[ Pobierz całość w formacie PDF ]

owego nieco być może zbyt patetycznego, jednakowoż na wskroś
prawdziwego słowa  szczęśliwi. Jeszcze dziś, po tylu latach, uśmiecham się
na myśl o owej podroży, krótkiej, a przecież niezwykle intensywnej, bogatej
w pozytywne doznania.
Pózniej co prawda rzadko już  co mówię z ubolewaniem! 
zachodziliśmy w naszych relacjach tak głęboko. Stopniowo przyjazń między
mną a Szymonem zatoczyła w swym charakterze swoiste koło, niejako
wracając do swych korzeni, z których się poczęła. Pragnę przez to
powiedzieć, że ustabilizowała się jako przyjazń w pierwszej kolejności
intelektualna, co, jak uważam, odpowiadało w gruncie rzeczy naturze
naszych osobowości, a przynajmniej tak do pewnego czasu sądziłem. Byłem
mianowicie zdania, że obaj reprezentujemy w istocie tak zwany  typ
północny , któremu nadmierna wylewność jest z gruntu obca, jak gdyby
stanowiła przejaw złego smaku, czy też braku  niech wolno mi będzie tak
się wyrazić  gustu. Jeśli powitanie, to wystarczy mocny uścisk dłoni. Jeśli
rozmowa, to z zachowaniem stosownego fizycznego dystansu, co najmniej
metrowego. Sprawy osobiste? Owszem, lecz tylko do pewnego stopnia, tak,
aby nie przekraczały ustalonych granic intymności, które obaj  jak to
wówczas odbierałem  definiowaliśmy podobnie. Jakież jednak było
pewnego razu moje zdziwienie, kiedy ujrzałem (niby to drobiazg, niemniej
utkwił w mojej pamięci nad wyraz mocno) Szymona nieoczekiwanie
witajÄ…cego siÄ™ ze starym przyjacielem, jeszcze z okresu liceum, Markiem O.,
w sposób, którego nigdy u niego nie widziałem. Niekontrolowane wybuchy
śmiechu, uściski, nieposkromione dotykanie się, zwieńczone przysłowiowym
 niedzwiedziem , tak serdecznym, że nieomal brutalnym, jak gdyby  co
obserwowałem z pewnym niesmakiem  obaj chcieli się wzajemnie udusić.
Nie ukrywam, i w tamtym momencie również nie zamierzałem tego
ukrywać, że zaskoczyło mnie to niebywale, albowiem nie przypominałem
sobie, abym kiedykolwiek widział Szymona witającego się z kimkolwiek
w ten nieomal wulgarnie  samczy sposób, niepohamowanego w swych
emocjonalnych reakcjach,  zwierzęcego (słowa te opatruję oczywiście
stosownym cudzysłowem). Spojrzałem na niego niczym na kogoś zupełnie mi
nieznanego i obcego. Szymon dostrzegł to (staliśmy bowiem w niewielkiej
odległości od siebie, w istocie  pamiętam tę sytuację, jak gdyby miała
miejsce dziś  znajdowałem się nie dalej niż dwa, trzy metry od niego; to
Marek O. do nas podszedł i przerwał nam rozmowę) i się zmieszał, po czym
począł się niezbornie tłumaczyć ( No wiesz, stary kumpel, jeszcze ze
szkoły&  ). Przyjąłem to do wiadomości, aczkolwiek poczucie pewnego
niesmaku długo nie chciało mnie opuścić, być może również dlatego, że
w pewien przykry, a z pewnością niepojęty dla mnie osobiście sposób
miałem Szymona za kogoś, kogo, mimo wieloletniej bądz co bądz, jak
również nad wyraz intensywnej znajomości, którą obaj określaliśmy mianem
przyjazni, znałem (tak mi się przynajmniej wydawało!) dobrze, a z pewnością
lepiej niż inni. Tymczasem  wie pan, co mam na myśli  byłem świadkiem
sytuacji, która ukazywała zupełnie inne jego oblicze, co wywarło na mnie
tym większe wrażenie obcości, że nie była to wszak sytuacja z rodzaju
ekstremalnych, a więc stawiająca Szymona w wyjątkowej roli, do której nie
przywykł, zaskakująca go. Nie, wszystko, co w tamtej chwili zaszło, było
banalne, a zarazem niezmiernie naturalne, jak gdyby Szymon zawsze witał
się w ten sposób ze wszystkimi  poza mną. Banalność owego zdarzenia przy
równoczesnej niesłychaności i wyjątkowości kształtu, jaki ono
w konsekwencji przybrało, wprost mnie poraziła, jak gdybym nagle
uzmysłowił sobie, że w ogóle nie znam człowieka, który mieni się moim
przyjacielem i którego ja również za takowego uważam. Pomyślałem, że
Szymon jest zdolny do dwulicowości i co prawda od razu powstydziłem się
tej swojej oceny, potem wszakże, po głębszym namyśle, powróciłem do
owego pierwotnego, intuicyjnego określenia, uznając je za w gruncie rzeczy
trafne i głęboko odpowiadające temu, czego byłem świadkiem. Chciałbym
jednak wyraznie podkreślić, że określenia  dwulicowy nie używam w jego
potocznym sensie, jako synonimu fałszywości, obłudy, zakłamania,
hipokryzji, kłamliwości czy koniunkturalizmu, cech, których Szymon
w żadnym razie nie posiadał  i chcę, żeby w tym względzie panowała
całkowita jasność. Normatywna diagnoza, jaką naówczas postawiłem i co do
której słuszności w zasadzie do dnia dzisiejszego jestem najgłębiej
przekonany, stwierdza, że Szymon był dwulicowy w najbardziej dosłownym
sensie tego słowa, mam bowiem na myśli to, że nie posiadał jednego
oblicza, jednej osobowości, jednej tożsamości. Co nie było bynajmniej
równoznaczne  nie chcę zostać niewłaściwie zrozumiany  z brakiem
wyrazistej osobowości, tym bardziej że każdy, kto znał Szymona choćby tylko
krótki czas, doskonale zdawał sobie sprawę, iż ma do czynienia
z człowiekiem o mocnej konstrukcji charakterologicznej. Idzie mi w większej
mierze o to, że była to osobowość wyrazista za każdym razem i dla różnych
osób inaczej. Wykazując dużą dozę dobrej woli w odniesieniu do Szymona
(i ja tak właśnie jako jego przyjaciel, co dziś jeszcze sobie pochlebiam,
uczyniłem), można było to tłumaczyć tym, że jedna tożsamość była dla niego
zwyczajnie za ciasna. Pózniej opowiem o tym nieco obszerniej i posiłkując się
większą liczbą przykładów, w tym miejscu chciałbym jedynie dodać, że
w owym fakcie upatrywałbym zarówno słabości, jak i siły charakteru
Szymona. Słabości  albowiem jeśli pragniemy stać się w życiu kimś, nie
wolno rozmieniać tożsamości na drobne. Siły  albowiem owa zmienność,
rozmaitość, nieprzewidywalność czyniła Szymona twórczym i nad wyraz
pomysłowym. Nic go nie hamowało, żadne intelektualne przekonania
i zasady. Gdyż najpewniej ich po prostu nie posiadał albo też nie posiadał ich
w takim rozumieniu, w jakim posiadajÄ… je zwykli zjadacze chleba. Nawiasem
mówiąc, i jest to niezwykle ważny wątek, który chciałbym obecnie podnieść,
kwestia tożsamości była obok kwestii pamięci, która zresztą pozostaje
w istotnym związku z tą pierwszą, jednym z podstawowych toposów badań
naukowych Szymona, lecz także jego twórczości eseistycznej
i krytycznoliterackiej. Pamiętam, jak rozmawialiśmy o tym bodaj po raz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl