[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wszystko to dzieje się w szpitalu więziennym w Warszawie, przy ulicy Rakowieckiej. Gmach prócz
szpitala mieści również zwykłe więzienie, a ja załatwiam tam coś, bodaj przesłuchuję oskarżonego, który v/
drugiej sprawie jest świadkiem. Z pokoju przesłuchań wywołano mnie w związku z zupełnie innym docho-
dzeniem, które równocześnie prowadziłem.
Sprawa nie wyglądała poważnie, ale coś w niej zastanawiało. Dotyczyła włamania do sklepu elektro-
technicznego i kradzieży tranzystorowych radioodbiorników, magnetofonu i taśm magnetofonowych.
Sprawcami byli Janusz Owczarek i Nestor Paliżyto, obydwaj nie karani. nie pracujący, notowani jako podej-
rzani o handel obcymi walutami. Wyrodni synowie z tak zwanych dobrych rodzin.
Włamanie dosyć prymitywne, urwany skobel, na który zamknięte były drzwi prowadzące do zaplecza
sklepu. -Sprawców spostrzegł przez okno emeryt chorujący na bezsenność, a że już świtało, emeryt widział
wszystko dokładnie. Telefonicznie powiadomił milicję: ale kiedy radiowóz przyjechał na miejsce, włamy-
wacze już zbiegli.
Emeryt podał dokładne rysopisy sprawców, co przyczyniło się co ich szybkiego ujęcia. Byli to według
niego mężczyzni młodzi i wysocy, obydwaj w dżinsach, je don w różowej koszuli, drugi w białej z napisem
,,Hendrix". Ten ostatni miał na głowie czapeczkę z płótna z długim daszkiem i napisem  Polmo".
Włamywacze wpadli w sposób bardzo typowy, który świadczył o naiwności albo o nadmiernym ryzy-
kanctwie  zatrzymano ich po prostu na bazarze przy ulicy Lubelskiej, w momencie, kiedy usiłowali
sprzedać kradzione przedmioty. Sprawa była niby prosta, ale coś w niej zastanawiało  na przykład dlacze-
go emeryt zawiadomił milicję dopiero, kiedy mężczyzni opuszczali sklep; gdyby stało się to wcześniej,
włamywacze zostaliby zatrzymani jeszcze w sklepie. Postanowiłem przesłuchać go ponownie, żeby to wyja-
śnić.
 Przedtem była cisza, leżałem i czytałem książkę, nic nie zwróciło mojej uwagi  zeznał.  W
pewnym momencie usłyszałem brzęk tłuczonej szyby, poderwałem się i podbiegłem do okna. Zobaczyłem
ich w otwartych drzwiach sklepu  od strony zaplecza. Właśnie poprawiali torby, mieli dwie torby wy-
pchane pewnie kradzionymi rzeczami. Byli zupełnie bezczelni, właściwie wcale się nie spieszyli. Ten w
różowej koszuli dostrzegł mnie w oknie, zanim zdołałem się cofnąć. I wie pan, co on zrobił? Zagrał mi pal-
cami na nosie, o tak. Potem złapali swoje torby i zniknęli między blokami. Radiowóz przyjechał po pięciu
minutach, ale ich już nie było. To wszystko.
 Zaalarmował pana brzęk tłuczonego szkła. Zauważył pan, jaka szyba została wybita?
 Zeznałem już, że samego momentu wybijania nie widziałem, słyszałem tylko brzęk. O szybie przy-
pomniałem sobie dopiero wtedy, kiedy tamci odeszli. Obejrzałem wszystko dokładnie i stwierdziłem, że
wybite jest tylko małe okienko prowadzące na zaplecze.
 I stało się to w momencie, kiedy już wychodzili ze sklepu, więc ta szyba w niczym im nie prze-
szkadzała, prawda?
 Na to wygląda  powiedział.  Drzwi mieli otwarte, to' w czym przeszkadzało im okienko?
 Nikt poza panem nie obserwował włamywaczy?
 Nie, nie widziałem nikogo. Ten brzęk nie był aż tak bardzo głośny, gdybym spał, z pewnością bym
się nie obudził. Kiedy przyjechał radiowóz, sam zszedłem na dół. Dopiero po kwadransie przyszła mleczar-
ka, ale ona r. i czego nie widziała. Zobaczyła radiowóz, milicjantów i dlatego przyszła.
Ujęci na bazarze sprawcy przyznali się do dokonania włamania, wszystko się zgadzało. Rysopisy, stro-
je: ukradzione rzeczy odzyskano. Owczarek i Paliżyto zostali aresztowani, zamierzałem bardzo szybko za-
kończyć dochodzenie.
Sprawa skomplikowała się zupełnie niespodziewanie. Owczarek, jak to mówią więzniowie,  zrobił po-
łyk", czyli połknął kawałek metalowego uchwytu od wiadra. Ze względu na rozmiary tego przedmiotu,
można go było wydobyć tylko drogą operacji. Chłopak skarżył się na mocne bóle. przewieziono go więc do
więziennego szpitala, gdzie pomyślnie dokonano operacji. Owczarek czuł się jednak kiepsko, jeszcze przez
dłuższy czas miał pozostawać w szpitalu.
Ostatni raz widziałem go w czasie przesłuchania. Cieszył się dobrym zdrowiem, humor mu dopisywał,
nic nie wskazywało na to, że za kilka dni zrobi bez żadnej widocznej przyczyny coś tak ryzykownego i po-
zbawionego sensu. Z doświadczenia wiedziałem, że  połyki" to chwyt recydywistów, którzy w ten sposób
wyrażają swój protest przeciwko traktowaniu ich inaczej, niż tego sobie życzą  albo też tą drogą chcą
osiągnąć jakieś korzyści. Owczarek znalazł się w więzieniu pierwszy raz w życiu i przebywał w nim zaled-
wie dwa tygodnie. Nic był człowiekiem prymitywnym, jak inni połykacze, wydawał się mieć normalnie
rozwinięty instynkt samozachowawczy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl