[ Pobierz całość w formacie PDF ]
musiał być los jego matki, słabej, bezradnej i chorowitej kobiety, która
znalazła jednak w sobie tyle siły, by ratować się z niebezpieczeństwa i
zapłacić swoiem życiem za życie dziecka.
Głęboki szloch wezbrał w niej.
- Achmedzie mój, Achmedzie - wyszeptała.
Po chwili wyszła z namiotu.
Ujrzała tam grupę żywo rozprawiających mężczyzn otaczających
Saint-Huberta. Jeden z Arabów podszedł całkiem blisko do hrabiego i
zadał mu szeptem, jakieś pytanie. Saint-Hubert zwrócił się do Diany.
- L udzie są zaniepokojeni. Uwielbiają oni Achmeda. Jussuf, który
nigdy nie myślał o czymś podobnym, stał się nagle bardzo pobożny i
modli się żarliwie wraz ze starym Abudullem. Jest zdania, że Allach
prędzej wysłucha jego modłów, gdy uklęknie na jednym dywanie z tak
pobożnym staruszkiem.
Myśli Diany powróciły do poprzedniej rozmowy. - Czy lord
Glencaryll wie o tym, że pan utrzymuje dalej przyjazne stosunki z
Achmedem?
- Tak, lord zaprzyjaznił się z moim ojcem i przebywa często u niego.
Jesteśmy niejako łącznikiem między nim a synem. Słucha zawsze chci-
wie opowiadań o nim i nie wątpi, że uda mu się kiedyś pogodzić z nim.
Nie czyni jednak żadnych starań w tym kierunku, wiedząc, że każdy jego
krok skazany jest z góry na. niepowodzenie. Jeśli jest ktoś, kto może
wyciągnąć rękę do zgody, to człowiekiem tym jest tylko Achmed.
Diana uczuła, że żal jej samotnego starca, który cierpiał równie jak
ona, z powodu nieugiętej woli Achmeda ben Hassana. Odwróciła się z
wolna i powróciła do namiotu. Zatrzymała się u, łoża i popatrzyła na
Raula. On wyczytał w jej oczach męczące pytanie i rzekł niemal
szeptem:
- Nie wiem nic. Wszystko jest w ręku Allacha.
ROZDZIAA DZIESITY
N oc była parna, powietrze suche. Otulona w cienkie jedwabne
kimono leżała Diana na łóżku z książką w ręku. Nie czytała jednak,
trudno było jej skupić myśli, błądzące daleko. Minęły trzy miesiące od
owej nocy, w którą Saint-Hubert zwątpił niemal o życiu szejka. A po tej
nocy nastąpiły dni niepokoju dłużące się w nieskończoność, dopóki nie
stało się pewne, że szejk wyjdzie zwycięsko z zapasów ze śmiercią i
wejdzie na drogę rekonwalescencji. Jeden jedyny raz wspomniał tylko o
minionych wypadkach. Gdy pochyliła się nad nim, palce jego objęły
przeguby jej rąk słabym uściskiem i wzrokiem szukał jej oczu.
- Czy przybyłem na czas? - A gdy ona skinęła głową opuszczając
oczy, odwrócił się bez słowa i tylko ciałem jego wstrząsał dreszcz. Gdy
odzyskał siły, starał się zawsze o to, by nie być sam na sam z Dianą i
nastawał bardzo na to, by dwa razy dziennie wyjeżdżała na konną
przejażdżkę bądz w towarzystwie hrabiego, bądz też Henryka. Pózniej
był silnie zajęty z wodzami zaprzyjaznionych szczepów, którzy przybyli
doń w odwiedziny. Wszystko składało się na to, że z wolna znikła
pomiędzy nimi zażyłość, która dała jej tyle szczęśliwych chwil. Była
zdana zupełnie na towarzystwo Raula. Darzyła hrabiego siostrzaną
miłością, której tak zawsze szczędziła własnemu bratu, hrabia podjął się
roli jej opiekuna jakkolwiek przychodziło mu to dość ciężko. Dlatego też
wspominał często o tym, że chciałby rozpocząć na nowo swój żywot
obieżyświata, za każdym razem jednak spotykał się z gorącym
sprzeciwem szejka.
Stosunek obydwu mężczyzn był taki sam jak dawniej. Od kiedy Raul
dobrowplnie ofiarował się dla szczęścia przyjaciela, nie mógł już żaden
cierl przyćmić tej wielkiej przyjazni.
Wreszcie Raul oświadczył stanowczo, że nie m0że przedłużać już
swego pobytu i że wyrusza do Maroka. Począł czynić przygotowania 00
podróży z takim pośpiechem, jak gdyby chodziło o ucieczkl;.
Wyjazd jego oznaczał dla Diany nadejście chwili przełomowej, którą
trudno było odwlec. Pożegnała hrabiego wieczorem, ponieważ miał
wyruszyć wraz z Achmedem bardzo wczesnym rankiem. Po ich
odjezdzie obóz jakby opustoszał, a dzień wydał się bez końca.
Diana zjadła samotnie kolację i oczekiwała powrotu szejka. W jakim
nastroju powróci? Od dnia w którym Raul zapowiedział swój odjazd,
szejk stał się jeszcze bardziej milczący i powściągliwy. Książka, którą
trzymała w ręku, upadła na podłogę, nie uczyniła jednak żadnego ruchu,
aby ją podnieść. Zwyczajna cisza pustyni była dzisiaj jakoś dziwnie
przytłaczająca, a milczenie tak denerwujące, że nagłe rżenie konia
zamkniętego gdzieś w stajni przyprawiło ją o gwałtowne bicie serca.
Była zdenerwowana i niespokojna, a myśli jej kłębiły się bezładnie.
Rozmyślała nad tym, co się z nią stanie. Było jej to zresztą obojętne,
wszystko straciło wartość z chwilą, gdy on już jej nie pragnął. U czuła
nagle, że morze całe gorzkich łez nagromadziło się w niej, że nędza
ostatnich tygodni szukała jakiegoś ujścia. N ie mogła już więcej
zapanować nad sobą. Płacz nie przychodził jej tak łatwo. Od owej nocy,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]