[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jacinda pojawiła się pierwsza. Opuściła Atlantę, przeniosła się do Madison,
zmieniła całe swoje życie dla Tylera, nie swojego dziecka. Ofiarowała Dare'owi
wielką miłość i kolejną parę blizniąt w rodzinie.
Antonia, sławna aktorka, piękna i ambitna, początkowo wielka przeciwniczka
Rossa, ocaliła mu życie podczas katastrofy, a potem zrezygnowała dla niego ze swej
kariery.
Miał też zdjęcia całej trójki dzieci: Tylera, Paula i Amy.
No i ta najważniejsza fotografia, z powodu której przeglądał wszystkie
pozostałe. Fotografia Jennifer, dziewczyny o złocistych włosach, bursztynowych
- 53 -
S
R
oczach i opalonej skórze. Była zbyt troskliwie chroniona przez rodziców i zbyt
rozpieszczona, by stać się taką kobietą, o jakiej marzył.
Jennifer, którą spotkał teraz, była zupełnie kimś innym. W dalszym ciągu
stanowiła dla niego zagadkę, ale tajemnica jej przemiany wiązała się z terazniejszoś-
ciÄ….
Zwitało, kiedy podniósł się z krzesła. Musiał sprawdzić jeszcze jedną rzecz, ale
mógł to zrobić jedynie telefonicznie. I może wtedy przestanie wciąż myśleć o Jennifer.
Odnalazł w notesie nazwisko. Wykręcił numer i cierpliwie czekał. Po chwili usłyszał
znajomy, gderliwy głos.
Nie zastanawiając się ani przez chwilę, zaczął mówić:
- Rick, kiedy polecałeś mnie na to stanowisko, wiedziałeś, że Jennifer jest tutaj?
- Mac? To ty?
- A któż inny mógłby cię wyciągnąć z łóżka o takiej porze i pytać o Jennifer?
- Nikt inny, ale jest przecież piąta rano. Nikt przy zdrowych zmysłach nie
wstaje o takiej porze.
- Pewnie nie jestem przy zdrowych zmysłach, chociaż - dodał po chwili
wahania - może po raz pierwszy od długiego czasu wiele spraw zaczynam pojmować.
Odpowiedz mi na to pytanie, Rick. Czy wiedziałeś, że Jennifer jest tutaj?
Zapanowała cisza, tak długa, że Mac myślał, iż Rick zasnął.
- Wiedziałem - usłyszał w końcu odpowiedz.
- Znałeś naszą historię, wiedziałeś, że ona tu jest, i wysłałeś mnie na tę
budowÄ™?
Rick czuł, że jeśli chce sobie jeszcze pospać, musi Macowi odpowiedzieć.
- Wiesz, spotkałem ją tylko raz, kilka lat po ukończeniu studiów. Karen i ja
byliśmy zaskoczeni tym, jak bardzo zmieniło się jej życie, odkąd się rozstaliście.
- To w dalszym ciągu niczego nie wyjaśnia.
- Byłem jeszcze wtedy z Karen, choć wszystko już między nami zaczynało się
psuć. Pamiętam, jak bardzo wtedy chciałem, żeby Karen mówiła o mnie w taki
sposób, jak Jennifer o tobie.
- To znaczy: jak?
- 54 -
S
R
- Boże wielki! Mac, nie potrafię ci tego wyjaśnić. Tego nie sposób określić.
Jakaś tęsknota, smutek. Słuchaj ! Nie wiem... ja to po prostu wyczuwałem. I nigdy nie
słyszałem tego w głosie u mojej żony. Wiesz, właściwie to samo słyszałem w twoim
głosie, kiedy rozmawialiśmy o twoich problemach.
- Nigdy nie pytałem o Jennifer.
- To prawda. Ale właśnie to było takie wymowne.
- Więc kiedy wróciłem i szukałem pracy...
- Byłeś potrzebny w Barclay - dokończył Rick. - Ty też potrzebowałeś tej
pracy.
- Ale tu była również Jennifer.
- Tak - przyznał Rick.
- Podczas którejś rozmowy zauważyłeś coś, co kazało ci zaaranżować nasze
spotkanie, i teraz czekasz na pojednanie małżonków?
- Czekam - przyznał Rick. - Wy oboje należycie do siebie. Tylko poznaliście się
zbyt wcześnie i nie byliście przygotowani na to, co nastąpiło.
- I pomyślałeś, że kiedy się znowu spotkamy...
- To zaczniecie wszystko od początku, tak jakby przeszłość nie istniała.
- Niestety, ona istnieje.
- Nie zaprzeczam, ale ludzie siÄ™ zmieniajÄ…, Mac. DorastajÄ…. StajÄ… siÄ™ inni i
wtedy można zapomnieć o przeszłości.
- To jedno spotkanie spowodowało, że się tak nami przejąłeś?
- Tak. Poza tym wierzę, że jesteście dla siebie przeznaczeni.
- Przeznaczenie? Rick, ty chyba nie jesteÅ› pijany?
- Jeśli uważasz, że plotę bzdury, to po co dzwonisz?
- Nie wiem - westchnął Mac. - Może właśnie po to, żeby usłyszeć to, co
powiedziałeś.
- Co teraz zamierzasz zrobić?
- Poddać się wyrokom losu.
- Ale pragniesz tej nowej Jennifer.
- Tak. Nie wiem tylko, dlaczego tak siÄ™ dzieje.
- No to życzę ci szczęścia, stary. Zaproście mnie na ślub.
- 55 -
S
R
- Przecież już dawno jesteśmy po ślubie.
- No to na chrzciny.
- Wybiegasz za bardzo w przyszłość, Rick.
- Chyba nie.
- Dobranoc, Rick.
- Dzień dobry, Mac.
Odłożył słuchawkę. Rick był przekonany, że on i Jennifer są dla siebie
stworzeni. Ale czy tak jest na pewno? Wszystko zależało od zrządzenia losu. Może
tym razem będzie łaskawy?
Niebo poszarzało. Nadchodził ranek. Mac powinien spróbować zasnąć, ale tego
nie zrobił. Czekał na nowy dzień.
Jennifer spózniła się. Nie spała dobrze tej nocy, a poza tym postanowiła
rozprawić się z Sally. Do tej pory w sprawach służbowych sekretarka była wzorem
dyskrecji. Należało jej przypomnieć, że to samo dotyczy prywatnego życia Jennifer.
Przygotowywała się do tej rozmowy cały ranek. Teraz otworzyła gwałtownie
drzwi do pokoju Sally. Zatrzymała się zdziwiona. Zazwyczaj Sally siedziała za
biurkiem i witała ją uśmiechem, podając plan wizyt na cały dzień.
Dzisiaj biurko było puste. Tylko od strony okna dochodził ją szmer rozmowy
przerywany wybuchami śmiechu. Koło okna stała grupka uczennic, pielęgniarek i
sekretarek, które obserwowały plac budowy. Nikt nie zwrócił na nią uwagi.
Znowu rozległ się wybuch śmiechu. Jennifer zakasłała, ale nie doczekała się
żadnej reakcji.
Kiedy usłyszała okrzyki podziwu, zaciekawiona podeszła do okna. Dziewczyny
rozpoznały ją i zaczęły się odsuwać, robiąc przejście. Tylko Sally nie odwróciła się,
wpatrzona w potężnego mężczyznę, który balansował na stalowych belkach na
wysokości szóstego piętra.
- Wielki Boże! - krzyknęła Jennifer. - Kto to jest? Co on tam robi?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]