocieszyło jej to, że Gruba Lil, choć nie gruba, była
za to stara. Dowodziło to tylko złego smaku Freda, podobnie
jak to, że od razu zamówił jej drinka przy barze, ale sam pił
tylko lemoniadę. Stali razem, śmiejąc się i rozmawiając. Lil
zaborczo uwiesiła się ramienia Freda, kiedy przypatrywali się
tańczącym.
Jack kupił lemoniadę, gdyż Kirstie zastrzegła, że nie lubi
alkoholu. Z twarzÄ… zaróżowionÄ… od taÅ„ca wydaÅ‚a mu siÄ™ bar­
dzo piÄ™kna, gdy tak patrzyÅ‚a na niego, sÄ…czÄ…c lemoniadÄ™. Po­
mimo obecności Freda i Lil dobrze się bawiła. Cieszyła się,
że jest z dala od zmartwień i codziennych obowiązków.
Orkiestra zaczęła grać walca. Odstawili puste szklanki
i Jack porwał ją na parkiet.
- Jesteś lekka jak piórko, Kirstie - wyszeptał jej do ucha.
- Kto cię nauczył tańczyć?
- Mama - odparła.
Wirowali po caÅ‚ym parkiecie i w pewnym momencie otar­
li się Freda, który tańczył z Grubą Lil. Muzyka przyspieszała
z minuty na minutę i Kirstie dała się jej ponieść, aż nagle
melodia urwała się i przystanęli z Jackiem tuż koło Freda
i Grubej Lil.
Nagle ją rozpoznał.
- Kirstie! Co ty tu robisz?
Nie mógÅ‚ od niej oczu oderwać; wyglÄ…daÅ‚a zupeÅ‚nie ina­
czej niż zazwyczaj - wręcz olśniewająco.
- Przyszłam z Jackiem - oświadczyła, chwytając swego
partnera za ramiÄ™.
Lil zmierzyła ją uważnym, doświadczonym spojrzeniem,
dostrzegajÄ…c w niej kobietÄ™, a nie dziewczynkÄ™.
Aadna mi Kirstie! - pomyÅ›laÅ‚a. To nie żaden dzieciak, tyl­
ko piękna, młoda kobieta.
Nagle poczuÅ‚a siÄ™ beznadziejnie stara w obliczu tej promien­
nej młodości. Od razu spostrzegła, że Kirstie jest zakochana we
Fredzie i ubawiło ją to. Jak większość mężczyzn, Fred był ślepy
na to, co każda kobieta widziała od pierwszego spojrzenia.
Kirstie od razu zorientowała się, że Gruba Lil przejrzała
jej tajemnicÄ™.
Tylko nie to! - przeraziÅ‚a siÄ™. Niech nic nie mówi Fredo­
wi. Nie zniosłabym tego.
Nie musiaÅ‚a siÄ™ martwić. Gruba Lil nie zamierzaÅ‚a infor­
mować Freda, co czuje do niego inna kobieta. ZwÅ‚aszcza ko­
bieta piękna i młoda.
- Uważaj na siebie. - Z twarzy Freda znikÅ‚a nagle bez­
troska.
- Nie jesteś moim aniołem stróżem - odcięła się. - Jack
siÄ™ mnÄ… zaopiekuje, prawda?
- Nie martw się, Fred, będę na nią uważał - zapewnił
Jack, obejmujÄ…c Kirstie ramieniem.
Fred nie byÅ‚ pewien, czy chce, by Jack Tate uważaÅ‚ na Kir­
stie. Nie wiedzieć czemu, widok tych dwojga razem nie wzbu­
dził jego entuzjazmu. Gruba Lil wzięła Freda pod ramię.
- Idziemy. Mam ochotÄ™ na jeszcze jednego.
Kirstie patrzyÅ‚a, jak odchodzÄ…. WiÄ™cej ich już nie widzia­
ła. Rzuciła się w wir zabawy. Kiedy przebrzmiały ostatnie
takty i muzycy złożyli instrumenty, Jack odprowadził ją do
domu i próbował skraść jej całusa w świetle księżyca. Nie
protestowała, bo wyobraziła sobie, że w ten sposób ukarze
niewiernego Freda. Poza wszystkim chciała się dowiedzieć,
jak to jest caÅ‚ować siÄ™ z mężczyznÄ…. Ralph, któremu daÅ‚a ko­
sza jeszcze na farmie, nie posunął się tak daleko. Wkrótce
zorientowaÅ‚a siÄ™, że lubi towarzystwo Jacka, ale nie za bar­
dzo lubi jego pocałunki.
Dreszcz, który przeszywał Kirstie przy lada dotyku Freda,
nie pojawił się, gdy Jack pocierał ustami o jej wargi i pieścił
jej jedwabiste włosy. Wysunęła się z jego objęć, chcąc jak
najszybciej mieć to już za sobą.
- Och, Kirstie, błagam - szepnął rozczarowany. - Nie
kończmy jeszcze. Zabawmy się choć raz.
- Nie - odparÅ‚a zdecydowanie. - Wystarczy, Jack. SpÄ™­
dziłam z tobą przyjemny wieczór. Nie zepsuj go.
ByÅ‚ przyzwoitym mÅ‚odym czÅ‚owiekiem i pozwoliÅ‚ dziew­
czynie odejść. Ginger ostrzegał go, że nie pójdzie mu z nią
łatwo i, jak się okazało, miał rację.
Fakt, że spotkali na taÅ„cach Kirsteen Moore, rzuciÅ‚ z róż­
nych powodów cieÅ„ na randkÄ™ Freda i Grubej Lil. Przy Kir­
stie Gruba Lil czuła się stara i nazbyt zużyta, a Fred martwił
siÄ™ o to, jak zachowa siÄ™ Jack Tate. Niebawem Gruba Lil
oświadczyła, że jest zmęczona.
- Chodz do mnie - zaproponowała. - Zrobię ci kawę.
Dickie miał w tym tygodniu dostawę i odstąpił mi trochę po
starej znajomości, oczywiście nie za darmo.
Liczyła na to, że Fred zostanie na noc. Dodawało to pew-
nego dostojeństwa związkowi, kiedy kochanek nie spieszył
się zaraz do domu, lecz obejmował ją ramieniem i zasypiali
razem, jak prawdziwe małżeństwo.
Może tak właśnie z nami jest, łudziła się, parząc kawę na
małym piecyku, podczas gdy Fred drzemał w dużym fotelu
w zaciszu jej przytulnego pokoju. Aagodne światło świecy
peÅ‚zaÅ‚o po jego twarzy. CzÄ™sto wyglÄ…daÅ‚ poważnie, gdy za­
sypiał. Ożywił się jednak, gdy podała mu kawę i siedli, by
wypić ją razem.
Zdawała sobie sprawę, że ich romans wkrótce się skończy.
ByÅ‚a jego pierwszÄ… kobietÄ… i on też byÅ‚ dla niej kimÅ› wyjÄ…t­
kowym. W pierwszej chwili, kiedy zabraÅ‚a go do swego po­
koju, wydało jej się, że on nie wie, co dalej robić. Potem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl