[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gorsza. W "Potopie" znajdujemy również takie słowa: - "Słuchaj, panie Kmicic!
Gdybyśmy, Radziwiłłowie, żyli w Hiszpanii, we Francji albo w Szwecji, gdzie syn
po ojcu następuje i gdzie prawo królewskie z Boga samego wypływa, tedy...
służylibyśmy pewnie królowi i ojczyznie, kontentując się jeno najwyższymi
urzędami, które się nam z rodu i fortuny przynależą". Akurat! Henryk Sienkiewicz
o wiele chyba lepiej znał dzieje Polski niż innych państw i ciągle znajduje w
tym względzie wielu naśladowców. Nie lubimy zestawień i porównań, zajmujemy się
szufladkowaniem i dlatego uporczywie chorujemy na maniÄ™ przypisywania jednej
tylko Polsce tego, co stanowiło zjawisko powszechne. Oskarżenia o wrodzony,
Polakom tylko właściwy anarchizm to oczywisty absurd - powtarzam. Ale przyda się
nieco porozmyślać o chwili, w której ostatecznie wygasło u nas prawo królewskie,
"co z Boga samego wypływa". Zygmunt August umarł w 1572 roku. Co prawda tron
polski był i przedtem elekcyjny, lecz tylko formalnie. Jagiellonowie obejmowali
przecież władzę według listy starszeństwa. Ale tym razem kraj stanął wobec
pustki ustrojowej. Nic nie było wiadome, określone i ustalone. Ani - kto ma
sprawować interregnum, ani - jak i gdzie odbędzie się sam wybór, ani - jakie
warunki postawi siÄ™ elektowi. Absolutny brak drogowskazu oraz wszelkich
precedensów. Same znaki zapytania. Odpowiadać zaś należało szybko, bo pod grozą
chaosu w państwie, będącym wszak monarchią. Zapobiec doraznemu nieszczęściu
mogło tylko jedno: zmysł polityczny samej szlachty, który na razie wcale, ale to
wcale nie zawiódł. O koronę polską ubiegało się trzech głównych współzawodników:
arcyksiążę Ernest Habsburg, syn cesarza, Iwan IV Grozny, car Moskwy i "wsjej
Rusi ot Siewiera do Wostoka Gosudar", oraz Henryk de Valois, brat króla Francji
(dwóch pomniejszych, Jana III szwedzkiego i Stefana Batorego, woolno pominąć).
Było powszechnie wiadomo, posłowie głośno mówili o tym w sejmie, że Habsburgowie
od dziesiątków lat szykują Polsce los Czech i Węgier. A ponadto - jeśli zostawi
się Ernestowi wolną rękę, spełniony będzie stary plan cesarski, dotyczący
wplątania Polski w wojnę z Sułtanem. Iwan Grozny... Zupełnie zrozumiałe, czemu
dziejopisarstwo polskie półgębkiem tylko wspominało o tej kandydaturze,
traktowanej w XVI wieku poważniej i zaleconej przez Zygmunta Augusta. Przy innej
okazji trzeba będzie przyjrzeć się owej kandydaturze nieco bliżej. Na razie tyle
należy powiedzieć, że był to pomysł powtórzenia na gigantyczną skalę tej samej
próby, która powiodła się z Jagiełłą. Dopiero od trzech lat, od 1569, Korona
Polska i Wielkie Księstwo Moskiewskie graniczyły ze sobą bezpośrednio. Pierwsza
propozycja ze strony Krakowa była właściwie zaofiarowaniem pokoju wieczystego.
Ale trudno sobie wyobrazić taki stan rzeczy, że wpuszcza się Groznego na Wawel i
mówi mu: nie krępuj się wcale - ścinaj, wsadzaj na pale, smaż na rusztach. Było
wielu zwolenników zaproszenia go, lecz dopiero "po opisaniu praw i wolności
naszych", jak się wtedy wyrażała publicystyka polityczna. Owo "opisanie" było
równie niezbędne, kiedy chodziło o Francuza. Zygmunt August zmarł dnia 7 lipca.
Noc św. Bartłomieja odbyła się w Paryżu 24 sierpnia tegoż roku. Kraj, mający
prawnie zagwarantowane swobody wyznaniowe, musiał ograniczyć swobodę poczynań
człowieka od ciemienia po pięty wymazanego krwią francuskich protestantów. W
takich oto konkretnych okolicznościach dokonał się akt pierwszy wykolejenia
państwowości polskiej. Wobec zupełnej próżni ustrojowej, w pośpiechu, bez
doświadczenia, wśród ostrej walki politycznej magnatów ze szlachtą, w dobie
rosnącego nacisku ze strony kontrreformacji, należało z dnia na dzień sklecić
ład. To nie były spory abstrakcyjne. Ludzie decydowali o losie własnego
pokolenia. Nastąpiło też to, czego się trzeba było spodziewać i czego głośno
żądano: opisanie praw... Historycy stwierdzają, że uchwalone wtedy artykuły
henrycjańskie i pacta conventa wyraznie zmierzały do zabezpieczenia kraju przed
złą wolą ze strony elekta. Dnia 14 stycznia 1558 roku, a więc na czternaście
przeszło lat przed śmiercią ostatniego z Jagiellonów, sejm przedłożył monarsze i
senatowi wniosek o sposobie odbywania elekcji, "którym by na przyszłe czasy bez
zamieszania albo rozerwania królowie polscy obierani być mieli". Trzezwi ludzie,
zasiadający w izbie, jasno widzieli, że dynastia wygasa, i zawczasu zastanawiali
się, co przyjdzie począć na wypadek śmierci królewskiej, której - dodawano
zawsze dworsko - "daj, Panie Boże, długo czekać". Miało być tak. W ściśle
określonym terminie sejmiki obierają poczwórny komplet posłów, którzy w dwa
tygodnie pózniej składają sejm elekcyjny w Piotrkowie. Każdy sejmik wręcza swym
wybrańcom opieczętowaną kopertę, zawierającą imię kandydata na króla. Ale ta
instrukcja nie wiąże posłom rąk. Wolno im przychylić się do zdania kolegów, to
znaczy w praktyce - większości. Posłem nie może zostać żaden starosta
pograniczny i nikt w ogóle, kto świeżo powrócił z zagranicy, "choć też Polak".
Biskupi katoliccy, jako ci, co składają przysięgę na wierność ośrodkowi
zagranicznemu, nie mogą uczestniczyć w obieraniu króla. Posłom zabrania się
wszelkiej korespondencji, nawet prywatnej. Ogranicza się liczebność orszaków.
Wojewoda na przykład może przyprowadzić dwudziestu ludzi, ale bez "strzelby
ognistej". A kto by samozwańcno podczas elekcji przybył do Piotrkowa, ten ma być
sądzony jak za zdradę kraju. Sejm chciał zatem zrobić z polskiej elekcji coś w
rodzaju con clave. Zdawał sobie sprawę, że najgorszym niebezpieczeństwem będą
intrygi zagranicy. Ani ten wniosek, ani następne (z których jeden żądał
dopuszczenia do elekcji przedstawicieli jedenastu miast polskich) nie stały się
prawem, a to z winy króla i senatu. Na granicy bezkrólewia zabrakło drogowskazu,
który sam sejm, swobodnie obrany, usiłował ustawić grubo zawczasu. Ośrodek
władzy, czynnik niezbędny dla harmonijnego rozwoju społeczności, uległ w Polsce
zmarnowaniu i to nas wyróżniło w sensie ujemnym, od pozostałych państw
europejskich. Przypisywać nieszczęście jakimś specjalnym skłonnościom narodu to
niedorzeczność w postaci krystalicznej. Drogo się płaci za zwyczaj przerabiania
historii w abstrakcję i za lekceważenie konkretu. W publicystyce, a nawet w
podręcznikach głośno o anarchii. O projekcie z 1558 roku cicho, jak makiem
posiał. W tych warunkach budowa "syntez" odbywa się gładko. Już blisko pół wieku
temu Władysław Konopczyński ogłosił swe znakomite "Liberum veto", gdzie dowiódł,
że wszystkie kraje europejskie musiały odbyć mozolną drogę od zasady
jednomyślności do głosowania większością. Różnica pomiędzy Anglią a Polską
polegała znowuż na konkrecie. W Wielkiej Brytanii królowie torowali drogę
zdrowemu parlamentaryzmowi, w Polsce za Zygmunta Augusta było wręcz przeciwnie.
Sejm już głosował de facto większością, ośrodek władzy nie tylko nie zatroszczył
się o przetworzenie tego w normę prawną, ale odwoływał się od sejmu do sejmików
- jak na przykład w roku 1555 - żądał, by krępowały one posłów instrukcjami. A
teraz dziw nad dziwy! Sejmiki nie usłuchały, ujęły się za swoimi poprzednimi
wybrańcami, którzy naprawdę zasługiwali na zaufanie. W ogromnej większości
katolicka szlachta słała do sejmów niemal samych protestantów, zwracając uwagę
na rodzaj wyposażenia ich głów, a nie na wyznanie. Władysław Konopczyński [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl