[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przynajmniej tak im się wydaje. Im niestraszne są nawet przydrożne atrapy policjantów .
 Krzysiek był czymś zaniepokojony - przypomniałem sobie jego reakcję, gdy, widząc
za oknem harcerzy, powiedziałem: Oni tu są.  Przedłużał nasze spotkanie. Może
rzeczywiście w Marózku dzieje się coś, o czym nie wiem. Muszę pogadać o tym z
27
Krzyśkiem. Jeżeli ma kłopoty...
Odezwała się komórka. Paweł.
- Szefie! DzwoniÄ™ zgodnie z umowÄ….
- Mów!
- Nie mogę dziś do pana zajrzeć, bo...
- W porządku! - nie chciałem wyjaśnień. Dziś nie miałem czasu na spotkanie z
Pawłem.
- Jak to? - zdziwił się. - Nie muszę się tłumaczyć?
- Przecież jestem na urlopie.
- No tak, ale...
- Pawle! Nie musisz niczego wyjaśniać. To, że nie możesz, jest mi dzisiaj na rękę, bo
do rana muszę przeczytać opasły scenariusz filmowy. Mało tego! Muszę na nim
powypisywać uwagi.
- Scenariusz filmowy? Uwagi? - zdziwił się Paweł.
- Jutro siÄ™ z tobÄ… skomunikujÄ™. Pa!
- Pa? - usłyszałem zdziwiony głos Pawła, wyłączającego komórkę.
 W ten sam sposób Kama zakończyła naszą ostatnią rozmowę telefoniczną i swój list
- złapałem się na naśladownictwie. I zaraz pomyślałem:  A cóż to szkodzi?
Dobrze jest rzucić lekkie  pa! , zamiast ciężkiego  żegnam , bezsensownego  cześć ,
czy czegoÅ› w tym rodzaju?  Pa! brzmi pozytywnie, motywujÄ…co, optymistycznie...
Pamięć o liście Kamy nie dawała mi spokoju. Znając siebie, wiedziałem, że nie
powinienem teraz o nim myśleć. Powrót do absorbującej, odważnej i wyważonej treści
listu mógł zakończyć się moim całkowitym zaangażowaniem w wydarzenia, o których
istocie nie miałem zielonego pojęcia. Nie potrafiłbym się powstrzymać przed wejściem
w to, w czym uczestniczyły Kama i Iga. One tego nie chciały. Zauważyłem, że, bez
mojego udziału i bez paniki, panowały całkowicie nad sytuacją. Potrafiły przewidywać i
doskonale wiedziały, co i jak trzeba robić, by wszystko mieć pod kontrolą. Z zimną
konsekwencją realizowały własną strategię. To, czego oczekiwały ode mnie, już
osiągnęły. Rozpoznałem faceta spod drzewa. Nie chciały mnie, przynajmniej na razie,
wtajemniczać. Tak wynikało z listu Kamy. Teraz, dla dobra sprawy, nie mogły
kontaktować się ze mną. Ja z nimi również. Jednak pamięć o liście Kamy powracała do
mnie pod byle pretekstem.
Postanowiłem zadzwonić do Kamy.
- Dlaczego tak pózno? - usłyszałem jej głos. - Już się niepokoiłam... Nieważne...
Dobrze, że zadzwoniłeś.
- Dzięki za list! Co się dzieje?
- Musimy o tym porozmawiać.
- Gdzie mam dojechać?
- Pamiętasz jeszcze, gdzie mieszkasz?
- Oczywiście! Warszawa, Stare Miasto...
- To wiesz, gdzie masz dojechać.
- U mnie? - ucieszyłem się.
- Co: u ciebie?
Nagle straciłem pewność siebie: - No, porozmawiamy... Mówiłaś, że musimy
porozmawiać.
- Oczywiście, że musimy. Nie mówiłam jednak, że dzisiaj i u ciebie... Oj, Tomasz! Nie
28
jesteś pępkiem świata. Muszę kończyć. Pa!
- Pa! - rzuciłem do głuchego telefonu.
Wygłupiłem się i natychmiast dostałem od Kamy lekcję pokory.
***
Minęła mi ochota do naciskania pedału gazu i trzymania kierownicy. Skruszony,
skręciłem do najbliższego zajazdu. Z trudem wcisnąłem wehikuł między dwa lśniące
ople. Z jeszcze większym trudem znalazłem wolny stolik pod oknem. Zamówiłem
specjalność kuchni. Rozłożyłem scenariusz.
- Przepraszam, czy to miejsce jest wolne? - usłyszałem pogodny głos młodej kobiety.
 Jasny gwint! Tylko nie to! Zwiat jest przecież taki wielki! Dlaczego wszyscy ludzie
uwzięli się dziś na ten zajazd? Chciałem, żeby przy tym stoliku, do mojego wyjścia,
było zajęte tylko jedno miejsce. Właśnie tu i teraz potrzebowałem chwili samotności, jak
śledz soli!  Nie! Zledz soli nie potrzebuje - uśmiechnąłem się do siebie i od razu
poczułem się lepiej.  Zledzia soli człowiek, bo lubi solone śledzie. Człowiek potrzebuje
miejsca, gdzie mógłby go skonsumować na siedząco.
- Nie jestem pewien - odpowiedziałem uprzejmie. - Zaraz to sprawdzę, ale nie wiem,
czy dziś serwują tu solone śledzie - dodałem, nie odrywając oczu od tekstu, żeby dać do
zrozumienia, że jestem bardzo zajęty czytaniem. Zagrałem zgreda.  Może zrozumie i
sobie pójdzie?
Nie poszła.  Znaczy: nie zrozumiała. Trzeba inaczej... Na pajaca! . Wstałem, zajrzałem
aktorsko nad stolikiem na siedzenie wskazanego krzesła: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl