[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przylegającą ściśle do talii, zaopatrzoną z tyłu w klin wygląda się w tym bardzo chłopięco, lecz
cudzoziemcy to naśladują. Przykłada się dużo uwagi do takich drobiazgów i kto się wyłamuje,
nie powinien oczekiwać, że będzie traktowany fair. Będą na niego patrzeć, jak na powietrze.
W jadalni nie było jednego, długiego, wąskiego stołu, lecz małe, pojedyncze stoliki. Każdy z
nich obsługiwało dwóch tubylców, ubranych w długie, białe szaty przepasane na biodrach czer-
wonymi szarfami. Wyglądało to niesłychanie schludnie i wytwornie. Nie pomyślałem nawet o
tym, aby zdjąć mój wygodny, biały strój podróżny. Nie dostrzegano mnie, więc było to całkowi-
cie po mojej myśli. Zauważyłem dwa wolne stoliki i zająłem jeden z nich. Akurat zacząłem jeść,
gdy do sali weszły cztery osoby i skierowały się do wolnego obok mnie stolika. Było to dwóch
panów i dwie panie. Jeden z nich był kapitanem statku, na którym płynąłem. Miał na sobie mun-
dur paradny, prawdopodobnie z powodu towarzyszących mu osób. Stanowiły one rodzinę: ojciec,
matka i córka. Ojciec stary, prosty i po wojskowemu wyprężony, ubrany z wielką prostotą, lecz
w każdym calu zdradzającą wytwornego człowieka. Znano go tutaj. Służba nadbiegła natych-
miast z szacunkiem okazywanym wyłącznie wysoko postawionym osobistościom. Kapitan pod-
szedł do mnie, podał mi rękę i śpiesznie szepnął:
 To generał we własnej osobie, przywiozłem mu tajne dokumenty. Zaprosił mnie na obiad.
Muszę więc przedłużyć mój pobyt o parę godzin.
Odszedł do swojego stołu, a ponieważ on przywitał się ze mną, to i jego towarzysze ukłonili
mi się uprzejmie, po czym podjęli rozmowę owym swobodnym, acz przytłumionym tonem, tak,
że nie słyszałem słów, lecz łatwo mogłem się ich domyśleć.
Niedługo po tym drzwi zostały gwałtownie otwarte i zgadnijcie kto, zachowując się nadmier-
nie głośno, wpadł do środka? Owi cywilizatorzy i dżentelmeni, a więc i oni zaszczycili swą
obecnością nasz hotel. Zamówili dla siebie parę stołów, które zsunięto razem i rzucili się na
swoje miejsca tak gwałtownie, jakby natychmiast musieli wyładować rozpierającą ich podzwrot-
nikową gorączkę. Uratowany przez mojego Omara był z nimi. Nazywał się Dilke i zdawało się,
że już całkowicie wrócił do sił, ponieważ dokładał wszelkich starań, by okazać się najbardziej
ożywionym i dość krzykliwie namawiał swoich przyjaciół, aby dzisiejszą partię pływania uczcić
na jego rachunek i, aby zacząć od równie wspaniałego, mocnego grogu.
Kelnerzy przynieśli zamówiony trunek, który natychmiast wysuszono do ostatniej kropli i za-
mówiono następną kolejkę. Potem przyszła kolej na przeróżne rumy, araki, koniaki na  wzmoc-
nienie apetytu , a następnie, już przy zupie, pojawiły się ciężkie wina. Zachowywali się tak gło-
śno i bez taktu, jakby byli sami. Widać było, że pozostali goście są tym bardzo oburzeni. Jednak-
że  elita Zachodu zdawała się tym nie przejmować. Zajmowali się wyłącznie swoimi butelkami
i szklankami, aż wzrok jednego z dżentelmenów łaskawie objął salę, dostrzegł mnie i rozpoznał.
Zwrócił uwagę reszcie kompanii na moją osobę. Nastąpiły szepty i w końcu wydarzyło się to, co
zostało mi oszczędzone na statku  atak na mnie. Padały głośne pytania, czy Niemcowi wolno,
tutaj w Penangu mieszkać i jeść. %7łe jest tu ktoś, kto nawet nie wie, jakie ubrania nosi się do po-
siłku. %7łe należy to traktować jako obrazę obecnego towarzystwa. Jeden z nich silił się także na
69
uogólnienia na całe Niemcy. Wyrażał się w taki sposób o mojej ojczyznie, że postanowiłem po
posiłku zbesztać ich przy wszystkich. Lecz nie miało dojść do tego, bo ktoś inny wystąpił w
moim imieniu, sam generał.
Siedział tak, że mógł wszystko dokładnie obserwować. Jego twarz poczerwieniała z gniewu.
Zauważyłem, że powiedział coś do kapitana na ich temat. Ten długo coś opowiadał. Przypusz-
czalnie to, jak ci panowie zachowywali siÄ™ na statku i jak siÄ™ majÄ… sprawy z tÄ…  dzisiejszÄ…, wspa-
niałą partią pływania . Tamci zaczęli teraz czepiać się Omara.
Załoga i oficerowie, a więc także i kapitan, dowiedzieli się już od Omara, że tych sześciu
dżentelmenów zostało zrzuconych ze schodów. A teraz usłyszał o tym także i generał. Powiedział
tak głośno, że i ja go usłyszałem:
 Zasłużyli na dużo więcej niż ta  wspaniała partia schodów . Jeśli natychmiast nie wykonają
tego, co im rozkażę, spadną jeszcze niżej.
Wstał z krzesła i wolno, wyprostowany jak struna podszedł do nich. Nie sposób było zlekce-
ważyć tej wyniosłej postaci. A mimo to jeden z dżentelmenów krzyknął szyderczo:
 A któż to nadchodzi? W tak nędznym surducie! Aha, także jakiś Niemiec, który nie ma gro-
sza na białą kurtkę do śniadania! Zdaje się, że chce z nami mówić! Wstać! Podnieście się z krze-
seł! Uznanie temu, kto na to zasługuje!
Wszyscy zerwali się na równe nogi i głośno śmiejąc patrzyli wprost na generała. Starszy pan
zbliżył się do nich, sięgnął do kieszeni i powiedział:
 Oto moja karta!
I rzucił ją na stół. Jeden z nich wziął ją, przeczytał i podał sąsiadowi. A gdy tak krążyła z rąk
do rąk, sytuacja zmieniła się diametralnie. Na twarzach każdego, kto przeczytał nazwisko ukazał
się strach. Szyderczy początkowo szacunek został zastąpiony przez autentyczny. Generał ciągnął
dalej obracajÄ…c siÄ™ i wskazujÄ…c na mnie:
 Obraziliście tego oto tutaj dżentelmena i jego ojczyznę. Teraz więc pomaszerujecie do niego
i poprosicie o wybaczenie! Kto nie wykona rozkazu, tego następnym statkiem wyślę do domu. W
rzeczy samej potrzebujemy dżentelmenów, ale nie pyskaczy! Naprzód, marsz!
%7ładen nie odważył się sprzeciwić. Generał nie zdążył jeszcze opuścić wyciągniętej ręki, a już
ruszyli w moją stronę. Wtedy wstałem i powiedziałem:
 Dziękuję panu, sir! Rezygnuję z przeprosin i nie żądam więcej satysfakcji.
Skinął głową z niekłamanym podziwem.
 A więc to nie mnie powinien pan dziękować, lecz ja w imieniu tych nieobliczalnych ludzi.
Czy pozwoli pan, aby pański służący spożył tu posiłek?
 Tak  odpowiedziałem siadając.
Odwrócił się do zdumionych dżentelmenów i spytał:
 Który z was nazywa się Dilke?
 Ja  odpowiedział zapytany.
 Poślecie z miejsca po Sejjida Omara, a gdy przyjdzie zaprosicie go do stołu, aby z wami
zjadł obiad! Potraktujecie go z szacunkiem i wdzięcznością, które się jemu należą jako waszemu
dobroczyńcy! To rozkaz, a ja jestem przyzwyczajony do posłuszeństwa.
Po tych słowach wrócił na swoje miejsce. Ujrzawszy, że podniosłem się raz jeszcze i kłaniam
się z szacunkiem, podszedł do mnie i podał mi rękę.
 Proszę mi nie dziękować! To był mój obowiązek. Wie pan, że w każdym narodzie znajdzie
się paru takich, z którymi nie da się po dobroci!
Powiedział to tak głośno, że słychać było w całej sali. Następnie wrócił do swojego stołu.
Można sobie wyobrazić, z jakim napięciem oczekiwano pojawienia się Omara. Siedział po dru-
giej stronie, w moim mieszkaniu i zajęło mu sporo czasu zanim nadszedł. Przyczyną ociągania
70
się była także jego niespożyta ciekawość i musiał natychmiast dowiedzieć się o zajściu już od
posłańca. Znając go byłem pewny, że dżentelmeni muszą się przygotować na drugie poniżenie.
W końcu zjawił się w swej najlepszej arabskiej szacie, nałożonej na jedwabną koszulę, z tur- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl