[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czy Biskup jest na sali?
- Biskup jest obecny - odpowiedział jeden z najemników przy stole.
- Niech podejdzie tutaj i przejmie więznia, jeśli jego żądanie jest słuszne. Mówił zimnym głosem sędziego, ale
wyczuwałem coś jeszcze, co nie
dawało mi spokoju. Wszystko było zbyt gładkie i zbyt dokładnie zaplanowane.
Z tyłu sali zapanowało poruszenie. Ktoś szedł do stołu, ale nie odwróciłem się, żeby zobaczyć kto. Kątem oka
dostrzegłem biały habit. Kaptur miał odrzucony do tyłu, jakby chciał podkreślić, że nie ma powodu ukrywać kim jest.
Poznałem siwe włosy i władczą twarz Opata.
Odetchnąłem głęboko. Zatrzymał się przy mnie i spojrzał życzliwie.
- Proszę zdjąć kaptur więzniowi, żebym mógł zobaczyć jego twarz - powiedział łagodnym głosem.
Jeden z najemników ściągnął mi kaptur. Spojrzałem Opatowi prosto w oczy. Patrzył na mnie ze smutkiem, bez
mrugnięcia okiem. W tej chwili nikogo nie było na sali, tylko my dwaj.
- To William Dane, Wysoki Sądzie. Widownia zaszemrała.
- Jaka jest jego pozycja w klasztorze?
- Odbywał nowicjat w moim klasztorze - powiedział Opat i dodał, kręcąc głową - ale złamał regułę i uciekł.
- Czy Wasza Wysokość domaga się, by został oddany w ręce Kościoła? Zapanowała pełna oczekiwania cisza.
- Nie mogę - powiedział po chwili ze smutkiem. Sala westchnęła. - Po ucieczce z naszego klasztoru przestał
podlegać naszej jurysdykcji.
Straciłem szansę", pomyślałem. Nie szkodzi, nie liczyłem na to. Uśmiechnąłem się do niego.
- Dziękuję, Ojcze - powiedziałem tak cicho, że tylko on usłyszał. Pokręcił głową. - Ach, mój synu.
- Proszę opowiedzieć sądowi o okolicznościach ucieczki więznia - powiedział sędzia.
Opat odwrócił się. Był tak blisko, że mogłem schwycić go za gardło. Ale to już nie było potrzebne. Między nami
wszystko się skończyło. Trzymałem ręce swobodnie na prętach kraty.
- W jego rękach znalazła się mała, kryształowa kula. Została ukradziona "Imperatorowi. Ukrył ją w Katedrze, zanim
uciekł. Potem po nią wrócił.
Opat złożył niski ukłon Imperatorowi i jego sędziom, ale nie taki niski, jak kiedyś pistoletowi i kamykowi. Odszedł i
zapomniałem o nim. Spojrzałem na sędziego, który mierzył mnie surowym wzrokiem.
- Czy więzień chciałby coś dodać, zanim zostanie wydany wyrok?. Spuściłem głowę, a potem znowu popatrzyłem
w te jego zimne, zawzięte
oczy.
- Jeśli sąd pozwoli, opowiem krótką historię.
- SÅ‚uchamy.
- Nie tak dawno - zacząłem cicho - Imperator Brancusi miał pewien kawałek kryształu. Był to tylko kamyk i nikt nie
wiedział, co to jest naprawdę, ale wielu ludzi chciało go mieć.
Przerwałem i spojrzałem na Imperatora. Mrużył oczy i nerwowo oblizywał wargi.
- W otoczeniu Imperatora żyła dziewczyna imieniem Frieda, którą Imperator darzył zaufaniem. Ukradła kamyk.
Organizacja, znana pod nazwą Obywatele", poleciła jej oddać go człowiekowi, który nazywał się Siller. Ale ona nie
miała zamiaru ich posłuchać. Szła, by dać go komuś innemu, ale tropił ją Sabatini, niegdyś władca największego ze
Zwiatów Zjednoczonych. On też chciał mieć ten kryształ. W rozpaczy i rozterce, Frieda wrzuciła kamyk do misy
ofiarnej w Katedrze. Dała go mnie. I wreszcie ja odkryłem, czym on jest.
Widownia jednogłośnie wydała stłumiony okrzyk. Sędziowie wyprostowali się, nawet ten młody. Imperator pochylił
59
się i szepnął coś jednemu z sędziów. Sędzia zwrócił się do mnie.
- Gdzie jest ta dziewczyna, Frieda?
- Nie żyje. Wszyscy westchnęli.
- Gdzie jest Siller?
- Nie żyje.
- Gdzie jest Sabatini?.
- Też nie żyje.
Sędziowie w milczeniu pochylili się. Za mną rozległy się szepty. Sędziowie naradzali się. Wreszcie ten drapieżny
spojrzał na mnie.
- Czy przyznajesz się do popełnienia tych wszystkich zabójstw?
- Siller usiłował mnie zabić i sam zginął. Friedę zabił Sabatini. Sabatini sam odebrał sobie życie. Poza tym zabiłem
czterech innych, którzy inaczej zabiliby
mnie, gdybym nie miał więcej szczęścia niż oni. Wszyscy czterej byli ludzmi wynajętymi przez Sabatiniego,
powszechnie znani jako Wolni Agenci.
- Zostałeś już poinformowany, że działanie w obronie własnej nie jest usprawiedliwione w oczach prawa. Kościół
wyrzekł się ciebie. Co powiesz na swoją obronę?
- Powołuję się na prawo zakonu. Sędzia zmarszczył brwi.
- Biskup odmówił przejęcia sprawy. Musisz podać argumenty, które sąd zaakceptuje albo zostaniesz osądzony
zgodnie z prawem.
- Są inne próby, Proszę, aby sąd odwołał się do nich. Sędziowie szeptali. Zrodkowy zwrócił się do mnie.
- W przypadku, z jakim mamy do czynienia, test umiejętności pisania i czytania nie jest istotny.
- Istnieje też próba ostateczna,, próba, której wyniku nie można poddać w wątpliwość. Została wprowadzona za
czasów Założyciela, Judy Proroka. Jest uznawana w całej galaktyce.
Sędzia wytrzeszczył oczy.
- Czy domagasz siÄ™ prawa cudu?
Debatowali nad tym przy wysokim stole, a arystokratyczna widownia szemrała podniecona i zaintrygowana. Stałem
za kratami, obserwując ich w milczeniu. W końcu sędziowie spojrzeli na Imperatora. Wstał majestatycznie,
wlepiwszy we mnie małe oczka i zrobił krok do przodu. Nagle zrozumiałem, że v nierozsądnie byłoby lekceważyć tę
górę mięsa. Sprawował absolutną władzę w Brancusi i niezależnie od wyroku sądu, mógł sprzeciwić się gdyby
chciał, gdyby uznał, że grozi to konfliktem z Kościołem. Wziął sprawę w swoje ręce i ja, tak jak wszyscy, czekałem
na to, co powie.
- Odwaga więznia powinna zostać nagrodzona - przemówił cichym, bezbarwnym głosem. - Będzie miał szansę
udowodnienia swojego powołania przez sprawienie cudu. Pod jednym warunkiem.
Widownia czekała. I ja czekałem nie odrywając od niego wzroku. Spojrzał na mnie z leniwym uśmiechem.
- Pod jednym warunkiem: jeśli mu się nie uda, przyzna się do winy i wyjawi wszystko, co wie o kamyku.
Teraz czekał Imperator, mrużąc oczy i obserwując mnie bacznie. Uśmiechnąłem się w duszy, zachowując
nieruchomą twarz. Tłusta ryba połknęła przynętę. Pozostało mi tylko przekonać się, czy naprawdę istnieje
niewidzialna ręka.
Pochyliłem głowę.
- Tak się stanie. Wasza Wysokość. Imperator uśmiechnął się.
- Przeszukać go.
Najemnicy podeszli do mnie i przeszukali od stóp do głów. Kiedy skończyli i odsunęli się, mieli zdziwione miny i
puste ręce. Uśmiech zniknął z twarzy Imperatora. Przyjrzał mi się z ciekawością i machnął pulchną dłonią.
- Zaczynaj.
Ukłoniłem się, podniosłem głowę i rozłożyłem ramiona.
- Jeśli nie zdarzy się cud i nie udowodnię, że działam zgodnie z wolą Bożą, oddam siebie i wszystko, co wiem
człowiekowi, któremu powierzono świecką władzę nad Brancusi i jego mieszkańcami. Jeśli istnieje sprawiedliwość,
niech stanie się jej zadość. Jeśli istnieje siła dobra, która pragnie wolności ludu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]