[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przeczytałem powtórnie rękopis i wszystkie notatki. Przesłuchałem kasety, a potem
wyjrzałem za okno, by poobserwować nadchodzącą do Connecticut wiosnę. Wtedy
właśnie profesjonalista wziął we mnie górę i powiedział mi, co mam robić. Zacząłem
pisać dniem i nocą.
Pewnego dżdżystego popołudnia zadzwoniłem do człowieka, który według Veroniki
był współwięzniem Duranta w Sing Singu, i umówiłem się z nim na spotkanie. John
LePoint mieszkał w Maine, w mieście bardzo podobnym do Crane s View. Ponieważ do-
jechałem tam za wcześnie, przesiedziałem godzinę w kawiarni, zastanawiając się, jak też
może się nazywać tutejsza Pauline Ostrova  dzika dziewczyna, na swoje nieszczęście
zbyt inteligentna i prawdopodobnie skazana na tragiczne życie.
LePoint okazał się wesołym, starszym facetem w butach rozmiaru czternaście, który
opowiadał o swoim przestępczym życiu, jakby to był jeden wielki żart. Zabawiał mnie
historyjkami o włamaniach i napadach, wystawnych posiłkach i kobietach, za które pła-
cił kradzionymi pieniędzmi, życiu więziennym i różnych dziwakach, których napotkał
po drodze. Teraz był na  emeryturze . Miał ciężarną kotkę i chudego syna, który przysy-
łał mu pieniądze. I jeszcze jakiegoś upierdliwego sąsiada, którego najchętniej by ukatru-
pił, ale jest już na to za stary. A poza tym w więzieniu nikt nie pozwalał wybierać sobie
kanałów w telewizji.
Nieustannie pytałem go o Edwarda Duranta, ale machał tylko lekceważąco ręką, jak
gdyby temat był całkiem nieistotny. Nie ustępowałem jednak i gdy postawiłem mu szó-
ste piwo, opowiedział mi całą historię.
Spędzili razem w celi tylko dwa tygodnie. Poprzedni towarzysz Duranta został z nie-
wiadomych powodów przeniesiony i LePoint zjawił się akurat na czas, by stać się świad-
kiem jego ostatnich chwil.
164
Zostałem w Maine dwa dni i w końcu zapłaciłem LePointowi pięćset dolarów za od-
powiedzi na wszystkie moje pytania. Zawsze opowiadał to samo. Stwierdził, że czło-
wiek, który spędza większość życia za kratkami, wyrabia sobie doskonałą pamięć, po-
nieważ jedyną rzeczą, jaką można tam robić, jest staranne pucowanie wszystkich wspo-
mnień, żeby ładnie błyszczały.
Wracając z Maine, zatrzymałem się we Freeport i krążyłem po sklepie L.L. Bean tak
długo, aż wreszcie jakiś sprzedawca zainteresował się mną i zapytał, czym może mi słu-
żyć. Wyrwany z odrętwienia, spojrzałem na duży namiot, który akurat wpadł mi w oko,
i powiedziałem, że chcę go kupić. Potem nawet go nie rozpakowałem i dotąd leży
w moim garażu. Nigdy wcześniej nie byłem właścicielem żadnego namiotu, ale ten za-
trzymałem sobie na pamiątkę.
Już dłużej nie mogłem tego wszystkiego znieść, więc zjechałem na pobocze, zadzwo-
niłem do Franniego McCabe a i opowiedziałem mu historię LePointa. Gdy skończyłem,
powiedział tylko:
 Przecież nawet jeśli powiesz prawdę, to i tak niczego nie zmienisz.
 Nie rozumiem. O co ci chodzi?
 Jeżeli taka jest prawda, to tak jest, i koniec. Przyjadę do ciebie, gdy tylko będę
mógł. Mam coś dla ciebie. Ta jego historia jest całkiem sensowna. A właśnie, Sam, już
ustaliliśmy datę. Będzie czerwcowy ślub. Co ty na to?
Spędziłem na pisaniu całą wiosnę i początek lata. Ciągle skupiony, ciągle wyczulony
na wszystko, co działo się wokół mnie. Bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Musiałem
szybko skończyć książkę i przesłać ją do redakcji. Frannie wytłumaczył mi dlaczego
i oczywiście miał rację. Powiedział, że teraz sytuacja jest bardziej niebezpieczna niż
przedtem.
Mogłem wykorzystać większą część tego, co wcześniej zgromadziłem, ale sporo
trzeba było zmienić. Czasem nawet diametralnie. Frannie przez cały czas służył mi po-
mocą. Zgodnie z jego zaleceniami nigdy nie dzwoniłem do niego z telefonu w moim
mieszkaniu.
Nie widywałem się zbyt często z Cass. Czułem, że powinienem dać jej spokój do
czasu, aż sama zechce się ze mną zobaczyć, ale strasznie za nią tęskniłem. Gdy dzwonił
telefon, za każdym razem podrywałem się z nową nadzieją.
Całą wiosnę Durant krążył między szpitalem a domem. Jego choroba weszła w ostat-
nie stadium, ale on wciąż trzymał się życia pazurami. Gdy lekarze przyznali, że już
nic więcej nie są w stanie dla niego zrobić, powiedział, że chce wrócić do domu i tam
umrzeć. Nie mogli mu tego zabronić.
Durant nie chciał, żebym go odwiedzał, ponieważ  jego zdaniem  nie wyglądał
zachęcająco. Za to często rozmawialiśmy przez telefon i w jego głosie wciąż było pełno [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl