[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zacząłem mu się przyglądać.
- Nie masz pieniędzy w banku Davenheima i Salmona, mon ami?
- Nie - odparłem zdumiony. - Dlaczego?
- Ponieważ radziłbym ci je podjąć, zanim będzie za pózno.
- Dlaczego? Obawiasz siÄ™ czegoÅ›?
- Obawiam się, że za kilka dni, być może wcześniej, splajtują. A propos, odpiszemy
Jappowi na depeche. Ołówek, bardzo proszę, i formularz. Voila!  Radzę podjąć pieniądze z
banku, o którym mówiliśmy . To go zaintryguje, poczciwego Jappa! Bardzo szeroko otworzy
oczy ze zdumienia! Zupełnie nie będzie wiedział, o co chodzi, aż do jutra albo pojutrza!
Odniosłem się do tego sceptycznie, ale następnego dnia musiałem wyrazić uznanie dla
nadzwyczajnych zdolności przyjaciela. Olbrzymie nagłówki we wszystkich gazetach mówiły o
bankructwie banku Davenheima. W świetle rewelacji na temat kondycji finansowej banku
zniknięcie znanego finansisty nabrało całkowicie odmiennego znaczenia.
Akurat w najlepsze jedliśmy śniadanie, gdy raptem drzwi się otworzyły i do pokoju
wpadł Japp. W lewej ręce trzymał gazetę, w prawej - telegram od Poirota, który cisnął na stół
przed moim przyjacielem.
- Skąd pan o tym wiedział, monsieur Poirot? Jakim sposobem, do licha, pan do tego
doszedł?
Poirot z lekka się do niego uśmiechnął.
- Och, mon ami, po pańskim telegramie miałem już pewność! Widzi pan, od samego
początku w tym włamaniu do sejfu uderzyło mnie coś niezwykłego. Klejnoty, gotówka,
obligacje na okaziciela, wszystko wydawało się przygotowane. Dla kogo? Otóż poczciwy pan
Davenheim należał do tych, którzy nie zasypują gruszek w popiele, jak to zwykliście określać!
Było prawie pewne, że przygotował to dla siebie! No i ta jego pasja od kilku lat do kupowania
klejnotów! Jakież to proste! Za sumy, które sprzeniewierzył, nabywał klejnoty, te z kolei
najprawdopodobniej zastępował bezwartościowymi duplikatami i w ten sposób zgromadził w
bezpiecznym miejscu, pod innym nazwiskiem, znaczny majątek, aby móc się nim cieszyć, gdy
wszyscy inni zostaną wyprowadzeni w pole. Kiedy przygotowania zostają zakończone,
wyznacza spotkanie panu Lowenowi (który w przeszłości był na tyle nieroztropny, aby raz czy
dwa wejść w drogę takiej znakomitości), wierci w sejfie dziurę, nakazuje wprowadzić gościa
do gabinetu i wychodzi z domu. DokÄ…d?
- Poirot urwał i wyciągnął rękę po kolejne gotowane jajko. Zmarszczył brwi. - To wręcz
nie do zniesienia - wymamrotał - żeby każda kura znosiła jajka innej wielkości. Jakaż asymetria
powstaje z tego przy stole! %7łeby chociaż sortowali je w sklepie!
- Mniejsza o nie - odparł zniecierpliwiony Japp. - Mogą być nawet kwadratowe. Niech
nam pan raczej powie, gdzie się gość udał, gdy opuścił Cedars, jeśli pan to wie!
- Eh bien, poszedł do swojej kryjówki. Och, ten pan Davenheim, być może jego szare
komórki mają jakieś zniekształcenia, funkcjonują jednak pierwszorzędnie!
- Czy pan wie, gdzie jest jego kryjówka?
- Naturalnie. Jest bardzo pomysłowa.
- Na miłość boską, niech więc pan nam powie!
Poirot uważnie zebrał z talerza wszystkie kawałki skorupki, umieścił je w podstawce do
jajek, a na nich odwróconą pustą skorupkę. Zakończywszy tę operację, rozpromienił się na
widok jej rezultatu, a potem patrząc na nas, uśmiechnął się czule.
- Zmiało, przyjaciele, jesteście ludzmi inteligentnymi. Zadajcie sobie pytanie, jakie i ja
sobie postawiłem: Gdzie bym się ukrył na miejscu tego człowieka? Hastings, co powiesz?
- Cóż - odparłem - skłonny jestem przypuszczać, że w ogóle bym się nie ukrywał.
Zostałbym w Londynie, w sercu tego wszystkiego, jezdziłbym metrem i autobusami; stawiam
dziesięć do jednego, że nigdy by mnie nie rozpoznano. W tłumie można czuć się bezpiecznym.
Poirot badawczo odwrócił się w stronę Jappa.
- Nie zgadzam się. Uciec od razu, to jedyna szansa. Miałbym mnóstwo czasu, żeby
wszystko wcześniej przygotować. Czekałby już na mnie w pogotowiu jacht i zanim zaczęłaby
się ta cała wrzawa, umknąłbym w jeden z najodleglejszych zakątków świata. - Obaj
popatrzyliśmy na Poirota. - A co pan by zrobił?
Detektyw przez chwilę zachowywał milczenie. Potem przemknął mu przez twarz
niezwykły uśmiech.
- Przyjaciele, gdybym próbował ukryć się przed policją, czy wiecie, gdzie bym szukał
schronienia? W więzieniu!
- Co?
- Poszukujecie monsieur Davenheima, aby wsadzić go do więzienia, więc nigdy nie
przyjdzie wam na myśl sprawdzić, czy aby już go tam nie ma!
- Co pan ma na myśli?
- Twierdzi pan, że madame Davenheim nie jest zbyt inteligentna. Sądzę jednak, że
gdyby zabrał ją pan na Bow Street i dokonał konfrontacji z mężczyzną podającym się za
Billy'ego Kelletta, rozpoznałaby go! Mimo że zgolił brodę, wąsy i te krzaczaste brwi i krótko
przyciął włosy. Trudno nie rozpoznać męża, nawet gdy wszystkich innych uda mu się
wyprowadzić w pole.
- Billy Kellett? Ależ on był już wcześniej notowany!
- Czyż nie mówiłem, że to inteligentny człowiek? Przygotował sobie alibi dużo
wcześniej. Jesienią nie był w Buenos Aires, wcielił się w postać Billy'ego Kelletta,
 odsiadującego trzy miesiące , aby policja nie miała żadnych podejrzeń, gdy nadejdzie
właściwy czas. Pamiętajcie, że grał o dużą stawkę: wielki majątek i wolność. Warto było
doprowadzić całą rzecz do końca. Tyle że...
- Tak?
- Eh bien, potem musiał nosić sztuczną brodę i perukę, musiał się ucharakteryzować, a
nie jest łatwo spać ze sztuczną brodą, mistyfikacja może zostać łatwo odkryta. Nie mógł dłużej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl