[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jazń, będzie mu za tę chwilę wdzięczna.
Następnego dnia po dyżurze, gdy Alice z Carol piły kawę, James przyjechał
do lecznicy i przyłączył się do nich. Rozmowa zeszła na zbłąkanego psa.
- Czuje się świetnie i chyba mu dobrze z mamą - mówiła Alice. - Dzięki Bo-
gu, że nikt go nie szuka. Zawsze jest to takie smutne, kiedy przynoszą tu znale-
RS
zionego psa, często z takimi ranami, że trzeba go uśpić. Właścicielowi jest też
smutno, kiedy zginie mu ukochane zwierzÄ™.
- Myślałem o tym - odparł James. - Sądzę, że dobrze by było tym zwierza-
kom dać elektroniczny identyfikator.
- Słyszałam o tym - wtrąciła Carol - ale nie bardzo wiem, jak to działa. A ty?
- zwróciła się do Alice.
- To jest taka mała płytka, którą umieszcza się pod skórą zwierzęcia i na któ-
rej zapisane są jego dane. Jest to sprzężone ze specjalną kartoteką. Gdy do skóry
zwierzęcia przyłoży się czujnik, można odczytać zakodowane informacje i za-
błąkane czy ukradzione psy łatwo wtedy znalezć. Będziemy musieli się tym za-
jąć.
- Gdy tylko się skomputeryzujemy - oznajmił James tak pewnym siebie gło-
sem, że Carol najpierw wlepiła w niego oczy, a potem pytająco spojrzała na
przyjaciółkę.
- Chodz ze mną, Carol! - zawołała nagle pani Norton. -Chcę ci pokazać
zdjęcia. - Gdy wyszły, Alice usłyszała słowa matki: - Oni zakładają spółkę i...
Głos matki zamarł w oddali.
- Czy trochę nie przesadzasz? - spytała chłodno. - Przecież nie musimy rzu-
cać się od razu na szczyt techniki?
- Dlaczego nie? Nie chcesz w swojej lecznicy nowoczesnego wyposażenia?
- W swojej? Wytrzymał jej wzrok.
- Przecież cię rozumiem. Boisz się, że przejmę tę lecznicę kompletnie. Mam
racjÄ™?
- Tak - przyznała po chwili wahania.
Przymknął oczy i zrobił minę, jakby jej potwierdzenie wywołało w nim roz-
pacz.
- Wobec tego - oświadczył w końcu - wpiszemy do umowy klauzulę, która
ci zagwarantuje prawo zawetowania każdej mojej propozycji.
RS
- To absurd! - zaprotestowała. - Wtedy nie będzie to żadna spółka.
Westchnął i zaczął głośno rozważać:
- Myślałem, że wczoraj wieczorem wszystko ustaliliśmy. A może zostałbym
młodszym wspólnikiem? Nie, to bez sensu. Na to nie mogę się zgodzić. Albo
spółka, albo nic.
Zapadło pełne napięcia milczenie, które przerwał, na szczęście, dzwonek te-
lefonu. Gdy Alice sięgała po słuchawkę, James rzucił chłodno:
- Zastanów się nad tym i szybko daj mi znać. Skinęła głową i podała mu słu-
chawkÄ™:
- Do ciebie.
Minutę pózniej wziął torbę lekarską i powiedział:
- Jadę do szkoły jazdy Marshalla. Koń im okulał. Cześć. Gdy jego samochód
zniknął za zakrętem, Carol weszła do
środka i oznajmiła:
- Mama prosi, żebyś z nią porozmawiała. Jest trochę zdenerwowana. Ja tu
wszystkiego dopilnujÄ™.
Pani Norton istotnie nie była w dobrym nastroju i Alice westchnęła z niechę-
cią, uświadamiając sobie, że czeka ją następna, nieprzyjemna wymiana zdań. Nie
sądziła, że dojdzie do tej przykrej rozmowy z Jamesem, ale jeszcze gorsze było
wyjaśnianie wszystkiego matce. Dlaczego nie zostawią jej w spokoju? Pró-
bowała ubrać swą myśl w jakieś taktowne słowa, gdy matka odezwała się;
- Widzę po tobie, że znowu się pokłóciłaś z Jamesem.
Doszłam do wniosku, że nie chcę być wplątana w wasze sprzeczki. Oczywi-
ście współczuję ci, ale współczuję też Jamesowi, lecz podjęcie ostatecznej decy-
zji należy wyłącznie do ciebie.
Urwała i spojrzała uważnie na córkę.
RS
- I jeszcze jedno. Gdyby twój ojciec otrzymał taką propozycję, którą ty pod-
świadomie usiłujesz odrzucić, nie wypuściłby jej. Jak ci wiadomo, on nie lubił
stać w miejscu.
Alice pokręciła głową. Jak to, ona stoi w miejscu? Zabolało ją to oskarżenie,
zwłaszcza że pochodziło z ust jej łagodnej, taktownej matki. Nie znajdując od-
powiedzi, uśmiechnęła się smętnie i wróciła do gabinetu. Pół godziny pózniej
zadzwonił Edward i gdy Carol podała jej słuchawkę ze słowami: - Ty to masz
dzisiaj szczęście! - gestem dała jej do zrozumienia, by nie wychodziła.
- Nie pamiętam - zaczął chłodno i dystyngowanie - czy umówiliśmy się na
kolację, ale jeśli tak, to w tej sytuacji należy ją odwołać. Najwyrazniej nic nas już
nie łączy, a sądząc po tym, co wczoraj z Becky zobaczyliśmy...
- Nie bądz taki melodramatyczny, dobrze? Wyciągnęliście niewłaściwe
wnioski, ale to nie ma znaczenia.
- Ale dla mnie to miało znaczenie! - zaprotestował ze złością. - I dla Becky
też. Biedna dziewczyna. Powiedziała mi, że James ją zawiódł. Była tak roztrzę-
siona, że postanowiłem zaprosić ją na kolację zamiast ciebie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl