[ Pobierz całość w formacie PDF ]

muzykanta Sienkiewicza. Pózniej Sfory sługa i Hania. Od zmysłów odchodziłem
doprawdy w zachwycie. Cóż to za geniusz?! Hania! Hania!  arcydzieło! Nie wiem
doprawdy, czy która z powieści Kraszewskiego może iść w porównanie z tymi
obrazkami pod względem cieniowania. A treść, a sytuacja! Muszę sobie zapisać
kilka z tych mistrzowskich myśli:
z HANI
Oto są. Cześć ci ode mnie, geniuszu! * Kto tak umie rozpoznać serce człowieka,
kto tak otwarcie rozwiązuje zagadki życia  ten ma zupełne prawo na nazwę
geniusza. Niczym są wszystkie te straszliwotomowe powieści w porównaniu z tymi
obrazkami serca... Wszystko, cokolwiek czułem, wszystko, co uważałem za moją
indywidualną własność ducha, za mój sposób myślenia  odgadł ten mistrz
nieporównany! Ja tam jestem w postaci tego Henryka  ja! Od każdego zawodu ' i
rozczarowania broniÄ™ siÄ™ pesymizmem i niewiarÄ… tak, jak to z nim ma miejsce. Mam
ten ścigający inię zawsze przymiot, to upodobanie w rozdrapywaniu ran własnych,
w szukaniu i upo-
172
DZIENNIKI, TOMIK II
dobaniu jakimś w tych jego kołach udręczeń  a w ostatku miłość rozumiem tak jak
on, szukam tak samo jak on ostatniego na ból serca remedium w wyrazie: śmierć.
To ja  to ten sam mój charakter!
Cześć ci, mistrzu Henryku!
20 marca (wtorek). Czytałem powieść Ecksteina pt. Klaudiusze* Tłomaczona z
niemieckiego przez JadwigÄ™ Zeitheim, stryjecznÄ… siostrÄ™ mojej macochy. Erudycja
ogromna, sytuacje świetne, autor opiera się na wielu pisarzach starożytnych,
znać tam gruntowną wiedzę i zdolności ogromne  a jednak... Ani w setnej części
nie sprawiła na mnie ta trzytomowa powieść takiego wrażenia jak powiastka
Sienkiewicza. Być może, że to moje dziwactwa, ale taki już mój nałóg,_aby szukać
w powieści siebie, oddzwięku swych uczuć, a nie gwałtownej intrygi powieściowej.
Całymi godzinami siedzę w domu i nie ruszam się nigdzie. Marzę o szafirowych
oczętach, o bohaterze Hani, o nowej powieści mojej, która będzie uwieńczeniem
mych respublikańskich zapatrywań się na świat itd.
Smutek mię trapi, gdy wspomnę na moją przyszłość;  czeka mię praca z pióra...
Ale niech i tak będzie.
21 marca (środa). Czytałem rozprawę tłomaczoną z niemieckiego pt. O umiejętności
języka. *
22 marca. Byłem w Wilkowie prawie przez cały dzień.
23 marca. Także w Wilkowie.
24 marca. Jedziemy do Radoszyc. W przejezdzie przez Kielce byłem w kościele.
Były tam panny Czarkowskie, ale H. nie widziałem. Wieczorem już przyjechaliśmy
na miejsce. Ksiądz Grudziński przyszedł dopiero pózniej. Ucałowaliśmy [się] i
gwarzyliśmy jeszcze długo. Nocowałem u niego. Opowiadał mi o wszystkich swoich
kłopotach.
KIELCE, 1883
173
25 marca (niedziela, Wielkanoc). Byłem na rezurekcji, a potem je się, pije się.
 Spiłem się jak sztok, dzięki księdzu Grudzińskiemu.
26 marca (poniedziałek). To samo co wczoraj. Byłem u państwa Ungrów, aptekarzów.
Potem u kolegi mojego Po-cieja w aptece, potem u państwa Kobylańskich, potem na
ple-banii  a wszędzie piło się wińsko jak gąbka. O dwunastej poszliśmy spać.
27 .marca (wtorek). Wyjeżdżamy do Kielc. Ja, ojciec i p. Kłodnicki. Na drodze
pod Mniowem spotkałem się z Ruś-kiewiczem i Aąckimi. Przyjechaliśmy do Kielc o
9. Nocowałem u Kłodnickich.
28 marca (środa). Ojciec wyjechał o 12. Smutno mi znowu jak dawniej, jak zawsze
słabym charakterom bywa smutno. Byłem już w klasie. Po południu byłem u Dewitza
i Nowiń-skiego. Staś Czarkowski prosił mię, by mu napisać dla siostry jego
ćwiczenie pt.  Streszczenie poematu Goszczyńskiego pt. Król zamczyska".
29 marca (czwartek). Posłałem do Liry Polskiej trzy wierszyki: tłomaczenie dumki
Szewczenki pt. Dumka, tłomaczenie z Królodworskiego Rękopisu pt. Opuszczona i
mój oryginalny wierszyk pt. Piosnka rolnika. *
30 marca (piątek). Uczyłem się historii starożytnej i średniowiecznej o
Giedyminitach. Byłem chwilkę u Dewitza.
31 marca (sobota). Sobota na historii:
Po śmierci Mindowe nastały w kraju spory i nieporządki; panował Trojden,
Lutuwer, ale nie Litawor, bohater Grażyny. Lutuwer, o którym mowa, panował
między rokiem 1383 1392.
174
DZIENNIKI, TOMIK II
l
1 kwietnia. Zacząłem pisać nową powieść. Będzie ona wieńcem tego, co napisałem
dotąd. Tytułu nie dałem jej jeszcze. Będzie ogromna i podzielona na dwie części;
pierwsza z nich będzie powieściowa, druga dramatyczna. Wyprowadzę tam ubóstwianą
moją ideę  socjalizm w całej pełni.
Po południu Franuś Brudzyński oddał mi Cola di Rienzi i krytykę pana
Wielowieyskiego na Cola di Rienzi, Savona-rolę. Wiele tam myśli trafnych bardzo
i całość oceniona świetnie. Schowałem ją na pamiątkę.*
Na naszej mszy oryginalne działy się rzeczy. Kilku uczniów zle się prowadziło w
kościele. Ksiądz Czerwiński zgromił ich surowymi słowy. Po nauce wyszedł. Antek
Czarnecki wyszedł sobie na dwór jak zwykle, ksiądz go spotyka na podwórzu, każe
mu iść do kościoła; ten mówi, że nie może z pewnych przyczyn. Idzie więc, a
powracając z kl... spotyka się ze znajomą mu panią, która go prosi o pokazanie
jej mieszkania ks. Sławety. Wtem wychodzi ksiądz i zaczyna go wymyślać, wreszcie
siły używa do wpędzenia go do kościoła. Gdy tam wlazł wreszcie, pyta go się
ksiądz, czy ma książkę?
 Nie mam.
 Więc wynoś się z kościoła, skoro się nie modlisz.
Gdy ten opierał się jeszcze, siłą zmusił go do opuszczenia świątyni.
Po skończonym nabożeństwie całą tę scenę, bez wymienienia nazwiska, ksiądz
wypowiedział zgromadzonym w świątyni. W kościele był Czarnecki, profesor
matematyki, ojciec Antka, a przyjaciel księdza Czerwińskiego. Okropność, co się
dzieje!
Wieczorem pisałem dalej moją powieść. Sprawia mi to taką, rozkosz, że
opowiedzieć to trudno.
2 kwietnia (poniedziałek). Na mszy było to samo, co wczoraj, w gorszej tylko
jeszcze szacie. Ksiądz wymienił nazwiska tych, którzy wyszli podczas nabożeństwa
i włóczyli się po ulicach. Byli nimi: Rychłowski (kl. VII), Lipski (VII),
KIELCE, 1883
175
Zahorowski (VIII), Witkowski (II) i Fabijański (I). Podczas tych wyliczeń na
chórze, gdzie się znajduje klasa VII, dały się słyszeć chrząkania i tupanie
nogami. Po nabożeństwie Zahorowski poszedł do księdza i rzekł:
 Ksiądz robi ze służby bożej komedią; komedia dobra jest w teatrze, ale nie w
kościele.
Całymi kupami uczniowie włóczyli się po ulicach ze złowrogimi obliczami.
Po południu pisałem ćwiczenie dla panny Zofii Czarkow-skiej pt. Król zamczyska.
wiczenie było dosyć trudne, szczególniej charakterystyka wariata Machnickiego.
Nie wiem, czym się wywiązał z mego zadania. Wieczorem, po pogrzebie profesora
Potrykowskiego, pisałem dalej powieść moją. Poszedłem spać pózno.
3 kwietnia (wtorek). Pierwszy raz od czterech lat pobytu mojego w gimnazjum nie
poszedłem do klasy. Bolała mię ogromnie głowa i słaby byłem bardzo. Po południu
wstałem i poszedłem na miasto. Spotkawszy się z Tomciem Ruśkiewi-czem,
dowiedziałem się od niego, że p. Bem pytał się o mnie i zadziwił się, że mnie
nie ma. Poczciwy! On jeden nie zapomni o mnie nigdy!
Ojca nie było, nikogo nie było. Z Górna przysłali święconego trochę. Napisałem
powinszowanie dla ciotki Schmidto-wej i poszedłem się przejść trochę. Pod
Karczówką spotkałem się z pannami Czarkowskimi. Usiadły na przeciwległej
ławeczce, potem poszły trochę dalej, znów wróciły i usiadły. Poszły pózniej do
ogrodu. Gdy ja przyszedłem tam, spotkałem się z Rudzkim i Bilczyńskim.
Chodziliśmy jeszcze długo z Bil-czusiem.
Wieczorem pisałem dalej powieść. Napisałem już 74 stronice. Tydzień ten cały
taki jest szczęśliwy dla mnie, że nie
KIELCE, 1883
177
wiem, ale to chyba wynagrodzenie za długie cierpienia tego roku całego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl